wtorek, 31 lipca 2012

"I AM THE LAW!"


Chwalcie Pana co dzień z rana, albowiem od dziś zapanuje Prawo i Sprawiedliwość! Wasz ulubieniec, Analny Czempion Mrocznych Bogów, Negatywny Celebryta, Plastikowy Gladiator, Orator Zagłady, Fekalny MasturKat, Odtylny Egzekutor, od dziś jest również Sędzią!


 
 
 
Z dniem dzisiejszym przywdziałem mundur Sędziego, członka na Liście Sędziowskiej Ligi Ogólnopolskiej Warhammer'a 40,000. Wiąże się z tym nie lada odpowiedzialność, jako iż Sędziowie poza pacyfikacją tłumu, napierdalaniem z bańki Outlaw'ów wszelakich, czy tam graniem na konsoli - mają też sporo obowiązków. Dla tych, którzy chcą dać nura w spis przywilejów i obowiązków Sędziego LO WH40K poniższy link: Przywileje i obowiązki członka LO WH40K
 
 
 
 
 
Początki:
 W poza-turniejowym życiu Ligi Ogólnopolskiej uczestniczę już kilka lat. Swoją pierwszą kłótnię o zasady pamiętam, jakby miała miejsce zaledwie wczoraj (a wczorajszą jak by miała miejsce dzisiaj). Dotyczyła ona "Fury of the Ancients" (Mocy Psi Kosmicznych Marines z przed szmatu czasu) i w rezultacie odniosłem porażkę. Tydzień później pojawiło się FAQ & Errata Games Workshop nadpisując zasady w myśl tego o co walczyłem, tym samym odpalając zapłon mojej Iskry Planeswalker'a. Od tamtej pory żadne zasady nie były mi straszne. Paliłem temat za tematem trollując tych, których nie byłem w stanie przegadać - "w imię większego dobra", tak to sobie tłumaczyłem...
 
 
 
 
 
I tak przez lata byłem wrzodem na dupie Polskich Sędziów. Hemoroidem Nienawiści, Upiornym A-Sędzią. Blizny zdobywałem na wielu frontach, dojrzewając do przyszłej roli. "Znaj swojego wroga" zdaje się teraz tak bardzo na miejscu...       
 
     




Mimo to - NIE LĘKAJCIE SIĘ! Głównym założeniem dostania się do Listy Sędziowskiej było pozyskanie możliwości dyskusji z ludźmi na poziomie, obeznanymi w zasadach, bez ingerencji osób trzecich. To stwarza mi warunki do gruntownej analizy Zasad, w oparciu o fakty i dane - za to bez emocji, oraz zawyżonej produkcji postów. Zamiast pozyskiwać sojuszników w iście szarlatański sposób, głosząc swoje długie i charyzmatyczne mowy - mogę teraz bez przeszkód omawiać kwestie interpretacji językowej i błędów Podręcznika, bez użycia słów chuj, kurwa i cipa - które zostawiam na zewnątrz. To będzie wspaniała kadencja, pełna epickich zwrotów akcji, dogłębnych analiz, okraszonych ździebkiem atrakcji - niczym premiera Batmana w Colorado. Zatem połóżcie się wygodnie i bacznie śledźcie tematy na Forum Sędziowskim. Być może zdobyta w ten sposób wiedza wyznaczy kiedyś granicę między Zapięciem, a Pęknięciem!

Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 29 lipca 2012

"THE DARK KNIGHT RISES"

 Ta wojna trwa już dziesięć tysięcy lat. Dziesięć tysięcy lat cierpienia, nieustającej rzezi - dziesięć tysięcy lat zmian. Zmian przewidywalnych, a mimo to nieuniknionych. VI edycja jest jedną z tych zmian. Najlepszą drogą by w pełni dostosować się do zmiany jest jej zrozumienie. Chcąc zadawać ból, trzeba wpierw doświadczyć bólu, poznać jego sekrety i przekuć je w oręż. Mówi się, że 'kto mieczem wojuje, od miecza ginie', ale czy nie jest panem własnego losu ten, kto wybiera własną drogę i jej zakończenie?




Miesiące niezmąconej walką stagnacji osłabiły mnie. Oczekiwanie na zmianę. Dywagacje związane z tym co będzie, a być może. Zamiast praktyki wybrałem teorię i kiedy nadszedł ten dzień - doświadczyłem bólu. Ósmy z dwunastu w starciu na lokalnej Arenie. Jedni nazwali by to Błogosławieństwem Bogów, ja nazywam to porażką. Teoria - mój pieczołowicie przygotowywany i pielęgnowany "Deathstar" - zawiodła. Oręż, który wybrałem okazał się zbyt słaby. Nieoczekiwane buildy moich oponentów, zaskakująco silne. Pomimo zacnego Pierdolnięcia zabrakło Scoring Unitów. Zbyt duży nacisk położyłem na swój Kill-Squad i poniosłem klęskę. Na własne życzenie.




 Nie poddałem się. Jest nowa edycja, czas wielkich testów. Cykl powtarza się od tysięcy lat. Korepetycje kosztują. Muszę na własnych plecach doświadczyć każdego builda, by zrozumieć jego mechanikę i dokonać na nim rewanżu ostatecznego. Lepiej dobierać cele, przygotować battle plan, a w rezultacie Zapiąć. Slaanesh radzi, by Bitewne Rozterki łagodzić przy pomocy M&M (bynajmniej nie Magią i Mieczem!). Meat & Movie - to właśnie w kojących ramionach kina i KFC zamierzałem odnaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Z bagażem bolesnych wspomnień, w poszukiwaniu natchnienia, wybrałem się na nowego Batmana..




 Już od pierwszych momentów filmu wiedziałem, że to Bogowie pokierowali moim przeznaczeniem. Zrozumiałem ich wolę - chcieli bym poprzez ekstremalne doznania wizualne, za pośrednictwem nadinterpretacji, niebagatelnie rozkminił swoje nowe 'ja' w VI edycji.


 Mob Rules vs Heroes

Heroiczna szarża policjantów uzbrojonych w pałki i pistolety. Dodatkowy atak vs Overwatch sługusów Bane'a. Ze wsparciem z powietrza Policji udaje się przełamać linię przeciwnika. Dochodzi do krwawego starcia, które trwa pół filmu...

