sobota, 22 grudnia 2012

"KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE..."



UWAGA! Zaginął Wojciech S. aka Inkq. Ostatni raz podczas gry widziano go na turnieju Wojna Światów w marcu 2012. Trop urwał się niedługo po tym. W trakcie sprzątania eventu wąsy Inkq'iego znaleziono wciśnięte pomiędzy turniejowe blaty. Po samym właścicielu nie było jednak śladu.


W trakcie ostatnich kilku lat przed zaginięciem, Wojciech S. grał w Warhammer'a 40,000 na licznych turniejach. Cieszył się sympatią, oraz szacunkiem całej turniejowej społeczności. Według zeznań przyjaciół Inkq'iego nie miał on żadnych wrogów.



Śledztwo w sprawie zaginięcia trwa już wiele miesięcy. Policja, oraz przyjaciele zaginionego Wojciecha S. bezskutecznie starają się namierzyć jego miejsce pobytu. Trudności w poszukiwaniach spowodowane są licznymi raportami i zeznaniami świadków, które jednogłośnie wskazują osoby podobne do Wojciecha S. na licznych eventach związanych z Warhammer'em 40,000, odbywających się w ostatnich miesiącach na terenie Polski. Żadna ze zgłoszonych osób nie brała jednak czynnego udziału w turnieju, i nie została wpisana do rankingu Ligi Ogólnopolskiej jako uczestnik. W następstwie braku dowodów i licznych, mylnych tropów - Wojciech S. nadal nie został odnaleziony.


Wszelkie informacje mogące pomóc w poznaniu miejsca pobytu, lub losu Wojciecha S. prosimy przesyłać do redakcji na z22cm@op.pl lub zamieszczać w komentarzach. Sprawdzimy każdy trop!


Trop 1.
"Zatrzymany doktor Wojciech S."

Trop 2.
"Wojciech S. uratował pacjenta karetki..."

Trop 3.
"27l. Wojciech S. zadźgał rodzinę i wyskoczył z 10 piętra..."




Pozdro600!
Nazroth

środa, 5 grudnia 2012

"SAMOZWAŃCZY MODERATORZY" chcą twego poparcia!



Obywatelu! Obywatelko! Wiedzcie: Ogólnopolska Liga Warhammer'a 40,000 dniem i nocą czuwa nad poprawnością waszych gier! Nieustępliwie wertuje podręczniki. Dogłębnie bada zasady. Ogólnopolska Liga, za pośrednictwem Samozwańczych Sędziów, Organizatorów i Moderatorów dba o to, byście przestrzegali zasad!




Tak naprawdę na obowiązujące w Polsce 'Zasady' Warhammera 40,000 wpływ ma każdy, kto aktywnie uczestniczy w toczących się, wokół licznych interpretacji, dyskusjach. Forum Ogólnopolskiej Ligi Warhammer'a 40,000 to miejsce, gdzie podejmowane są ważne dla graczy decyzje. Wielu zainteresowanych graczy śledzi przebieg tych dyskusji, a niektórzy zdobywają się na odwagę podjąć wyzwanie actimela i przekazać swój punkt widzenia. Samozwańczy Sędziowie Ligi Ogólnopolskiej z chęcią poznają każdą cenną uwagą, każdy konkretny argument i każdy dojrzały głos rozsądku. Samozwańczy Moderatorzy nie usuną żadnej poprawnej wiadomości tekstowej, zawartej w ramach poruszanego tematu. Samozwańczy Organizatorzy zobaczą reakcję szerszej Turniejowej Braci, badając w ten sposób rynek potencjalnych nabywców na swoje Eventy.




O tym, jak trudno jest znaleźć się w gronie Polskiej, Samozwańczej Decyzyjnej Czołówki wiedzą osoby, zasiadające przy okrągłym stole - miejscu, w którym stawka jest zawsze najwyższa. Jak mawia Max Hardcore - "żeby wyjąć, trzeba włożyć." I tak, aby realnie wpływać na to jak kreuje się nasza Polska Scena Warhammer'a 40,000 trzeba przy niej po prostu za pier da lać - istny Dziki Zachód! Ręce po łokcie uwalane w gnoju. Dobroczynna organizacja Eventów dla innych. Moderacja pojawiających się, nadnaturalnych bzdet na Forum Ligi Ogólnopolskiej, a przede wszystkim aktywne uczestnictwo w największych i najpopularniejszych Polskich Turniejach. Gracz, który na 40stkowych Eventach wytarł od kulania opuszki palców ma potrzebne doświadczenie. Nie tylko uczestniczył w wielu związanych z zasadami dysputach, ale też był naocznym świadkiem piętna, wywartego przez nie na całym Turnieju. Zakiszenie we własnym sosie, nadmierna eskalacja klimatu, czy też wygórowane oczekiwania względem własnej armii- mogą doprowadzić do mylnych interpretacji. Takich, które na pozór wydają się jedynymi słusznymi. Prawda jest nieugięta: od siedzenia na Turniejach trzeba mieć doopę wytartą jak pawian i dopiero wtedy można założyć, że 'Coś' się o nich wie. 'Coś', a nie 'wszystko'. Gracze wiedzący to cenne 'Coś' zrzeszają się w grupie wolontariuszy, na własnych barkach dźwigając teraźniejszy obraz Sceny Warhammer'a 40,000 w tym kraju. Wspomagani przez 'Weteranów z kanapy' obsadzają wysokie mury wieloletnich dysput i argumentów. Wszystko po to, by szary gracz mógł spać spokojnie...


 


Są jednak głosy sprzeciwu. Lud, ciemny i ubogi w wiedzę, domaga się drastycznych zmian! Trafiają się gracze, nie posiadający za grosz prawdziwego Turniejowego doświadczenia - nabytego w ogniu najsroższej walki na polach największych i najbardziej obleganych Polskich Eventów ostatnich lat. Gracze, którzy żądają krwi! Pragną obalić rządy terroru i zrzucić brzemię nikczemnych Klaryfikacji Zasad. Gracze takowi nadinterpretują dobrą wolę Organizatorów Mega Eventów. To co Organizator postrzega jako naturalne: możliwość korzystania z Polskich Klaryfikacji Zasad - człowiek pod wpływem głębokiej niewiedzy widzi złem wcielonym. Kajdanem narzuconym przez tyrana - Samozwańczych przedstawicieli Ligi Ogólnopolskiej.

Przymusu nie ma. Liga Ogólnopolska pracuje dla graczy. To co robimy jest Org/Player Friendly. Umożliwiamy uwspólnienie regulaminów wszystkich znaczących Eventów Warhammera 40,000 na terenie Polski. Każdy kto nie chce stosować się do Ligowych interpretacji zasad - ma do tego prawo. Jednocześnie wielu mądrych, lokalnych Organizatorów  wie, że pisklęta z ich Turniejowego gniazda wzbiją się w powietrze, tylko wtedy, gdy będą do tego odpowiednio przygotowane. Jeśli komuś wydaje się, że może grać, stosując home rules tworzone pod własną armię, a potem pojechać na Turniej Klasy Master i zrobić coś więcej niż złożyć swoje ciało w ofierze, pucując ostatnie stoły:





Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 25 listopada 2012

"CHCESZ WIEDZIEĆ SKĄD MAM TE BLIZNY?"

