niedziela, 24 marca 2013
'UMIŁOWANY WYDAWCA'
W mrocznym uniwersum czterdziestego pierwszego millenium jest tylko wojna... no może nie 'tylko wojna' bo i chwile epickich uniesień, heroicznych czynów, głębokiej radości podczas licznych bitew w doborowym towarzystwie i łzy gorzkiej rozpaczy podczas srogich porażek by się znalazły. Nie wspominając bezkresu godzin spędzonych przy biurku na malowaniu figurek... Maszyna 'wojny' to nie perpetuum mobile, sama się nie napędzi. Prawdziwy hobbysta poświęca nie tylko swój czas, pracując w pocie czoła nad wyglądem armii - nie - prawdziwy hobbysta poświęca przede wszystkim swoje pieniądze, wspierając markę, którą kocha - tym samym dbając o 'Umiłowanego Wydawcę'.
'Umiłowany Wydawca' - jedyny słuszny wydawca, produkujący (cytat ze strony) 'najlepsze figurki do Wargamingu na świecie' siedzi na 'złotym tronie' i dogląda swojego Imperium. Codziennie miliony poświęcają swe życia w celu podtrzymania jego istnienia. Wiedząc, że bez niego - może być tylko gorzej. Swoim zachowaniem 'Umiłowany Wydawca' budzi dużo kontrowersji. Wiele jego decyzji z pozoru świadczy wyłącznie o chciwości, chęci zysku kosztem wyznawców, dążeniu w kierunku całkowitej monopolizacji. Przeciw 'Umiłowanemu Wydawcy' występuje coraz więcej zbuntowanych hobbystów, przenosząc dotychczas szeptane na łonie klubów i sklepów poglądy do sieci, rozpętując wojnę, której początki sięgają Herezji z przed dziesięciu tysięcy lat. Gniew 'Umiłowanego Wydawcy' nie zna granic - zaostrzenie egzekucji kar za łamanie praw autorskich, znikające strony internetowe, sankcje dla klientów łamiących warunki współpracy z 'Umiłowanym Wydawcą'. Brat przeciw bratu, hobbysta przeciw hobbyście - bo przecież wszyscy jesteśmy hobbystami i wszyscy chcemy zarabiać pieniądze za swoją pracę...
Warto jednak popatrzeć na to co się dzieje z nieco 'głębszej' perspektywy - jeśli oczywiście wiecie co mam na myśli ;) 'Umiłowany Wydawca' jaki jest - każdy wie. Walka z wiatrakami, którą uprawia - nie powstrzyma rosnącej w siłę, negatywnej opinii klientów. Trzeba jednakoż przyznać, że najlepsze na całym świecie figurki do Wargamingu, robi właśnie 'Umiłowany Wydawca'. Najprężniejszą marką na rynku bitewniaków, dorównującą marce Starcraft pośród gier komputerowych, jest właśnie Warhammer 40,000. To jakiego rozkwitu na przestrzeni sześciu edycji i +/- 20 lat doznała ta gra jest dosłownie skokiem w hiperprzestrzeń. Mówmy wprost: jakość modeli, sposób w jaki opisane są zasady, rozkwit backgroundu gry, przemiana literatury z taniej przygodówki do poziomu dojrzałej lektury, liczne wersje językowe. W zasadzie jedyne co nie uległo zmianie na lepsze, to podejście do klienta, prezentowane przez 'Umiłowanego Wydawcę'. Kiedy jednak śledzę losy innych wydawców, zmuszony jestem przyznać, że nie wielu z nich wytrzymało próbę czasu. Padły takie marki jak Warzone, Konfrontacja, a poszerzając krąg zainteresowań możemy doliczyć niezliczone ilości gier Karcianych, nawet tak popularnych jak Gwiezdne Wojny, czy Doom Trooper. Nawet Magic the Gathering przechodził ciężkie chwile, chociaż ma je już za sobą. Niegdysiejszy szał przeminął, a 'Umiłowany Wydawca' wciąż trwa - niewzruszenie brnie dalej. Obrzucany obelgami, wytykany palcami przez własnych 'wielbicieli', borykający się z licznymi podróbkami, pozwami - robi kasę, robi figurki, robi dla nas hobby - robi swoje.