Nacisk, jaki kładłem na drogich, mega dopakowanych Herosów był zbyt duży. W nowej edycji Walka została znerfowana, natomiast nadal odgrywa ona bardzo ważną rolę. Oddziały SM z zasadą "And They Shell Know no Fear" znacznie dłużej wytrzymują w ścisku, nawet przeciwko turbo dokoksanym bohaterom w akompaniamencie Deathstarów. Zmniejszyło się natomiast Pierdolnięcie, a co za tym idzie swoją przyszłość widzę w strzelaniu. SAFH z kontrą - najlepiej również strzelającą. Koniec z wybieraniem się do przeciwnika, niech to on biegnie do mnie. Myślę też, że ten rodzaj gry dodatkowo premiowany jest Overwatchem, a już w szczególności w armii SM, gdzie większość modeli strzela dwa razy z zasadą Rapid Fire.


 Sergeants vs Glorious Intervension

 ...Dochodzi do Challenga Bane vs Batman. W pewnym momenci Bane pada na ziemię z ostatnim Woundem. Batman tryumfuje - gdy nagle w jego plecach pojawia się nóż niepozornej Talii. Klasyczny przykład na Glorious Intervension.

Sierżanci, nawet kiepsko uzbrojeni są w stanie odciągnąć mocnego herosa na jedną turę walki.To znacznie przedłuży życie kontrującego, lub pechowo złapanego w BTB oddziału.



 Flyers vs Vehicles

'Bat' lecący nad rozpędzonymi pojazdami, ostrzeliwujący je z pestek. Pojazdy odpowiadają ogniem - nietrafiających rakiet - gdy jesteśmy już pewni, że Latacz zostanie zestrzelony - wkracza Kobieta Kot na Bat-motocyklu i rozdupcza pojazdy... 

 Wsparcie z powietrza to kolejny ważny aspekt dobrej rozpiski. W zasadzie nie wyobrażam sobie gry bez Flyerów. Są znakomite przeciwko pojazdom przeciwnika, mobilne, w przypadku SM w niektórych scenariuszach Scorują, a w dodatku mają na tyle dużo ognia, by dręczyć piechotę. Grywam na jednym, lub dwóch Stormtalonach. Jeden to niezbędne minimum, ale w słabej rozpisce nawet Burzoszpon nie podziała. Receptą na szczęście mojego Latacza jest dodatkowe wsparcie z ziemi - najlepiej pojazdami - i w ten sposób odciąganie od niego ognia fartownych 6stek. 'Multiple Targets' jest może stare, niemniej nadal jare!


 Bikes vs Objectives

Jedynym sposobem na ucieczkę z zaminowanego miasta jest zawalony tunel. Batman wysyła Kobietę Kot w celu zabezpieczenia Objectivu. Bat-motocykl okazuje się idealnym narzędziem do tego zadania. Szybkość pozwala Kotu dostać się 3" od Celu Misji, a uzbrojenie eliminuje zawalisko, dzięki czemu ludność rozpoczyna ewakuację. Mission Accomplished.

 Zmieniły się zasady Scoring i Denial Units. Trzeba się do nich dostosować, a nic nie wkurwi przeciwnika bardziej, od szybkich i wytrzymałych motorów, wskakujących na Objective w 5 turze, a w razie kontynuacji gry - przeżywających by zadać ból! Ta edycja jest z pod znaku piechoty, bike'ów i kawalerii - dlatego idąc z duchem czasu i ja przychylniej spoglądam na motory - tym bardziej, że w SAFH'owej armii SM, motory też mają wygar, a do tego niezbędną Mobilność i przy odpowiednim HQ mogą Scorować!

 I tak - bogaty w nowe doświadczenia, pełen inspiracji, przepełniony pomysłami na grę, gotów - powstaję z ciemności, by zadać fekalny ból tym, którzy myśleli, że już mnie mają. Uścisk Kserksesa będzie długi i bolesny.


"The Dark Knight Rising" BASARA DECHI

sobota, 28 lipca 2012

'OKRUTNY DZIK PUSTOSZY TE ZIEMIE' 40,000

 "Okrutny dzik pustoszy te ziemie. Pozostanie tu, aż ktoś go pokona"

Chyba każdy kto choć raz wpierdalał watę cukrową, ukruszył zęba na "gumie kulce" i widział na żywo "Misia z okienka", przeżył epidemię żółtaczki, a na koniec nie mógł opychać się lodami z powodu salmonelli - zna powyższy cytat. Magia i Miecz wydanie pierwsze i nasze rodzime tłumaczenie. Łza się w oku kręci. Znalazłem nawet zdjęcie pełnego zestawu, zawierającego wszystkie dodatki, nawet te nigdy nie wypuszczone w Polsce. Ale nie o tym dziś mowa... no może nie do końca o tym.





 Istny szok! Czuję się jak nastoletnia ofiara gwałtu, której pocięto powieki - prawdziwa euforia! Fantasy Flight Games zaanonsowało dziś grę RELIC, czyli nic innego jak Tamisman (Magia i Miecz) 40,000! Zdjęcie pudełka krąży w sieci od roku z kawałkiem, ale kto by tam uwierzył? A tu taka nowina!


 "Prawdziwa euforia"




W grze dziesięć postaci (widoczne na fotce popiersia), 5 scenariuszy, wiele misji (questy), mnóstwo gearu i przeciwników. Pierwsze słowa mojej lubej "To sobie kupisz, ekhm kupimy" i w zasadzie nie wiem jak wy, ale ja na bank to zassam, kiedy tylko stanie się available. W zasadzie na samą myśl popierdalania Imperialnym Marine po zewnętrznym kręgu cieknie mi już ślina. 'Okrytnego Dzika' pewnie nie zaznaju, acz może jaki Ork, czy Genojad się znajdzie. Z zapartym tchem oczekuję więcej zapowiedzi tej gry.





wtorek, 24 lipca 2012

"MAŁA RZEŹ" - WIELKA SZKODA

W ten weekend w Rzeszowie odbył się Turniej klasy Challenger "Wielka Rzeź". Odbył się to trochę za dużo powiedziane. Udział w  'Wielkiej' Rzezi wzięło aż dwudziestu czterech uczestników. W zasadzie, gdyby nie kilka Allstarsów Ligi Ogólnopolskiej, dziarsko partycypujących w tym wydarzeniu, uznał bym Wielką Rzeź za totalny niewypał.




 No i jestem teraz w niebagatelnej rozterce. Z jednej strony nasza rodzima scena turniejowa, nasza ukochana Liga Ogólnopolska - nie mają się najlepiej. Warto było by raczej doszukiwać się aspektów pozytywnych, motywować. Z drugiej strony globalna załamka doświadczona przez okienko analnej witrynki. Dwadzieścia cztery osoby na Challengerze. Przecież to nawet nie jest śmieszne, tym bardziej w zestawieniu z ubiegłoroczną frekwencją w wysokości trzydziestu sześciu uczestników. Toż to spadek o 33,3333333%! W tym tempie za rok możemy spodziewać się całych szesnastu graczy. JEST MOC!
Wielką Rzeź winno się raczej przemianować. Dobrą nazwę już mam - "Mała Rzeź". Może nie brzmi tak dumnie, jak obecna nazwa, za to w pełni oddaje realia tego turnieju i szczerze sugeruję wystartować w przyszłym sezonie pod tym właśnie szyldem.