Trochę się czytało ostatnimi czasy, albowiem człowiek oczytany to człowiek z założenia mądrzejszy. Oczywiście jako zagorzały fan literatury 'poważnej', zgłębiałem tajemnice tworów tematycznych, poświęconych Warhammer'owi 40,000 i przez kilka lat nie pozwoliłem, by moje myśli zaprzątały dzieła z poza ścisłego zakresu moich zainteresowań...




Znajdą się pewnie tacy, co zaraz wytkną wady diety skomponowanej wyłącznie z dzieł Black Library, twierdząc, że jest ona uboga w głębokie przesłania, czy odpowiednio dojrzała. Nic bardziej mylnego - Black Library wydało przecież serię, której chwała nigdy nie przeminie. Mowa o Horus Heresy, współtworzonej przez czternastu autorów, obecnie liczącej dwadzieścia trzy części, sprzedanej w milionach egzemplarzy. Tak więc już na wstępie można śmiało stwierdzić, że miłośników tego rodzaju książek nie brakuje, a dzieła Black Library muszą coś w sobie mieć, skoro sprzedaż jest aż tak duża.




Wydawcy z Black Library też musieli zdać sobie z tego sprawę. Rozwijając się w zgodzie z obecnym nurtem zaproponowali konsumentom liczne promocje, zestawy, audio booki, oraz limitowane edycje. To właśnie o jednej z takich 'Limitek' będzie dziś mowa, ale może najpierw ogólnikowo.
Z początku wydawane w określonej ilości kopii, edycje limitowane budziły liczne kontrowersje. Ludzie zabijali się o nie, a egzemplarzy zawsze brakowało. Obecnie polityka wydawnicza uległa zmianie i Limitki drukowane są na zamówienie - co każdemu daje możliwość nabycia własnej sztuki bez konieczności walki na noże i wyszukiwania wymarzonych książek w internecie, zazwyczaj w zbrodniczo zawyżonych cenach.




Na tym etapie jestem już gotów, by odpowiedzieć na tytułowe pytanie: 'Te Blizny' nabyłem za 171 pierdolonych złotych, nie bez emocji rozstając się z tą nader wyuzdaną kwotą. Decyzja o nabyciu 'za wszelką cenę' zapadła, gdy dowiedziałem się o zmianie sposobu wydawania Limitowanych książek. W przeciwieństwie do swoich poprzedników - 'książka moich marzeń' została wydana w ilości 5764 egzemplarzy, z czego jeden był przewidziany właśnie dla mnie. Nabycie tak drogiego uzupełnienia swojej kolekcji było o tyle istotne, iż opowiada ono o mało popularnym i rzadko opisywanym Legionie Astartes: Białych Bliznach.




Brootherhood of the Storm z pewnością podzieli fanów Black Library na dwa obozy. Tych, którzy zagłębili się w historię Herezji tak głęboko, że każdy smaczek, każda wzmianka, każdy fragment fluffu - jest dla nich cenniejszy niż 'zainwestowany' pieniądz. Tego typu czytelnika zachwyci z pewnością twarda oprawa, zapach świeżo wydrukowanej książki, kilka stron w kolorze, stylowa czerwona tasiemka, służąca za trwale przymocowaną do księgi zakładkę... a przede wszystkim zawartość, opisująca White Scars z zupełnie innej perspektywy. Książka spektakularnie lokuje bowiem Piąty Legion pośród wydarzeń, o których prawdziwi entuzjaści Warhammer'a 40,000 czytali od 2006 roku i każdy dodatek będzie odbierany pozytywnie.
Przeciwieństwem entuzjastów będzie grupa malkontencka. +/- 170zł za książkę wielkości 120-kartkowego zeszytu, w dodatku WIELKIM, TŁUSTYM DRUGIEM, w dodatku licząca mniej niż 130 stron, z których część to reklamy istniejącej serii. Szczerze powiedziawszy jest na co narzekać, a na domiar złego książka ni w chuj ni w oko nie pasuje na półkę, gdzie spoczywa reszta serii...


Osobiście czuję się zarazem ostro wyruchany, a jednocześnie typowo dla wyznawców Slaanesh'a ukontentowany dobrym ruchankiem. Książka spełniła moje oczekiwania i według licznych zapowiedzi na youtube, czy stronie Black Library - wyjaśniła mi powody nieobecności Skarsów na scenie największego Teatru Wojny w dziejach 40stki. Pozwoliła mi zajrzeć wgłąb duszy Białych Blizn, z licznych perspektyw poznać ich sposób myślenia, to jak są zorganizowani, oraz ich relacje z innymi Legionami, Imperium, czy Administratum. Lektura rzuciła zupełnie nowe światło na postać Jaghatai Khana, nieustraszonego, nieuchwytnego, tajemniczego wodza Blizn. Niespodziewanie książka pozwoliła mi też poszerzyć swoją wiedzę na temat Luna Wolves, oraz tego jak Piąty Legion postrzegał swoich wojowniczych kuzynów. Na koniec, Brotherhood of the Storm pobudziło do działania moją wyobraźnię, po raz kolejny przypominając ogrom Imperium, o którym czytam. Odległości, zawiłe powiązania między postaciami, kompaniami, Legionami, czy Primarchami.

Gdybym miał podsumować tą książkę jednym zdaniem, powiedział bym, że tak jak reszta serii: 'Jest zajebista i warto było wydać na nią kasę'.




Brotherhood of the Storm to MUST HAVE dla wszystkich miłośników Legionu: White Scars, a także bardzo ciekawa pozycja dla entuzjastów Herezji Horusa. Warto dodać, że nie jest to jedyna książka poświęcona 'zmotoryzowanym nomadom', niemniej jednak jedyna naprawdę warta przeczytania. Dla przykładu nowela pod tytułem 'White Scars' zasysa faję od żołędzi, aż po mosznę i nabytą kopię wyjebałem do pudła gdzieś na dnie szafy, po przeczytanie ledwie 25%. Nie byłem w stanie znieść infantylności tej książki, kiczowatego heroizmu głównych bohaterów, naciąganych żartów, czy relacji między głównymi postaciami. Padaka, tarcie dupą po żwirze, męczarnia większa, niż w przypadku wizyty u proktologa. (jak ktoś lubi wypiąć do proktologa - to książkę 'White Scars' i tak odradzam).



I na koniec, jeśli któryś z wytrwałych entuzjastów serii poskąpił kasy i teraz żałuje... to dobrze mu tak!




Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 18 listopada 2012

"COŚ SŁABY GRZYB W TYM ROKU..."