Dla tych malkontentów, którym nie podoba się to co robi 'Umiłowany Wydawca', jego zniechęcające wysokie ceny, sroga polityka... mogę jedynie polecić produkty firm takich jak Mantic, czy Gamezone, wyglądające jak gdyby czas się dla nich zatrzymał dziesięć lat temu. Dla mnie 'Umiłowany Wydawca' jest srogą Dominą, która chłosta mnie biczem i zmusza do kolejnych zakupów, ale kurwa lubię to i chcę więcej!
Opinia Karzua Buarzja i Koń'ryba'konia na temat figurek innych wydawców: <LINK>
Pozdro600!
Nazroth
taka prawda, jakby się nie marudziło na to wszystko, to właśnie do tego systemu, a nie innego co chwilę pojawiają się nowe figurki w chacie, a siano odpływa do Anglii.
OdpowiedzUsuńJa tam nie czuję takiego parcia. Owszem, nadal kupuję modele do GW bo, nie ma co ukrywać, że plastikowe modele od GW pod względem wykonania miażdżą konkurencję (*Jedynie TAMIYA dorównuje poziomem, ale to zupełnie inna bajka jest...*), ale technologia jedno, a rzeźby drugie - chyba nikt z ręką na sercu mi nie powie, że wszystkie nowości ze stajni GW mu się podobają, bo będę rzucał głośno "Kłamca!" i nic mnie nie powstrzyma. Nie mówiąc już o ich cudownej żywicy, Finecaście, gdzie jednego małego modela dostaniemy za 70 zł - w ten cenie kupimy dwa modele do Infinity, metalowe i o zabójczo dobrej jakości, która kopie Młotkowe zadki aż miło.
OdpowiedzUsuńBycie najlepszym w plastiku nie oznacza bycie najlepszym w ogóle ;)
A co do zasad, cóż, to Warmłotki zatrzymały się z nimi dekadę czy nawet dwie temu i praktycznie każdy inny system oferuje lepsze wrażenia z rozgrywki. Warhammer za to oferuje prawdopodobnie najbogatszy, świetnie nakreślony świat pozwalający na piękny poziom immersji i twórczą kreację.
Finecast w istocie doopy nie urywa. Lubię go, ponieważ jest idealną odpowiedzią na moje rozczarowanie metalowymi modelami - przyjemnie zbiegło się to w czasie. Z modeli metalowych zrezygnowałem na kilka lat przed wprowadzeniem Finecastu i ciap! mogłem kupić sobie wymarzone wzory w innym niż metal materiale:) Nie zgodzę się natomiast z Twoją oceną zasad - 40k ma dynamiczne i całkiem dobrze napisane zasady. Przede wszystkim nie wymaga testów na wszystko, jak mają to w zwyczaju gry skirmishowe, zresztą trudno skirmishe porównać do BITEWNIAKA... a znaleźć równie dynamiczny i prosty w obsłudze Bitewniak nie ze stajni GW też ciężko... :)
Usuń*czyści gardło* Dystopian Wars. Firestorm Armada. Dropzone Commander, Flames of War...
UsuńNo dobrze, jest w tym jakiś punkt. Wszystkie powyższe systemy, choć są bitewne, prezentują miniaturki w skali o jedną lub dwie niższej niż Hero 28mm obowiązujące w Wojennych Młotkach. I myślę, że to już jest wszystko kwestia biustu - to znaczy, mi tam nie przeszkadza testowanie wszystkiego i i gęsto-często, jeżeli w efekcie system daje mi dużo większą kontrolę nad grą i mam lepsze odczucie, że choć złe kulanie może popsować krew, to i tak mogę planować w dużo bardziej szczegółowym zakresie niż w młoteczkach - ot, w Warmachine mogę rzucić czar na swojego szefa, która chroni go przed wywrotkami, aktywować robocika, rzucić mojego szefa ów robocikiem by zyskać kilka cali, czar chroni przed wywrotką, po czym mój szef rzuca swojego Feat'a by przybliżyć całą armię wroga do siebie, teraz szef się aktywuje i wpada na ryja szefowi przeciwnika, klepiąc mu maskę. Takie kombosy cieszą mojego wewnętrznego fana M:TG i w młotku nie uświadczę takiej synergii.
A radość, kiedy Rambo wroga dowiaduje się, że ukryty w perfekcyjnym spocie gość w termo-optycznym kamuflażu nagle pojawia się na stole, i to z rakietnicą w łapach by posłać go do Kingdom Come, jest nie do opisania - a Infinity takie doświadczenia oferuje!