 Przyszło nam żyć w tak dziwacznych dla hobby czasach. Battl'owcy masowo przerzucili się na 40stkę, wraz z nadejściem 8'ej edycji WFB. Teraz być może masowo będą ewakuować się z powrotem w związku z regresem strategicznym, jaki wprowadzi 6'ta edycja naszej ukochanej gry. Jakość organizacji turniejów znacznie się polepsza, podczas gdy frekwencja leci na łeb, na szyję. No i trudno winić organizatorów Wielkiej Rzezi za brak klimatu, czy dobrej woli. Feedback z Rzezi jest raczej pozytywny, o ile można mówić o Feedbacku w przypadku turnieju, w którym udział wzięły dwa tuziny ludzi. Myślę, że Orgom zarzucić można jedynie grzech nie wsłuchiwania się w głos ludu, który to gromko domagał się turnieju na zasadach bieżącej edycji.

All in all - może na przyszłość warto przemyśleć, czy nie wprowadzić ostrzejszych wymogów organizacyjnych. Tytuł Challengera uzyskać jest stosunkowo łatwo, utracić raczej trudno. Po sukcesie Wielkiej Rzezi w ubiegłym sezonie - ten wydaje się Wielką Klapą. Ciekawe, czy za rok Rzeź zaskoczy, czy rozczaruje...


Z cyklu - 'myśli ulotne':

"Taki z Rzezi Challenger, jak z poniższego teledysku dokument o jeździe konnej."


Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 22 lipca 2012

Codex: BLIZZARD BEASTS

 17.000 punktów, wymalowanych i gotowych do gry...


Ostatni tydzień był dla mnie niepokojący. Zachwiany został mój hobbystyczny światopogląd. Podczas, gdy jestem osobą (zdaje się) obdarzoną dość bujną wyobraźnią, miałem nieprzyjemność napotkać na swej drodze sporo umysłów zamkniętych na pewne możliwości. Zakon, którym gram na zasadach praktycznie wszystkich Kodeksów Power Armourowych Marines (za wyłączeniem Gej Najtów) mocno ucierpiał na honorze. Wpierw okrzyknięty mianem 'kolejnych Ultrasów", następnie "Kosmicznych Wilków", a na koniec "Śmiecio Armii". To ostatnie szczególnie mnie zadręcza. "Śmiecio Armia"... Sam niejednokrotnie używam tego sformułowania, by określić armię wyglądającą na coś wygrzebanego z kosza na śmieci. Modele w rozsypce, niekompletne, z pod pędzli wielu 'nie do końca malarzy'. Coś jak okrutny skrzep allegrowych wypierdów. No i stanęło na tym, że to właśnie moja armia doczekała się takiej, a nie innej przypinki. Poziom Fluffowej, czy Turniejowej wiedzy posiadanej przez osobę nadużywającą określenia "Śmiecio Armia" zostawiam chwilowo bez komentarza, ponieważ nie jest celem tego wpisu wszczęcie dyskusji, nad sensem zastosowania tego określenia. Myślę, że w przyszłości "Gumoludy" i "Śmiecio Armie" doczekają się własnego wpisu, a tym czasem chciałem zwrócić choć cząstkę honoru, na który mój Zakon, Bestie Zamieci, zapracował przez ostatnich osiem lat.



 POCZĄTKI:

 "A gdybym tak okładał po kantach..."


Lata temu, pod wpływem impulsu, wywołanego rozdziewiczeniem  Intro do Dawn of War podjąłem się mozolnej pracy stworzenia własnego Zakonu Kosmicznych Marines. Mniej doświadczony i trochę infantylnie spoglądający na zagadnienie Kosmicznych Marines, pragnąłem zebrać cechy charakteru, wyglądu, odpowiedni klimat, oraz wszystko to co uważałem za wybitnie męskie, a następnie wpompować to w moje plastikowe ludziki. Z początku było ciężko. Kolory dobrałem co prawda dość szybko, niemniej jednak bez "duszy" figurki wydawały się jakieś takie wyblakłe, puste emocjonalnie. Modele oczywiście konwertowałem od samego początku, acz wciąż nie miały jeszcze tego 'czegoś' co wyróżniało by je na tle innych armii Marines. I tak zrodził się pomysł napisania Fluffu do swoich ludzików. Z perspektywy czasu wiem już, że jest to naprawdę masakratorskie przedsięwzięcie. Nie samo pisanie, z tym problemów raczej nie mam, podobnie jak z korzystaniem z zakamarków własnej wyobraźni. Prawdziwym wyzwaniem jest wymyślenie koła na nowo. Koniecznym stało się odnalezienie w sobie pewnej wizji. W końcu jak opisać coś, czego de facto jeszcze nie ma, choć wszędzie tego pełno? Wyobraźnia podsuwała mi niezliczone pomysły, zmagając się jednocześnie z moim żądnym klimatu gustem. Sporo książek o SM się w życiu przeczytało. Nie ma w praktyce Legionu Astartes, z którym fragment mnie nie utożsamiał by się. Każdy z Legionów posiada bowiem cechy godne zawarcia w tym projekcie. Rozsądek wziął oczywiście górę i za młodu nie stworzyłem kolejnego wypierdzianego Zakonu Movie Marines:) Aż takim 40stkowym kompleksem nie jestem:) Zamiast tego rozłożyłem pracę w czasie. Trzeba było lat, a przede wszystkim osiągnięcia pewnej hobbystycznej dojrzałości, by stworzyć choćby namiastkę dobrego i oryginalnego Fluffu Kosmicznych Marines. I tak widzę, że może być lepszy i wierzę, że za kilka lat będzie dojrzalszy, głębszy i ciekawszy.


EWOLUCJA:

'Furius' - Mój pierwszy Dreadnought SM. Początkowo próbowałem go sprzedać za 30zł, nikt nie chciał. W rezultacie opamiętałem się i teraz jest moim ukochanym Dredem Ironcladem/Furioso z wymiennym uzbrojeniem i dość nietypowym, bo całkowicie zabudowanym sarkofagiem. 
Zyskał nowe wcielenie, ale zachował waleczną duszę starego, poczciwego gniota, któremu zawdzięczam niejedno zwycięstwo.