Pewnie wielu zatwardziałych czytelników zastanawia się jakież to frykasy przygotowałem pod tym wiele mówiącym tytułem wpisu. Ostudźcie swoje procesory, dziś czeka nas krótka recenzja jednej ze świątecznych nowości Games Workshop.

Nowości oczywiście w bród! Mamy wspaniały system umocnień nazwany dumnie Wall of Martyrs, całą serię zestawów Megaforce, a nawet kolejny jeszcze bardziej 'naj': Turbo Mega Ultimate Paint Set! GW pobłogosławiło ten rok szczególnie atrakcyjną ofertą świąteczną. Wiemy natomiast, że Diabeł tkwi w szczegółach - a małe, nie zawsze jest tak piękne, jak zapewnia przysłowie.





Jako modelarz, którego spuścizna liczy już tysiące wymalowanych figurek (wymalowanych w ten czy inny sposób, nie zawsze zacnie) szczególną uwagę zwróciłem na wydane w tym roku akcesoria modelarskie. Z racji, że w moim warsztacie właśnie powstaje kolejna makieta - zdecydowałem się nabyć zestaw: Citadel Under-Empire Basing Kit, którego barwny opis brzmi tak: The Citadel Under-Empire Basing Kit basing kit helps you personalise the bases of your models to create the effect of subterranean weirdness for your miniatures, and it can be used with any miniature regardless of system. The kit features a number of intricately detailed components including stalagmites, exotic mushrooms, pieces of slate, shale and glowing green rocks. No przecież marzenie! Płaskie łupki piaskowca, świecące kryształy, a do tego zalatujące podziemnym klimatem grzybki, czaszki, stalagmity!
Jak się szybko okazało jest to raczej Under-Empire Basing Shit, ale nie koniecznie w złym tego słowa znaczeniu...




Przede wszystkim pudełko. Uwielbiam nowe pudełka na posypki by GW. Trzymam w nich min. ruchome elementy modeli, czyli ręce, bronie i inne duperele umocowane na magnesach neodymowych. Świąteczne pudełko podzielone jest na cztery przegrody, tym samym drastycznie ułatwi mi utrzymanie porządku w mini zbrojowni. I like that!
 



W zestawie znajduje się oczywiście cała masa fajnych rzeczy, o których wspomina opis. Są  i Nekrońskie kryształki, które zaważyły o wyborze tego, a nie innego zestawu do podstawek. Z początku miałem pewne obawy - w końcu widziałem kryształy wycinane z Nekrońskich światełek i nie robiły jakiegoś piorunującego wrażenia. Na szczęście kryształy z zestawu urywają doopę i w pełni rekompensują okrągłą sumkę wydaną na zestaw. 




No i jest jeszcze "grzyb". Teraz każdy już wie czego dotyczy ten wpis. Niby grzyb jak grzyb, a jednak muszę przyznać - przeżyłem przezeń wielki zawód. Aby to zrozumieć, musicie liznąć historii.
Kiedy byłem małym chłopcem i nabyłem swój pierwszy White Dwarf, co nie było błahostką, gdyż w tym celu przemierzyłem całe miasto, znalazłem w nim ciekawy artykuł. Opisywał on pracę jednego z rzeźbiarzy GW, który utracił dłoń, a mimo to nadal pracował nad modelami. Oczywiście w tamtych czasach wszystko rzeźbiono z Green Stuffu, nie bawiąc się w grafikę 3D i laserowe wycinanie pierwowzorów. Ów jegomość na przestrzeni lat wyprodukował dziesiątki modeli, min. Sierżanta Plagusów, który miażdży wyglądem po dziś dzień. Lektura wywarła na mnie ogromne wrażenie, kreując niejako mój wielki szacunek dla 'ręcznej roboty'. Przyznam, że jeszcze kilkanaście minut temu czułem ogromny sentyment do ręcznie rzeźbionych figurek. Czasem łapałem się nawet na tym, że brakowało mi oldschoolowego klimatu dawnych modeli. Wracając na ziemię: zestaw Under-Empire zawiera całe mnóstwo ręcznie rzeźbionych grzybów. Poziom włożonej weń pracy śmierdzi kupą i powoduje wypadanie włosów pod pachami. Żenujące - pseudo-grzyby są tak paskudne, że nie nadają się na podstawki. Ciężko zadecydować który paskudniejszy, ale po chwili namysłu wybieram - królem paskudnych grzybów i rzeźbiarskiej fuszerki jest zdecydowanie grzyb o nodze w pionowe paski. Kwintesencja lamerstwa, wizualny synonim słowa 'bida'. Nasuwa się pytanie - jak można zapłacić komuś za taką robotę i jeszcze puścić to do masowej produkcji? Wstyd...

A zatem - zestaw Citadel Under-Empire Basing Kit zaliczam do produktów częściowo udanych i na pewno wartych nabycia, choćby po to by pośmiać się z poziomu zawartych w nim grzybów. Jednocześnie ostrzegam, że wrażenia wizualne spowodowane zastosowaniem zajebistych zielonych kryształów, mogą zostać przyćmione efektem WOW! grzybnych ulepków!. Myślę, że produkt zasługuje na słowa podsumowania:





Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 28 października 2012

ESKALACJA EKSTATYZMU - "SLAANESH RADZI JAK GRAĆ" cz.8

Slaanesh, Bóg  ekstremalnych emocji błogosławi swoich mrocznych czempionów. Zwodniczy uśmiech nagradza podejrzliwością przeciwnika. Machanie ręką w uniesieniu nagradza epickimi rzutami. Ekstatyczne wywijanie fujarą nagradza bezkarnym Zapięciem.
 

"Aby wygrać, trzeba grać"


"Dobra mina do złej gry" to pojęcie szeroko znane w okolicach ostatnich stołów. Prawdziwi Plastikowi Gladiatorzy - Licencjonowani Zapinacze, nie znają tego idiomu. Podczas Turniejów Warhammer'a 40,000 stosują wyłącznie Dobrą minę do dobrej gry. To, że Bogowie Chaosu zdają się czasem faworyzować oponenta, a rzuty chłoszczą w niewyobrażalny wręcz sposób, nie oznacza, że gra jest 'zła'. Z każdej porażki wynika bowiem nauczka, a każdy uchowany punkt wzmacnia końcową pozycję.

Miast markotnie dać się przeorać, zrzucając winę na brak statystyki - warto poświęcić część pamięci operacyjnej na zachowanie choćby odrobiny pogody ducha. Ot takiej przyczajonej rezerwy, na wypadek szczególnej okazji. Fortuna to zdradliwa dziwka, daje wszystkim jak leci. Prędzej, czy później da i tobie, a wtedy trafi się czekolada. Warto o tym pamiętać.