I tak na przestrzeni lat punktów przybywało, a background Zakonu Bestii Zamieci (Inspiracji dla nazwy dostarczył mi Norweski zespół Immortal swoim albumem Blizzard Beasts, którego do dziś słucham podczas malowania Bestii) rozrastał się i dojrzewał. Z czasem dobór kolorów, oraz wygląd modeli podszyłem symboliką, a Zakon zyskiwał unikalny charakter. Stare modele kreowane w obrębie głównego nurtu (orły, skrzydła, typowy klimat SM) odchodziły na półkę wiecznego zapomnienia, lub przerabiane były na nowo, by wpasować się we współczesną wizję Bestii. Nowi wojownicy zasilali szeregi Zakonu, wraz z nadejściem nowych Kodeksów i Edycji. Ja sam dorastałem emocjonalnie i wyostrzyły mi się gusta, dzięki czemu byłem w stanie połączyć w całość wszystko to, co pierwotnie było jedynie zajawkami.


  Pięść - symbol walki, szybkiego działania i dominacji.

 
Dla przykładu symbolem Zakonu jest od zawsze Zaciśnięta Pięść. Lata temu Zakon pochodził z tzw.Second Founding i był Sukcesorem Imperialnych Pięści. Obecnie symbolika jest o wiele bardziej złożona. Bestie Zamieci osiedliły się i prowadzą werbunek na planecie Frostmourn, która jest skutą lodem bryłą na pograniczu układu Krakovius (cóż za wykwintna nazwa, jak na to wpadłem?). Ludzie, żyjący na Frostmourn to dzikusi, trudniący się głównie myślistwem i walką o przetrwanie. Podzieleni są na Klany Łowne, zwane też Wielkimi Klanami. Przez tysiące lat werbunku Bestie przesiąknęły nawykami ludzi, od których pochodzą i tak palce pięści symbolizują cztery Wielkie Klany (Kompanie) Zakonu, a prostopadle położony kciuk to N'ithya (z języka Predatorów, którzy też są myśliwymi tak się składa), czyli ziemia, po której Klany Wędrują, która daje im dar życia w postaci zwierzyny łownej.
Co do samego założenia Zakonu obecnie jest to już Zakon z czasów Fifth Founding, powstały z połączenia Geneseedu Imperialnych Pięści i Kosmicznych Wilków. Dość unikatowe połączenie, ale jak wiemy na Marsie różne rzeczy się dzieją:)

OBECNIE:
Kapitan 'Falco Barbadus' (prawa), Sukcesor Kapitana 'Savry' (lewa) jako Mistrz Łowów Trzeciego Wielkiego Klanu Bestii Zamieci - Pazurów (Claw).



Obecnie dysponuję ponad 17000pkt.gotowych do gry (wymalowanych i opodstawkowanych) Bestii Zamieci. W skład armii wchodzi wiele jednostek z kilku Kodeksów. Można zobaczyć min. Death Company, Honour Guard, Land Speedery Stromy, Whirlwindy, Stormraveny, czy nowe Stormtalony. Starszy spis jednostek, aktualizowany kawał czasu temu, znajduje się TUTAJ. Zacząłem także pisać własny Codex: Blizzard Beasts. Moim celem jest stworzenie kodeksu zbliżonego do kodeksów Blood Angels, czy Space Wolves pod względem wizualnym i merytorycznym. Nie ukrywam, że z powodu braków w znajomości Angielskiego sporo zapożyczam z książek i kodeksów. Mimo to uważam, że nawet mi to wychodzi, w końcu tworząc Fluff Bestii Zamieci walczę o coś więcej niż spełnienie własnej zachcianki. Pragnę, by kiedyś, być może już w niedalekiej przyszłości - Polscy gracze rozpoznawali mój Zakon jako Bestie Zamieci, a nie Ultramarines, czy Kosmiczne Wilki. Nie chciał bym także, by z powodu moich Powergamerskich zakusów odbierano konwersje oddziałów i bohaterów specjalnych Zakonu, jako próby oszukania systemu i naginania zasad. W głębi duszy jestem klimaciarzem, po prostu grając na turniejach biorę od przeciwnika ile się da. W domu jestem Hobbystą, Kolekcjonerem i zajawionym dzieciakiem.

Do tematu z pewnością powrócę w miarę postępu prac. Tym czasem przedstawiam początek Kodeksu: Bestii Zamieci i liczę na to, że mentalność co poniektórych 'zamkniętych umysłów' ulegnie zmianie na lepsze.



Pozdro600!
Nazroth

czwartek, 19 lipca 2012

'DEATH FROM ABOVE'

W zasadzie od wczesnego dzieciństwa  w niepokojem spoglądałem w niebo. Niebofobii nabawiłem się po tym, jak bezwzględne ptaszysko obejało mi t-shirt. Z czasem było już tylko gorzej. W wieku 13 lat bezlitosne ptactwo zrzuciło na mnie ładunek, podczas gdy wylegiwałem się niewinnie w hamaku. Trzecie spotkanie z drapieżcą przeżyłem w wieku lat 16 idąc na spotkanie ze znajomymi, a później paradując w mokrej, przemytej na szybko koszulce. Prawdziwa trauma miała jednak miejsce w wieku lat 21, może 23. Wracałem z kolegami z turnieju, kiedy to migrujące ptaszydła rozpoczęły fekalny deszcz śmierci. Wielu może to uznać za przesadę, niemniej wierzcie mi - powracające z żeru ptactwo srało gdzie popadnie. Efekt przypominał deszcz. Skryliśmy się sprawnie w bramie, dzięki czemu uniknęliśmy większości obrażeń. O wiele mniej szczęścia miała przebiegająca obok kobiecina. Zasłonięta rozłożonym czasopismem biegła i krzyczała 'o jezu! o jezu!'. Jej modły zostały bez odpowiedzi, dlatego wskoczyła pod stojące nieopodal drzewo. I to był największy błąd, gdyż ptaki, wiedzione zapewne nienawistnym instynktem, chęcią anihilacji wszystkiego co nie umie wzbić się w powietrze, obstawiły to drzewo bardzo dokładnie. Tu pasował by zwrot w stylu 'z kobiety zostały tylko dymiące, zasrane zgliszcza'. Wiadomo, tak się nie stało. Za to skąpała się w ptasich odchodach od butów, aż po spięte włosy:)


  


I tak, nie znając dnia, ni godziny spoglądałem z lękiem w niebo. W nocy, kiedy spałem, wartę obejmował mój zacny członek. Co rano budził mnie, bym mógł przejąć po nim pałeczkę i zluzować go z nocy spędzonej na stojąco. I tak do niedawna na przemian obaj  wpatrywaliśmy się w nieboskłon, skąpani w lęku przed tym co nie znane i przed tym co znane nader dobrze.Z pomocą przyszedł nam jednak Games Workshop, wypuszczając na rynek nie tylko nowe Latacze, ale też 6ed. zasady Warhammer'a 40,000. Od tej pory obaj możemy wylegiwać się spokojnie, niczym zrelaksowani magazynierzy na workach, podczas gdy podniebna flota maszyn latających, na rozpostartych skrzydłach zaniesie walkę prosto do przeciwnika...

Soundtrack do Lataczy:
 


"I've got the flying machine"
Czas na mały przegląd dostępnych Pojazdów Latających. Posegregowałem je od najwyższego do najniższego przedniego pancerza, a w obrębie remisu BS i na końcu HP. Od razu widać, że najtwardszy jest Stormraven, a zdrowo ponad połowa Lataczy ma przynajmniej jeden Pancerz 10.

BA/GK STORMRAVEN GUNSHIP (HS)
BS:4 12/12/12 HP:3

IG VALKYRIE (FA)
BS:3 12/12/10 HP:3

IG VENDETTA (FA)
BS:3 12/12/10 HP:3


NEC NIGHSCYTHE (HS)
BS:4 11/11/11 HP:3

NEC DOOMSCYTHE (HS)
BS:4 11/11/11 HP:3

SM STORMTALON GUNSHIP (FA)
BS:4 11/11/11 HP:2

DE RAZORWING JETFIGHTER (HS)
BS:4 10/10/10 HP:3

DE VOIDRAVEN BOMBER (HS)
BS:4 10/10/10 HP:3

ORK DAKKAJET (FA)
BS:2 10/10/10 HP:3

ORK BLITZA-BOMMER (FA) 
BS:2 10/10/10 HP:3

ORK BURNA-BOMMER (FA) 
BS:2 10/10/10 HP:3

Słodka zemsta na parszywym ptactwie.

"Z lotu ptaka"
Czas na kilka wiejskich mądrości związanych z Lataczami.
1) Latacze nie są dostępne od razu, wchodzą z rezerw. W przypadku większości Lataczy niesie to za sobą pewne konsekwencje. Jeżeli zakładamy ugrać coś naszym Lataczem, a przeciwnik posiada tyle samo, lub więcej lataczy co my - opłaca się oddać zaczynanie. Kto wejdzie na stół jako drugi - ma spore szanse zestrzelić Latacza przeciwnika. Wyjątek stanowi Stormraven - i jest on wyjątkiem w obie strony. Ma szansę zarówno przetrwać, jak i przestrzelić 2 Latacze oponenta.

2) Wielokrotnie, podczas gdy Latacz zostanie na jednym HP będzie opłacało się uciec nim w tzw. Ongoing Reserves. W założeniu powinno to znacznie wydłużyć jego życie i pozwolić na wejście pod innym kontem: wybór celu, który mógł by zaszkodzić nadwątlonej Latajce. 

3) Połowa Lataczy jest odporna na bronie z S4 i mniejszą. Powoduje to, że wielokrotnie chcąc spróbować sił w strąceniu Latacza będzie trzeba podjąć trudną decyzje, czy w raz z bronią ciężką/specjalną zmarnowac Firepower całego oddziału?

4) Zasada Evade pozwala dostać Cover w zamian za Snapshotowanie na wszystkich broniach w nadchodzącej turze. Dobre zastosowanie Lasu, który zasłania po samo niebo, wielokrotnie da ten sam Cover bez konieczności psucia Firepowera. 

5) Obecnie istnieje bardzo duża szansa na to, że będziemy walczyć na zasadach Night Fight. Nie warto podlatywać Lataczami blisko przeciwnika (jeśli nie musimy), łudząc się, że trafia jedynie na "6". Lepiej trzymać się min. powyżej 18" od niego i korzystać z dodatkowego Covera na wypadek trafienia. Nie jest to łatwe z uwagi na dużą prędkość Zoomujących Flyerów.

6) Jeżeli Flyery mają odegrać witalną rolę w rozgrywanej bitwie warto wpierw wyczyścić stół ze wszystkiego (bądź priorytetowych celów), co mogło by je zestrzelić. Podobnie jak z Land Raiderem w poprzedniej edycji, zdarzy się nie raz sytuacja, w której przeciwnik będzie po prostu bezradny. Taką sytuację można samemu wytworzyć. 

7) Stawianie wszystkiego na jedną kartę i zakładanie, że nasze Latacze pogromią wrogie Latacze powinno zostać wsparte jakimś dodatkowym, możliwie mobilnym firepowerem z S6 i większą. Żeby przeciwnik musiał wybrać cel na wypadek, gdyby przeżył. 

8) Część Transportowych Lataczy posiada zasady specjalne, pozwalające na wysadzenie ładunku przy dużych prędkościach. Ów ładunek może odegrać szczególną rolę jako Scoring / Denial Unit w ostatniej turze. 


9) Większość Armii nie wyposażonych w jednostki Latające posiada w swoim asortymencie bronie zdolne zestrzelić Latacze w zastraszającym Tempie. Eldarzy mają Warwalkery i Buffy, żeby wywindować im statystykę trafiania. Demony i Tyranidzi mają Flying Monstrous Creatures. Wilki mają Błyskawicę i 40,000 Missile Launcherów. Black Templarzy pękają w szwach od Assault Cannonów i Typhoonów. Dark Angels prawdopodobnie będą grali na zbliżonych do BT buildach. Tau Empire nigdy nie narzekało na brak broni z S5 i większą. 

10) Wbrew pozorom może być o wiele trudniej grać z armiami, które Lataczy wcale nie mają, ponieważ wtedy nikt nie zagwarantuje, że nasz Latacz się zwróci...


I tak oto szczodrze obdarowany przez matkę naturę (w plastikowej kolekcji Ptaków mam aż pięć) mogę zabrać się do testowania. Być może przekuję teorię w praktykę nie tracąc przy tym sporo krwi z okolic tylnej bramy. Tym czasem z Lataczami, czy też bez nich - przeżywam dylemat natury moralnej. Czy Kapsuły w Dickstrike'u czy może liczne Taktyczne Pancerze Bojowe Niestrachów?


Pozdro600!
Nazroth

"CIPA Z BUŁĄ" Sojuszów ciąg dalszy.