Zwodniczy uśmiech i mocna ekspresja to narzędzia, wysyłające przeciwnikowi mylne sygnały. Znacznie ciężej jest mu podjąć odważne i ryzykowne decyzje, kiedy nie wie czego może się spodziewać. Przegrany i narzekający gracz, który ściąga spodnie do kolan i wypina pupala - wysyła dość klarowny sygnał. Jest gotów na 'home run', który zazwyczaj ma miejsce zaraz po wystosowaniu zaproszenia. Śmiertelnik kończy wówczas swój mecz, rozerwany na strzępy - tam gdzie jego miejsce.
Prawdziwy wojownik nigdy nie przegrywa, co najwyżej oddaje punkty. Ekspresja i parówiana tarcza emocjonalna pozwolą mu ukryć nawet najgłębsze uczucie rozczarowania i porażki, a w niektórych sytuacjach przechylić szalę zwycięstwa na jego korzyść. Obserwuje swoją ofiarę, obdarowując ją szczerym uśmiechem. Szczerym, gdyż w myślach widzi nadciągający błąd oponenta. Szaleńczy atak, źle dobrana kontra, lub pusty korytarz strzelecki - decyzje podjęte pod wpływem dyndającej, emocjonalnej parówki...





A zatem ręce w górę i zacznij ćwiczyć, a być może w niedalekiej przyszłości napotkasz na Turnieju Warhammer'a 40,000 mistrza, z którym choćby przez ułamek sekundy będziesz starał się rywalizować i nabyte dziś umiejętności przedłużą ten moment...




Pozdro600!
Nazroth

wtorek, 16 października 2012

Żywot Grotta Poczciwego cz.12

Teraz gdy spoglądam na skąpane w fioletowym, eterycznym  świetle koło... Koło kręcące się z hipnotyczną wręcz gracją... Koło, którego przed momentem tu jeszcze nie było - ba! Koło, którego nie powinno tu być! Koło za którym rozpościera się wyrwa w przestrzeni... Koło, ciągnące za sobą rozpędzony, ryczący motocykl... Koło, które za moment rozsmaruje moje umięśnione jak na standardy Grottów ciało - przypominam sobie. Już wiem gdzie je wcześniej widziałem.


Żywot Grotta Poczciwego cz.11

Od tej pory ryk karabinów słyszałem jedynie z daleka, a zamiast świszczących odłamków nękały mnie syki bata, którym poganiano mnie do pracy. Od ckliwych wspominek oderwał mnie nagły rozbłysk światła. Z początku byłem przekonany, że to Voodoo, nasz Szaman objawi się po to, by po raz kolejny wybawić mnie z opresji. Przez lata udało mi się zaciągnąć pokaźny dług wzajemnej wdzięczności. Mimo to coś jest nie tak. Skądś znam to pulsujące, fioletowe światło...


Żywot Grotta Poczciwego cz.10

Postanowiłem wymknąć się na ubocze i porządnie wypłakać. W sumie nie pamiętam, kiedy ostatni raz mi się to trafiło. Pech chciał, że ze łzami w oczach i rycząc jak buba, wpadłem pod nogi swojego Wojszefa. W sumie to powinienem rzec "Króla". Król w żółci (the King in Yellow), takim znała go nasza Horda. Z tego co mi wiadomo, pośród ludzkich królów największą cnotą jest sprawiedliwość. Nie trudno domyślić się, że u Orków jest z tym zupełnie na odwrót. Zostałem pobity, skopany, zdegradowany i cudem uszedłem z życiem. Mój byt zmienił się w koszmar, kiedy trafiłem do zaopatrzenia...


Żywot Grotta Poczciwego cz.9

Kapitan Hak (Captain Hook) ze łzami wzruszenia, cieknącymi z jedynego oka, wspominał śmierć swojego wiernego kompana. Powiedział, że tam, skąd pochodzi - wojownicy pakują na okręt cały dobytek, podpalają go i odpływają w ostatnią podróż. Wzruszył się tak bardzo, że o mały włos, a wybił by swoje ostatnie oko, próbując otrzeć je hakiem. Szelest żagli jego motoru nadawał tej chwili powagi i kojącej melancholii. Nawet ja się wzruszyłem, a jestem twardym Grottem...


Żywot Grotta Poczciwego cz.8

Podobnie jak z Ghost Ridera. Burszuja nie było jak uratować, a wierzcie lub nie - był to jedyny przypadek, w którym Medyk (Doc) nie podołał zadaniu. Wielokrotnie widziałem jak w schizofrenicznym szale operował na polu bitwy, zazwyczaj w trakcie jej trwania. Migoczące, błękitne światło kogutów jego ambulansu zwiastowało wyjście z najcięższych opresji. Utrata kończyny, czy dwóch - Medyk w trymiga załatwiał sprawę, ale w tym przypadku był po prostu bezsilny...


Żywot Grotta Poczciwego cz.7

Pamiętam, że fioletowe światło oślepiło mnie na kilka sekund. Kiedy odzyskałem wzrok, po Mechaniku nie było ani śladu. Horda nadal napierała, a dookoła szalało wojenne piekło. Ludzie zastawili na nas liczne pułapki. W jedną z nich wpadł Ghost Rider, najeżdżając przednim kołem na beczkę z płonącym prometium. Po chwili przypominał pędzący meteoryt, a jego potępieńcze wycie towarzyszyć mi będzie aż do śmierci. Z pewnością efekty dźwiękowe towarzyszyły obrońcom fortecy, w której wrota wbiła się płonąca, wrzeszcząca kula mięsa i metalu, w dodatku do utraty sił wymachująca rozżarzonym łańcuchem! Forteca padła niedługo po tym, zostały po niej jedynie zgliszcza...


Żywot Grotta Poczciwego cz.6

Na naszej drodze ostała się tylko jedna. Forteca broniona przez tysiące żołnierzy. Ludzie umocnili ją do granic możliwości, przygotowując się na długie oblężenie. Z pomocą - tak przynajmniej myśleliśmy - przyszedł nam wtedy Skoczek (The Jumper). Jako wykwalifikowany Mechanik, opatentował sprzęt teleportacyjny. Plan wydawał się zaiste diabelski. Ruszyliśmy na czele wielotysięcznej Hordy, zmniejszając dystans, dzielący nas od frontowej bramy. W kulminacyjnym momencie Mechanik odpalił swój sprzęt...


Żywot Grotta Poczciwego cz.5

Ha! Ale nasz oddział słynął z siania paniki w nieprzyjacielskich szeregach. Wielokrotnie dopuszczaliśmy się dzikiej szarży, wprost na linię wroga. Przeciwnik wiał we wszystkich możliwych kierunkach, byle by jak najdalej od naszej ikony - Rycerza Śmierci (Death Knight). Na swoim nienaoliwionym, kwilącym z fatygi, metalowym rumaku - zadawał ból i cierpienie. Dzięki tej pancernej furii przełamaliśmy niejedną linię obrony...


Żywot Grotta Poczciwego cz.4

Wywołany w ten sposób efekt psychologiczny jest przerażający. Prawie tak bardzo, jak liczne trofea przytroczone do motoru Mordercy (Killer). Hełmy kosmicznych Marines obijają się ze stukotem od karoserii, a trzeszczące na wietrze pióra zdobycznego, pionowego wachlarza napełniają wrogie serca trwogą. Widząc spanikowanego przeciwnika mogłem jedynie mu współczuć. Terror, jaki zapewne odczuwali wrodzy żołnierze ciężko jest sobie wyobrazić...