Dawno, dawno temu... kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, Mama roztaczała przede mną wspaniałą wizję. Godzinami z zapartym tchem wsłuchiwałem się w opowiadania na temat kolejnych edycji Warhammer'a 40,000. Mówiła mi, jak to fajnie będzie kiedyś grać na same Objectivy. Zachwycała się brakiem Victory Points za zabite jednostki. Opowieści ciągnęły się w nieskończoność. Sojusze z innymi armiami. Ruchome elementy terenu wystawiane jako dodatek do FOC'a. "Sędziwi, mądrzy gracze wprowadzą to wszystko na turniejach synku, a ty będziesz tym grał". Cieszyłem się wtedy wniebogłosy i tuliłem do boku ukochanej Matrony. JA PIERDOLĘ - DOBRZE, ŻE TO BYŁY TYLKO BAJKI!


 Rozwiąż rebus... nie, odpowiedź to nie jest "Fleshlight z kanapką"!


Wraz z nadejściem V edycji poczułem uderzenie wiatru w żagle. Tak mówię właśnie o V edycji Warhammer'a 40,000 i robię to nie bez powodu. A zatem: poczułem uderzenie wiatru w żagle. Pod wpływem silnych emocji zachwycałem się nową edycją. Ponieważ na turniejach nie wyobrażałem sobie gry innej niż na Victory Points, w praktyce oszalałem widząc propozycję GW, by grać tylko i wyłącznie na Cele Misji. Z zachwytu popękały mi żyłki w anusie i od razu zabrałem się do propagowania zupełnie "nowej" formy rozgrywki. System wydawał się zbalansowany i sensowny. Poświęcać jednostki dla Celów Misji. Zapomnieć o kosztach punktowych tuż po złożeniu rozpiski. Przecież to figurkowy Eden! Och jak dziwiło mnie wtedy podejście konserwatystów. Kurczowo trzymali się tych zawszonych Victory Pointów, a przecież "nowy" system był o wiele ciekawszy. Damn! Sam Games Workshop go opracował - system nie mógł być zły!

A tym czasem...



Trzy gry. Tyle trzeba było, żebym zrozumiał swój błąd. Trzy gry wystarczyły, abym zweryfikował swoje poglądy. Maszyna poszła już oczywiście w ruch i tak trwałem przy pierwotnym planie, pomimo wszechogarniającego uczucia, że coś jest nie tak! Trzeba było zaufać ludziom mądrzejszym od siebie? Trzeba było!

Ale nic to. Prehistoria. Obecnie mamy już VI edycję Warhammer'a 40,000. Kolejne zmiany. Szczerze powiedziawszy podręcznikiem jestem zachwycony. Edycja - wymarzona! Grając duże bitwy z kolegami mogę dla przykładu podpiąć do armii swoich Marines jakiś zajebiście wykonwertowany kontyngent z innej armii. Mogę zagrać w parze z sojusznikiem i istnieją odpowiednie zasady, które to umożliwią! Na koniec mogę z powodzeniem stosować wymodelowane przez siebie tereny tematyczne. Wszystko za sprawą WIELKICH ZMIAN. Połowa mnie, która jest Klimaciarzem - zaciera z zachwytu ręce. Druga połowa, która jest Powergamerem - pyta w te słowy.

Rozwiązanie? Proste: Klimaciarza zostawić w domu, żeby pograł z kolegami, a Powergamera wysłać na turniej, żeby robił to co do niego należy. Raz na jakiś czas wybrać się na turniej, na którym wszystko jest dopuszczone i tam zadowolić obie połówki, choć tylko połowicznie (w połowie tylko je podkurwię). Z Podręcznikiem do 6stki należy zrobić dokładnie to samo. Tym bardziej, że poczciwy Games Workshop nigdy z turniejowymi graczami za bardzo się nie cackał. Przesłanie kolejnych edycji jest niezmiennie takie samo "to nie jest gra dla sportowców", dlatego uważam, że naszą odpowiedzią powinno być "Turnieje to nie imprezy dla klimaciarzy", a gra wymaga pewnych kosmetycznych zmian, aby do owych turniejów ją dostosować.

Co należy zmienić? Nie napiszę tu nic odkrywczego. Wszystko zostało już powiedziane w TEMACIE na FORUM LIGOWYM.


 "Mirror, mirror on the wall, who is must have of them all?"

 
Jedno jest pewne: niestety nie wszyscy uczymy się na własnych błędach. Dopuścić Imperial Armour - zaraz trzeba zbanować niektóre dosłownie 'pojebane' jednostki. Dopuścić Special Characters w V edycji - zaraz trzeba utworzyć Banlistę, ponieważ pojawiają się tylko i wyłącznie Allstarsy. I teraz, jeżeli dopuścimy Sojusze - stanie się dokładnie to samo i niech żaden zapyziały Klimaciarz nie wmawia sobie, że będzie inaczej. Dopuścimy Fortyfikacje i jedynym pożytkiem będą krzepkie łapska od tachania zbędnych kilogramów na turniej. Będziemy grali tym samym z tym samym. Error 404. Wróg czai się na każdym kroku i wmawia Wam, że to będzie fun. Nope - nie będzie. Ja już to wiem, Wy być może jeszcze tego nie wiecie. Będę czekał na końcu drogi, żeby się z Was pośmiać, kiedy już tam dojdziecie.


"Carpe Perill - Chwytaj Perill"


Ale czy są jakieś korzyści z dopuszczenia na Turniejach Sojuszy i Fortyfikacji? Oczywiście, że są! Narzekało się, że tak mało Eldarów na Masterach. To teraz wierzcie mi, będzie ich wpizdylion. A za fortyfikacjami będą się oni chować, ponieważ to przebiegła rasa. Ot - takie korzyści.


I na koniec propozycja dla zwolenników poglądu, że "nie można zbanować czegoś, czego się wpierw nie testowało". Panowie adwersarze w tej nieustającej dyskusji: Zbierzcie się w pary, a następnie zróbcie nawzajem coś takiego:

Nie? Przecież wszystko trzeba przetestować, by móc z czystym sumieniem stwierdzić, czy jest dobre, czy nie. Myślałem, że jesteście bardziej zdeterminowani bronić swoich poglądów...


Pozdro600!
Nazroth




wtorek, 17 lipca 2012

TAJEMNICA SPOWIEDZI cz.2 "H-EMAN"

Drodzy wierni.

Nie tak dawno gościliśmy przy konfesjonale znaną gwiazdę 40stkowe estrady, a już dziś mamy kolejnego gościa. Niewielki wzrostem, za to wielki duchem. Wierny swojej ulubionej armii bez względu na zmieniające się edycje. Zuchwały miłośnik Close Combatowego pierdolnięcia. Grzeszył i to sporo... Teraz nadeszła kolej na wyznanie owych grzechów w drugiej odsłonie TAJEMNICY SPOWIEDZI!



Przedstawiam wywiad: 
NAZROTH vs EMAN


"For The Emperor and Sanguinius!"


''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Pewnie tego nie wiedziałeś, ale w niektórych kręgach nazywany jesteś Leonidasem Polskiej 40stki (tak naprawdę teraz to wymyśliłem). Bynajmniej nie dzieje się tak za sprawą zbliżającej się czterdziestki, a raczej z powodu uporu i wytrwałości z jakimi trwasz przy swojej ulubionej armii: Krwawych Aniołach. Od kiedy udzielam się turniejowo Eman = Blood Angels. Zarówno w czasach Army of Death, jak i BA'WD, a teraz nie bacząc na Gej Najtoskie zboczenia i inne wygięcia Codex: Blood Angels. Można by wręcz rzec, że wyjąwszy jakiś tam Tau'owski skok w bok jesteś Blood Angelskim Monogamistą. I tu pojawia się pytanie (nie, nie to, czy wiedziałeś o Leonidasie:P) jak to jest grać tyle lat jedną armią, i bądź co bądź, na dobre i na złe zaliczać nią podium?

Pomimo obiegowej opinii, mówiącej, że jestem podłym pałergejmerem, młodych i niedoświadczonych graczy na turniejach pożeram w całości i razem z Vladdem regularnie wyrabiam macę z krwi dzieci, to prawda jest taka, że jestem nieutulonym klimaciarzem. I z Bladziami to była miłość od pierwszego wejrzenia - zanim jeszcze poznałem mechanikę gry, klimat kodeksu "Angels of Death" z Drugiej Edycji wypalił mi piętno w mózgu. Żadna inna armia mi po prostu "nie leży" i nie wyobrażam sobie, żebym mógł grać czymś innym. Miałem co prawda Tau'ową chwilę słabości, w ramach odpoczynku od close combatu chciałem spróbować czegoś całkiem innego, ale na szczęście to była tylko chwila. I na swoje usprawiedliwienie dodam, że mam jeden oddział Krootów pomalowany na Death Company ;-)
Natomiast jeśli chodzi o samo granie, to zawsze niesamowitą frajdę dawało mi wygrywanie armią, która nie jest topowa i ograna na wszystkie możliwe sposoby (jeszcze w czasach przed kodeksem z 5ED) - dzięki czemu można przeciwnika zaskoczyć czymś kompletnie niekonwencjonalnym, czego nigdy wcześniej nie widział. A przegrywanie motywowało mnie do jeszcze większej rozkminy. Poza tym myślę, że wychodzenie poza oklepane schematy Razorspamu na 5ED kodeksie też mi dosyć nieźle wychodziło.


''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Skoro już jesteśmy przy Leonidasie, czy nie zastanawiałeś się może nad zapuszczeniem brody? Uważam, że było by Ci w niej zdecydowanie do twarzy. Gdybyś czysto przypadkiem, dajmy na to w odległej przeszłości planował podobny zabieg - co mogło by Cię do tego nakłonić? No i czym planował byś odżywiać bujny facjalny zarost?

Jest tylko jeden powód, dla którego porzuciłbym te rozkosze codziennego golenia, zacinania się, biegania po nowe ostrza do maszynki itp. A jest nim mianowicie kobieta, a jak kobieta - to wiadomo, tylko moja Małżonka. Gdyby któregoś razu zażyczyła sobie zobaczyć na mojej gładkiej niczym pupcia niemowlaka twarzy ślad zarostu, bujne bokobrody, albo wąsiska ala-Stary Inki - zapuściłbym je bez wahania :-)
Jeśli chodzi odżywianie, to słyszałem, że najlepszy do tego celu jest tłuszcz wytapiany z młodych, początkujących graczy w 40stkę. Regularnie wcierany daje ponoć niesamowite efekty. 


''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Z tego co mi wiadomo Space Marines nie mogą mieć dzieci (a dzieciaci nie mogą mieć Space Marines). Tobie się to udało. Powiedz co w twoim hobbystycznym życiu zmieniło się najbardziej, a co zmieni się jeszcze bardziej z nadejściem kolejnego potomka?

Zacznę może od tego, że mam już dwójkę małych demonów i więcej nie planuję. A nawet gdybym miał takie niecne zamiary, to - że tak zacytuję "chyba z inną żoną" ;-)
W pierwszej kolejności przychodzi oczywiście całkowity brak czasu na cokolwiek, w tym oczywiście na 40stkę. Jedynie tytanicznym wysiłkiem udaje się wykroić trochę czasu na hobby, a wymaga to poważnego samozaparcia - żeby np. nie przeznaczyć go na odpoczynek. Każdy większy wyjazd trzeba zaplanować z dużym wyprzedzeniem, a i tak w sporej ilości przypadków później okazuje się, że np. któreś z młodych się pochorowało i nici z turnieju. Ale - przy współpracy Żony - da się od czasu do czasu coś tam wykombinować i na jakiś turniej się udać.
Później jak już dzieciaki stają się mobilne, dochodzą do tego jeszcze dodatkowe atrakcje - figurki trzeba zamykać na klucz, coby nie stały się ofiarami większego demona ;-) i niczego nie można zostawić w zasięgu "małych rączek".
Ale generalnie - polecam :-)


''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
No, to skoro rodzinna atmosfera zdominowała naszą rozmowę zdradź mi proszę czy podczas konsultacji związanej z wydaniem podręcznika Krwawe Anioły zapytano Cię o poprawność tłumaczenia "Sangwinowy Miecz"? Czy nie uważasz, że to tłumaczenie jest co najmniej infantylne?

Odpowiadając wymijająco, zgodzę się, że nie jest to zbyt trafione tłumaczenie. ALE nie jest to też tak trywialne, jakby się mogło wydawać - w oryginale ta moc ma nazwę "The Sanguine Sword", więc nie można tego przetłumaczyć jako "Miecz Sanguiniusa", w odróżnieniu oczywiście od "Wings of Sanguinius" czy "Shield of Sanguinius" - gdzie sprawa jest jasna. Także chodzi tutaj raczej o wygląd miecza, a nie o jego "pochodzenie". Bardziej klimatycznie byłoby nazwę tej mocy przetłumaczyć jako "Krwawy Miecz", albo coś w tym stylu - ale wiadomo, że z tłumaczeniami jest jak z kobietami ;) wierne nie są piękne, a piękne nie są wierne. Te tłumaczenie jest w miarę wierne ;-) 


''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Całkowicie zmieniając temat. (Mam nadzieję, że to nie jakaś tajemnica). Czy zdarza Ci się wypić przed, lub po turnieju? Mówię o takim typowym męskim spotkaniu wojowników, gdzie leje się alkohol, a w powietrzu słychać bitewne historie? Czy preferujesz raczej pompujące brzusio browarki, czy męską czystą?