Żywot Grotta Poczciwego cz.3

Przypisywano nam wiele nazw. Nasi wołali na nas 'Gang Dymaczy', co wzięło się pewnie od zadymy, jaka towarzyszyła nam na każdym kroku. Stary Paraolimpijczyk (Para'olympic), słysząc tą wyuzdaną nazwę zawsze śmiał się przez zaciśnięte szczękościskiem zęby. Pamiętam jego gwiżdżący chichot i wiecznie trzęsące się ze starości ręce. Tak, to był naprawdę stary i twardy Ork. Nie poddał się nawet wtedy, gdy reumatyzm nie pozwalał mu kierować motorem. Trenował tak długo, aż opanował umiejętność, do dziś budzącą lęk spoglądających nań towarzyszy - prowadzi stopami...


Żywot Grotta Poczciwego cz.2

Ludzie uważają Orki za głupią rasę. I kto tu jest głupszy?  Pod dowództwem Sierżanta Dakka (Dakka Sarge) uczestniczyliśmy w wielu misjach na tyłach wroga. Pustoszyliśmy składy amunicji, wysadzaliśmy mosty... Owszem czasami zdarzało nam się w amoku sabotować własne maszyny wojenne i bunkry dowodzenia. Pewnie dlatego każdy szanujący się Wojszef dowodzi z linii frontu - znając ograniczenia swoich podwładnych nie chce ryzykować. Mimo to żaden, nawet najbardziej przebiegły jak na Orcze standardy Szef nie mógł przewidzieć spustoszenia, jakie czynił nasz oddział...


Żywot Grotta Poczciwego cz.1

Życie Grotta nie jest usłane różami. Z perspektywy czasu mógł bym nawet ująć całokształt mojego długiego, jak na standardy Grottów żywota w słowach "życie chłoszcze". Zazwyczaj nękana różnymi zagrożeniami "długowieczność" Grottów uzależniona jest od ich przydatności. Ściślej ujmując, nie mówię o naszych wrodzonych zdolnościach bitewnych. Miałem raczej na myśli służalczość, oddanie, niebagatelny udźwig, które przyprawione odrobiną sprytu, pozwalają przetrwać. Choć małe wzrostem, Grotty mają ogromny wpływ na Orczą wojaczkę. Gdyby nie wasza "podrasa", Orki już dawno wymordowały by siebie nawzajem. Tak mawiał mój najlepszy przyjaciel. Ha! Najlepszy... Germanizator (Germaniser) liczył się bardziej ze stanem swojego motoru niż moim. Drobna rysa na karoserii i ta menda katowała mnie godzinami, lub do momentu, w którym traciłem przytomność. Mimo to służba u Burszuja miała swoje plusy. Pęd powietrza wbijającego mój zad w siedzenie, ryk karabinów, świszczące odłamki. Inne Grotty mogły tylko pomarzyć o przygodach, które jam nie chwaląc się przeżył. Wojaczka była moją karmą, przynajmniej do czasu, kiedy mój pan został wcielony do oddziału uderzeniowego...


sobota, 13 października 2012

W POSZUKIWANIU IDEALNEGO BRĄZU...

Przed laty firma Games Workshop wypuściła na rynek serię fenomenalnych farb, które na zawsze odmieniły światowe modelarstwo bitewne. Washe istniały oczywiście wcześniej, ale nigdy wielbiciele Warhammera nie stosowali ich na tak dużą skalę. Farby te miały rozrzedzoną konsystencję, a za sprawą specjalnego składnika cechowały się znakomitą przyczepnością i ożywieniem pokrytego koloru. Niebieski Asurmen Blue mógł bym określić mianem 'Mglistego Poranka', a zielony Thrakka Green - 'Eterycznej Mgiełki'. Wśród tej serii była też jedna specjalna farba, której osobiście zawdzięczam więcej niż jedną wymalowaną armię, oraz niewiarygodny przyrost skilla. Devlan Mud - 'Rzadkie Gówno'


 



Niestety podobnie jak Dinozaury, Washe Games Workshop wymarły. Do dziś naukowcy starają się wyjaśnić przyczynę ich zniknięcia. Zastąpiono je oczywiście innymi farbami, wznawiając i rozciągając zakres serii, oraz zmieniając jej nazwę na Shade. Osobiście Shady przypadły mi do gustu jeszcze bardziej niż Washe. Ilość kolorów to jedno, ale ich działanie... jest jeszcze lepsze. Niestety z jednym wyjątkiem, którym jest Agrax Earthshade. Farba zachowuje się zupełnie inaczej, od swego poprzednika. Wypracowana na przestrzeni lat metoda malarska stanęła więc pod znakiem zapytania. Nie poddałem się jednak i po zgromadzeniu pokaźnych zapasów Devlan Mud, wyruszyłem na wyprawę w celu odnalezienia idealnego brązu... mojego Świętego Grala.





Przemierzyłem dzikie krainy, odwiedziłem miejsca, w które wielu modelarzy obawiało by się zapuszczać. Testowałem zarówno farby, jak i wymyślne mieszanki. Wszystko na nic. Substytut Devlan Mud wymykał mi się z pomiędzy palców, będąc tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Wielokrotnie krzyczałem "Eureka!", tuż po nałożeniu farby, tylko po to by wzdrygnąć się z niesmaku, po jej wyschnięciu. W pewnym momencie myślałem, że to już koniec. Obawiałem się najgorszego - że nigdy nie odnajdę nieuchwytnego ekwiwalentu farby, która wraz ze mną wymalowała tysiące (naprawdę tysiące) figurek. Z pomocą przyszedł mi strącony z nieba Serafin, polecając linię produktów Army Painter. Produktów, które dzień w dzień mijałem w pracy. Produktów, które za wyjątkiem Kleju i Sprayów nigdy nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia. Zaufałem Bratu Kompaniście i nabyłem wszystkie trzy Quickshady dostępne u AP. Rozpocząłem testowanie...





WYNIKI TESTÓW - ZESTAWIENIE DZIAŁANIA BRĄZOWYCH FARB WASH I SHADE NA FORUM 1ST.COMPANY.

Mroczni Bogowie nie znają litości, istnieje jednak sprawiedliwość na świecie. Całodzienne testowanie zaprowadziło mnie do celu. Odnalazłem Idealny Brąz, pod postacią Army Painter Strong Tone Quickshade, a uśmiech ponownie zagościł na mojej twarzy. Miłym dodatkiem jest większa pojemność i niższa cena - czuję się jak zwycięzca loterii szczęścia. Czas przetestować nową (starą) zabawkę na większej ilości modeli i zrobić pokaźne zapasy.






Pozdro600!
Nazroth

wtorek, 9 października 2012

"MAMMA MIA - IA! IA!"