Oczywiście, że się zdarza ;-) Czasami przed, czasami po, a czasami i przed i po - normalna sprawa. Zabawa plastikowymi panolkami to jakby nie było doskonały pretekst do spotkania się z Ziomalami, a jak już jest spotkanie, to o suchym pysku ciężko siedzieć. Oczywiście ekscesy okresu kawalerskiego mam już za sobą, więc nie sądzę, żebym kiedyś jeszcze miał okazję zobaczyć tekst "turnieju nie ukończyli" w połączeniu ze swoją ksywą. Co do rodzaju trunków, to wszystko oczywiście zależy od towarzystwa i nastroju - czasami browar, czasami czystą (czy też zgodnie z tradycją - fińską czerwoną), a czasami rudą na myszach.

 "Brawa dla Emanuela, on wybrał smak swojego życia!"


''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Może dla odmiany sięgnijmy korzeni. Na forum Legionu zarejestrowany jesteś od 2005 roku, ale Twoja przygoda z Warhammer'em 40,000 trwa dłużej. Czy mógł byś przybliżyć mi (oraz gawiedzi) początki swojej 40stkowe przygody? Komu zawdzięczamy fakt, że na co drugim turnieju w Polsce na podium są tylko dwa wolne miejsca?

To były bardzo zamierzchłe czasy, gdzieś tak tuż przed Herezją Horusa, znaczy się byłem na pierwszym roku studiów (98 w poprzednim millenium). Grałem wtedy w Chronopię i Warzone, łaziłem do klubu Drakkar (w Szczecinie), żeby się na bitwy ustawiać. Któregoś dnia jeden ze znajomych (ksywy już niestety nie pamiętam) powiedział, że żona dała mu ultimatum i musi się pozbyć wszystkich około-hobbystycznych szpejów - m.in. całej armii do 40stki. Chciał ją sprzedać za 200zł, utargowałem do 150zł - i w taki oto sposób stałem się posiadaczem grywalnej, praktycznie całkowicie metalowej 2ED armii BA :) Do dzisiaj pamiętam co było w tym dealu - 10 Taktycznych, z 10 SMów z różnymi heavy weaponami, DC z Kapelanem, Furioso (2ED z Multimeltą), 5 Scoutów (jedyne plastiki w całej armii), całe wiaderko różnej maści Termosów (około 20 modeli) i komplet bohaterów specjalnych.
2ED jakoś nie specjalnie przypadła mi do gustu, z resztą w Szczecinie nie było aż tak dużo ziomali regularnie grających. Ale na szczęście za chwil kilka wyszła 3ED, do tego Target Games popełnił 2ED Warzone, która była fatalna - i tak pozbyłem się jednych modeli, dokupiłem co tam było trzeba, żeby zacząć swoją przygodę z "nowym" Mrocznym Millenium (czytaj - Rhinosy) i tak to się jakoś dalej potoczyło. 

Ach Chronopia i Warzone... czasy zaiste zamierzchłe i do tego zacne. Już teraz wiem dlaczego nie dominowałeś wtedy Krakowskiej sceny tych gier - pustoszyłeś nadmorskie wybrzeża, zostawiając starą stolicę dla smyków mojego pokroju. Solidaryzując się zdradzę Ci pewną tajemnicę: Gdzieś tam w sieci czai się niejaki Michał W. i pacza. I przy nim nigdy nie wspominamy, że 2ED nie przypadła nam do gustu :) Tak na wszelki wypadek... ale idąc dalej...

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Twoja (wyrozumiała i wspierająca Cię hobbystycznie) Żona ma konto na Facebook, oraz całkiem niezłe transportery Rhino. Nie pytam o Rhino, bo wiem, że jako gracz Blood Angels coś tam w swojej kolekcji posiadasz. Interesuje mnie fakt, dlaczego nie ma konta na Facebook?

Facebook to zło ostateczne, miejsce do cna plugawe, zepsute i pozbawione jakichkolwiek zasad ;-)
Jest to trochę zboczenie zawodowe, ale generalnie to nie lubię "miejsc w sieci", które otwarcie przyznają, że będą wykorzystywać twoje dane gdzie tylko się da, jak tylko się da i kiedy tylko się da. A wszystko po to, żeby wyciągnąć z tego jak najwięcej kasy. Poza tym nie kręci mnie to całe lajkowanie, dislajkowanie i tym podobne Facebookowe pierdoły.
Ta fotka oddaje dosyć dobrze moje nastawienie do tego portalu:
http://www.federicopistono.org/blog/differences
Rhinosy powiadasz ...

Tak, Rhinosy - takie transportery Kosmicznych Marines:)

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Na koniec nie może się obejść bez zapinania. Wiem, że swego czasu Legioniści zamiast tego staromodnie wtrącali do lochu. Teraz liczy się tylko 'wylot' pokonanych przeciwników. Eman, ale tak szczerze: Lubisz 'Zapinać'?

A kto nie lubi? Prawda jest taka, że każdy gra (w dowolną) grę, żeby wygrać - nawet jeżeli sam się do tego nie przyznaje - gdzieś tam w głębi duszy marzy mu się Zapinanie. Nie ma nic przyjemniejszego, niż porządne Zapięcie po zaciekłej walce :-) Z drugiej strony jednak, nie kręci mnie Zapinanie młodych i niedoświadczonych - bo w sumie co to za zabawa, jak się porządnie nie bronią - dlatego staram się być dla takowych dosyć delikatny.




Tak więc drogie dzieciaczki - teraz już wiecie, że Wujek Eman będzie delikatny niczym pozytywny bohater kreskówki z 1983 roku H-EMAN, a Wujek Nazroth będzie drapieżny i podstępny niczym Szkieletor pastwiąc się na ofiarach pozostawionych przez poczciwszego Leonidasa.


Na koniec zapraszam do wysłuchania piosenki nagranej przez wiernych fanów Emana. Jak możecie się domyślać piosenka nosi tytuł "EMAN", i opowiada o rozterkach wewnętrznych młodego Emana, kiedy to porzucił Chronopię i obrał zupełnie nową drogę życia...



Zgłoś kolejną gwiazdę do wywiadu - napisz do mnie na z22cm@op.pl

 
Pozdro600!
Nazroth