Przed zapoznaniem się z treścią wpisu, skonsultuj się z weterynarzem, lub psychopatą, albowiem zła interpretacja zawartych w nim mądrości może zaszkodzić samopoczuciu, lub osłabić popęd seksualny mrówek...


Soundtrack do wpisu:



Pograłem już trochę w tą naszą nową, wspaniałą, 6stą edycję Warhammera 40,000. Męsko przyjąłem na rozżarzoną namiętnością klatę, zatrważającą ilość nowych kombinacji, czasoprzestrzenne wahania Power Levelu, wydobyty czerpakiem z dna odbytu wygląd okrutnego, Heretyckiego Smoka, a nawet Spartański limit czasowy Arenowych Bitew! Pewnie wzdychacie teraz z zachwytu krzycząc "jaki on męski!". Zamilczcie powiadam - jest to bowiem maska, którą za chwilę, na łamach tego wpisu odtrącę w nicość, by ukazać światu prawdziwe oblicze - wrażliwego, delikatnego kwiecia, targanego namiętną nienawiścią.





Imperial Armour - seria ksiąg, zawierających tajniki pradawnych i współczesnych Bitew dalekiej przyszłości czterdziestego pierwszego millenium. Dla wielu - ucieleśnienie głębokiego, ponurego klimatu Warhammera 40,000. Możliwość wzbogacenia rozgrywek Turniejowych powiewem świeżości silniejszym niźli brise sense&spray. Recepta na codzienną monotonię. Bicz bożego gniewu przeciwko Flyerom. Odpowiedź na zagadnienie 'jaki jest sens życia?', a zarazem znakomity sposób przeniesienia typowej hobbystycznej stolarki z ostatnich stołów na te środkowe.





 I choć kołatające serce nakazuje mi wielbić Imperial Armour - od początku istnienia byłem przeciwnikiem zatruwania tym tworem Turniejowych Rozgrywek. Mężczyźnie do walki wystarczy zaufany oręż, zbędne są futrzaste majty i zmyślne fryzury. Podręcznik Główny będzie moją biblią. Kodeksy Armii wskażą mi drogę. Calówka wyznaczy moje pole rażenia. Laser określi mój cel. Kości nagną faktor mojego szczęścia. Fujara rozerwie mego przeciwnika...


"Ferro: Stand by to initiate release sequencer. On my mark. Five. Four.
Hudson: We're on an express elevator to hell; going down!
Ferro: Three. Two. One. Mark." Aliens (1986)



O dopuszczeniu Imperial Armour na tegorocznej Arenie zadecydowaliśmy w sposób demokratyczny. Padło wiele za, jak i przeciw. Kierujące nami intencje były czyste i szlachetne, poległy jednak w konfrontacji z ponurą rzeczywistością. Imperial Armour okazało się stekiem bezużytecznych bzdur, w rażący sposób odstających od obecnej edycji. Brak odpowiednich FAQ'w do wielu jednostek - wykreślił je z listy dopuszczonych zabawek. Zorientowani wiedzą o czym prawię, laikom przytoczę jeden przykład: Caestus Assault Ram - transporter, który nie może wylądować, by wysadzić wieziony weń ładunek. Pytanie Biernika brzmi: "Kogo? Co?", lecz tu chce się zastosować Pierdolnik: "Co To Kurwa Jest!?" I tak w piaskownicy wiało pustkami. Dopuszczone na rzecz klimatu i w myśl orędowników bezstronnej miłości (hiszp. Impartial Amor) nie wpłynęło znacząco na Power Level, za to gracze po raz kolejny udowodnili, że poza kilkoma Overpowered jednostkami IA nie jest w stanie zapewnić nic nowego. Dowodzi tego również fakt, że grając pięć Turniejowych Bitew nie natknąłem się na żadną jednostkę z Imperial Armour.


Społeczeństwo graczy nie dojrzało do Imperial Armour, 
Imperial Armour nie dojrzało do oczekiwań społeczeństwa graczy.



 Otrzyjcie łzy rozpaczy, gdyż Imperial Armour choć napiętnowane szkarłatem, nadal ma, i po kres czasu mieć będzie miejsce w sercach fanów 40stki. Dla hobbysty będzie nim wycackana, przetarta Pronto półka na podręczniki, gdzie IA zwieńczy pokaźną kolekcję. Dla wojownika miejscem owym stanie się kosz na śmieci, na którego dnie IA spocznie, czekając na ewolucję. Kto wie - być może z czasem poziom tych podręczników zrówna się z poziomem serwowanym przez bazowe produkty Games Workshop i los uśmiechnie się do Imperial Armour dając mu kolejną szansę.






A na koniec przejebany rebus, który rozwiązać mogą jedynie zajadli, 
Pytanie do rebusu: Co się zbliża?




Pozdro600!
Nazroth

poniedziałek, 1 października 2012

"KRWAWE ŻNIWA"

 
"Khorne requires blood! He cares not from whence it flows!"


Khorne łaknie krwi, nie dbając o to skąd owa krew popłynie. Przez lata, w imieniu Pana Wojny składałem krwawe ofiary. Od zamaszystych pchnięć mego prężnego zapinadła poległo wielu. Pierwszy fekalny skalp zerwałem już w 2006 roku, a jego dawca pewnie nawet nie pamięta "złego dotyku", którym rzeźbiłem heretyckie wzory w płatach jego miękkiej tkanki. Nic w tym dziwnego - umysł wypiera złe wspomnienia. Są jednak tacy, którzy uczucie pękania chowają głęboko w sercu, podsycając nim słuszny gniew. Gniew, żywiony do samego siebie. Nie jest bowiem haniebnym, przegrana z lepszym graczem. Prawdziwą klęską jest popełnienie dwa razy tego samego błędu. Wspomnienie Zapięcia pozwoli spamiętać błędy, którymi usłana była prowadząca do niego droga...




I tak oto tegoroczna Arena pozostawiła mnie 'rozdartym' emocjonalnie. Początkowa euforia, wywołana pozyskaniem dwóch nowych Zapięć do i tak już pokaźnej kolekcji, przeminęła wraz z zakończeniem ostatniej bitwy. Poprzedni raz czułem się tak dwa lata temu, pokonany przez Niemieckiego Najeźdźcę podczas Drużynowych Mistrzostw Europy. Tym razem winowajcą był Polak. Raca sprawnie, oraz w elegancki sposób, sprowadził mnie do parteru. Wynik bitwy 11/1, czyli idealne 20/0, wraz z rozbiciem. Wszystko za sprawą mej własnej brawury, pazerności, braku ogrania z armią Necronów, a przede wszystkim niewystarczająco zaciśniętych pośladów. Pokonała mnie najstarsza prawda o grze w Warhammera: Pustka w głowie - leci krew... Krew popłynęła. 


Ja postrzegam przebieg Areny właśnie tak...




A sama Arena... Turniej się udał. Pomimo wielu znajomych mordek - frekwencja nie dopisała. Było za to naprawdę wygodnie, przez co grało się dobrze. Terenów też nie brakowało. Wbrew pewnym problemom logistycznych, niosącym za sobą spore opóźnienie w terminie dostawy części giftów). Panowała zacna atmosfera, różnorodność armii i rozpisek. Główną zaletą tegorocznej Areny jest to, że zjednoczyła wielu zwaśnionych, buńczucznych Krakowian pod jednym sztandarem. Turniej odbył się...




 Pogrążony w zadumie, kojony falami kreatywnej nostalgii, zbieram siły na kolejne eventy. Liczne zwycięstwa czynią nas gnuśnymi i zbyt pewnymi siebie. Porażki to lekcje, mające na celu wzmocnić nas poprzez ból. Wpatruję się więc w powyższe dzieła Emily Rose Hart i wierzę, że nadejdzie ten czas, gdy sam stworzę podobne kreacje. Wieczny strumień krwi nie może się zatrzymać...

 


Pozdro600!
Nazroth

czwartek, 27 września 2012

"W KRAINIE FACEPALMU" Kodeks Nekroni

Długo czekałem na tą chwilę. Polskie wydanie Kodeksu Nekronów wymykało mi się z rąk niczym mydło na mokrej posadzce. Mimo to 'moment' nadszedł i uchwyciłem filuterne tomiszcze w swe prześmiewcze szpony. Jak przystało na Polskie tłumaczenie - podręcznik wgniata w fotel tak mocno, że bezinwazyjnie leczy uwypuklone hemoroidy.



 

O niuansach Polskiego języka, infantylizacji mrocznego klimatu Warhammera 40,000, czy też doborze odpowiednich tłumaczy nie ma się co rozpisywać. Wszyscy, którzy bloga śledzą na bieżąco, na pewno wiedzą na czym świat stoi. Polska wykształciła wspaniały i skomplikowany język, niestety nie dorosła intelektualnie do tego, by na ów twór przełożyć mowę zagraniczną. Ludzie wybierani na tłumaczy podręczników do 40stki nie mają zielonego pojęcia z czym przyszło im się zmierzyć, a efekty są takie jak widać...

Trazyn the Infinite - Trazyn Nieskończony (unfinished?!) to taka perła, która od razu przykuła moją uwagę. Oczywiście nie dało się nazwać go Wszechwiecznym ponieważ brzmiało by to zbyt poważnie, w dodatku słabo komponując się z Orikan Wzmocniony... Na szczęście za wyjątkiem tych dwóch arcy kretynizmów, bohaterowie specjalni nazywani są raczej w porządku. Anrakyr Wędrowiec, Imotekh Władca Burz itd.





Podobnie jest w przypadku zwykłych jednostek z Kodeksu Nekronów. Mamy Nieśmiertelnych, Wojowników, Niszczycieli. Większość jednostek została nazwana poprawnie, aż do... Sórzniaków. Na temat 'Nekronów obdartych ze skóry, którą wcześniej obdarli z innych stworzeń, a później się nią owinęli - jedno opakowanie' poczytać można min. TUTAJ. Ja dodam od siebie (po tym jak po raz tysięczny rozmasowałem czoło gromkim dłonio-tłuczeniem) kilka faktór dotyczących tej jednostki, oraz jej miejsca w Armii Nekronów:
"Nekron dotknięty klątwą skórzniakową, doświadcza powolnej i bolesnej erozji świadomości."
"Pozostali Nekroni czują do Skórzniaków odrazę i lękają się..."
"Większość Arcylordów raczej nie dostosowuje swoich planów do poczynań Skórzniaków..."
I nie dziwota, że tak to właśnie wygląda. Sam czytając tą nazwę, czuję w brzuchu dziwne ssanie, ogarnia mnie lęk i nie mogę powstrzymać czoło-bicia.

W Kodeksie Nekronów nie zabrakło też przysmaku dla miłośników prawdziwego hardkoru. Mowa o pewnej niekonsekwencji ze strony autorów tych dziwacznych i wymyślnych nazw. Otóż w Kodeksie mamy min.następujące przedmioty/uzbrojenie:
Odłamek C'tana,
Strzała Techionowa,
Laska Przymierza,
Kostur Niszczyciela,
Jest ok? Brzmi ok, ponieważ takie właśnie jest.W przeciwieństwie do niektórych broni:
Oprawca Gaussowski
Działo Teslowskie
Cóż to za idiotyzmy? Przecież idąc tym tropem (działo Gaussa, Tesla - kurwa nie wiem każdy zna te słowa do chuja pana!) powinny też występować Odłamki C'tanosskie, Kostury Niszczycielskie, czy Bicz Cząsteczkowski. To brzmi niczym "Powstanie Kościuszkowskie" i do klimatu 40stki ma się tak jak fiut do gwizdka - oba można brać w buzię, ale efekty są różne.

A przecież da się dobrze tłumaczyć. Autorzy udowodnili to tworząc wspaniałe nazwy Ekwipunku Bojowego Krypteków, czyli min: Zasłona Mroku, Kostur Otchłani, Całun Nocnej Mary, Słoneczny Impuls, i moje ulubione Harfa Dysonansu. Brzmi super, trzyma klimat. Skąd zatem takie badziewia jak Nekroskóra i Odczuwająca Osobliwość? Dobrze, że chociaż Pająki, Skarabeusze i Upiory Kanopteku nazwali jak trzeba - a nie 'Kanoptekowskie, bo wtedy mój Skórzniak zawinął by się we frędzel, schował do mojej Nocnej Mary i zniósł jaja Nekroskarabeuszy Krwawego Kamienia...





I tak za sprawą Tomasza Kowalika, Pawła Kowalika i Michała Szałańskiego (tłumaczy) nie tylko ubawiłem się po pachy, ale też wyleczyłem po-turniejowe dolegliwości fekalne, raz i po wsze czasy. Żeby nie przeciągać - swój święty gniew przedstawię w formie wizualnej:



Feel free to leave comments



Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 23 września 2012

MARINES ESPECIALES TACTICA: Dropstrike



Widać słup ognia przez chmur gęstwinę
We wrogie serca zakrada się strach
Zwiastuje on rychłą Drop Podów lawinę
transportującą Astartes na blat

W oparach dymu i z rykiem silników
Kapsuły dostarczą zabójczy ładunek
Cele obrane przez mądrych taktyków
Nie mogą liczyć na żaden ratunek

Opadły w dół klapy, wybiegli Taktyczni
Zajęli pozycję i szyją z bolterów
Wrogowie padają, lecz nadal są liczni
Dlatego potrzebne jest wsparcie pakerów

W następnej kapsule przybyli Sternguardzi
Pociski termiczne rozgrzały powietrze
I choć przeciwnicy są silni i twardzi
To ile znieść mogą i jak długo jeszcze?

Oponent ze złości, czerwony jak burak
Taktyka Dropstrike'u zorała mu armię
Minęła dopiero bitwy pierwsza tura,
A w drugiej dokładka - więc widzi to marnie






Space Marines: Drop Pod jest jednym z najrzadziej używanych środków transportu stosowanych przez graczy. Zapewne dzieje się ta za sprawą przewidywalności, oraz słabej synergii w Buildach zrównoważonych. Mimo to Kapsuły Desantowe posiadają unikalny zestaw cech, który wyróżnia je na tle innych Transportów Dedykowanych.
- Element Zaskoczenia,
- Efekt Psychologiczny,
- Inicjatywa,
- Zasięg,
- IGS,
- Ładunek,



Lekko uzbrojony, pokryty 12stką Pancerza Transporter dostarcza swój zabójczy ładunek w samo serce wrogiej armii, pozwalając na eliminację witalnych celów broniami krótkiego zasięgu. W bogatym arsenale Kosmicznych Marines nie brak jest uzbrojenia siejącego prawdziwe spustoszenie na 12". Dostarczenie samobójczej wkładki na pozycję, przy użyciu innego środka transportu może być trudne i czasochłonne - Drop Pod zrobi to automatycznie, w pierwszej turze, w dodatku margines niepowodzenia minimalizowany jest przez Inertial Guidance System - zabawkę, powstrzymującą Kapsułę przed zniesieniem. Warunkiem celnego lądowania jest oczywiście użycie mózgu, za to statystyka wyjątkowo jest po naszej stronie. Nic tylko ładować się do Drop Poda i zapinać pasy:)


W 90% rozgrywek użycie choćby jednego Drop Poda wywoła Efekt Psychologiczny. Zmusi przeciwnika do zagęszczenia swojego rozstawienia w okolicy witalnych jednostek, w celu zajęcia przewidywalnej strefy lądowania. Istnieje też spora szansa na wycofanie niektórych jednostek do Rezerw, co pozwoli Marines zajmować się armią przeciwnika kawałek po kawałku. Z pewnością przewaga na polu bitwy warta jest te 35pkt.

Pojedynczy Suicide Squad w Podzie to fajna zabawka, niemniej jednak dość przewidywalna. Dużo trudniej zabezpieczyć się przed prawdziwym Drop Strike Assault. W obecnej edycji niewiele armii może pozwolić sobie na całkowite wyjście z Rezerw. Przeciwnik zmuszony jest wystawić na stole przynajmniej połowę armii, a następnie dożyć nią do początku drugiej tury. Dobrze przygotowany desant jest w stanie roznieść wrogi kontyngent w drobny mak. Przykładowo dwie kapsuły z dwoma dziesiątkami Sternguardów na pokładzie nie dają żadnych szans Necrońskiemu graczowi na dziewięciu Scythah, chyba że zdecyduje się on wystawić kilka oddziałów piechoty na stole. Niezależnie od decyzji gracza Necronami - w przypadku tego Match-upu możemy jedynie zyskać.

Jeśli naprzeciwko spotkamy niekorzystny Build i postanowimy zagrać bardziej defensywnie, bądź też zechcemy poczekać z desantem na cofnięte do Rezerw jednostki przeciwnika - możemy wpuścić na stół puste Pody (tzw. wabiki). Pełne, wchodzące w skład drugiej fali,  staną się dostępne na przestrzeni drugiej - trzeciej tury, czyli akurat wtedy, kiedy potencjalnie staną się potrzebne. Nowa edycja znacznie przyspieszyła pojawianie się Rezerw, oraz wyeliminowała sytuacje, w których Kapsuły wchodziły na stół na ostatni moment. Obecnie czwarta tura to deadline, dlatego wkładka z Poda ma jeszcze sporo czasu, żeby zadać ból i zając Cel Misji.

Nie zapominajmy też o uzbrojeniu Kapsuł. Storm Bolter nie jest może narzędziem zagłady, niemniej jednak pusty Drop Pod nie stanowi priorytetowego celu. Będzie wiele okazji do oddania tych dwóch strzałów. Być może uda się dokończyć jakiś nadwątlony oddział, zadać kluczową ranę, czy też ukraść Hull Point na tył jakiegoś pojazdu. Bolter Szturmowy nadaje się również do kontrolnego ostrzeliwania Latających Monsterów. Fartowne trafienie może posłać Latacza na blat, gdzie zajmą się nim zdecydowanie mocniejsze bronie.

W przypadku, w którym zdecydujemy się na użycie kilku Drop Podów, warto dopasować do nich resztę Rozpiski. Doskonałym wyborem są Scout Biki, wyposażone w Locator Beacon. Kapsuły przestaną Scatterować, a Infiltracja w połączeniu ze Scout Move zapewni odpowiednią odległość Locatora do priorytetowego celu.






Zalety Drop Podów można by tak mnożyć i mnożyć. Nie obejdzie się jednak bez kilku wad. W końcu nie bez powodu mało kto bazuje na tych środkach transportu.
- Podatność na Kontrę,
- Możliwość Wymanewrowania,
- Dostępność,

Losowość miejsca lądowania Kapsuły bywa zgubna dla jego ładunku. Czasem okrutny los rzuci nim w niedogodne miejsce. Jednostki wysypujące się z Poda na blat są bardzo podatne na odpowiednio przygotowaną Kontrę. Duże Blasty, lub koksiasty Deathstar w mig rozprawią się z wkładką. Żeby temu zapobiec, dobrze jest schować jednego, czy dwóch dzielnych Marines poza LOS wrogich jednostek. Zachowamy ludzika to nie stracimy punktów i może uda się nim jeszcze coś zwojować.

Nie zapominajmy, że po drugiej stronie stołu może znaleźć się ogarnięty gracz. Drop Pody to zaskoczenie, inicjatywa, ale też przewidywalna forma rozgrywki. Przeciwnik może rozstawić się w sposób, który w praktyce uniemożliwi optymalny desant. Taktyka Dropstrike'u polega na zmasowanym natarciu i jednorazowej eliminacji zagrożenia. Jednym słowem stawiamy wszystko na jedną kartę.

Powodem, przez który rzadko widuje się Kapsuły Desantowe jest ich konkurencja w postaci Razorbacków, Rhino i Land Raiderów. W poprzedniej edycji Pody nie były popularne ze względu na zasady. Obecnie ich miejsce w kolekcjach graczy zajmują polecane ta ten czas Czołgi Transportujące. Złożenie grywalnego Dropstrike'u wymaga dużej ilości Kapsuł, a zatem nie każdy ma możliwość gry tym Buildem. Przynajmniej na razie:)





Czy wiesz że?
Drop Pody używane są głównie w celu przetransportowania dobrze uzbrojonego oddziału do określonego celu. Nie jest to jednak jedyna godna uwagi forma zastosowania Kapsuły. W połączeniu z ukształtowaniem terenu, lub Locator Beaconem można użyć Podów w sposób precyzyjny, co pozwoli na 'zbudowanie' ściany LOS Blockerów, lub dobrej zapory anty-assaultowej. Opcja strzelania do przeciwnika przez 0,99" szparę pomiędzy dwoma Kapsułami warta jest rozważenia.




Pozdro600!
Nazroth