Pięciu przeciwników. Pierwszy wygenerowany losowo, kolejni według osiągniętych dotychczas wyników. Zazwyczaj na Masterze decydujące znaczenie ma Bitwa pierwsza, trzecia i ostatnia.
Pierwsza, ponieważ to od niej zależy na kogo od tej pory przyjdzie nam trafić. Wynik w przedziale 10-13pkt. sytuuje nas na pozycji, w okół której aż roi się od Botów Oportunistów, a Pro Graczy nie widać na horyzoncie. Jeśli już trafią się Wyjadacze, oznacza to, że mieli pecha w pierwszej bitwie, lub stosują podobną strategię - unikania drapieżników. Zapięciem 20/0 nikt nie pogardzi, jeśli nadarzy się okazja - natomiast nie warto kozaczyć i grając z dobrym przeciwnikiem bardziej opłaca się zewrzeć zwieracz i przeczekać najgorsze. Ryzyko może odebrać nam cenne punkty potrzebne w późniejszym etapie turnieju.
Bitwa trzecia jest zazwyczaj najtrudniejsza. Początkowy entuzjazm szybko mija. Adrenalina traci smak, a zamiast niej pojawia się tzw. Moment Kryzysu. Człowiek jest już zmęczony, w zasadzie mógł by nie grać tej trzeciej Bitwy i pójść w kimono. Zazwyczaj jest to moment, w którym brak koncentracji zmusza nas do jeszcze silniejszego zaciśnięcia pośladów. Pojawia się zdenerwowanie, rozdrażnienie. Czasami kończy się to kłótnią i chujową atmosferą w trakcie gry. Trzecia Bitwa to prawdziwy sprawdzian męskości i umiejętności.
Ostatnia Bitwa jest oczywiście najważniejsza. To od niej zależy nasza końcowa pozycja. Punkty same się nie nabiją, a wiedząc że lepiej już nie będzie, wielu graczy zaczyna się ciśnieniować. Tym bardziej, jeśli Podium jest w zasięgu wzroku, a z minuty na minutę pretendentów do tronu ubywa. Jest to ostatnia szansa na zdobycie punktów i wstrzelenie się w wysoką pozycję Rankingu. Nie pomaga fakt, że za nami długi i wyczerpujący turniej. Trzeba też uważać na błędy spowodowane zgubnym pospiechem. Ostatnia Bitwa to moment ciągłej kalkulacji, na stole własnym i stołach w około.
Show me what you've got
Chcąc przetrwać wszystkie trudności związane z Turniejem, a także przezwyciężyć przeciwności losu, własne słabości i stres - należy odpowiednio się przygotować. Może nie do końca tak, jak zrobili to Perzan (sędzia) i Seta (gracz) widoczni na powyższym zdjęciu. Chłopcy chyba za mocno się wczuli, a na 3 City Heresy nie było aż tak gorąco:) Mówię o przygotowaniu odpowiednich pomocy turniejowych takich jak:
Niezbędne akcesoria - zawsze pod ręką, najlepiej zlokalizowane tak, by łatwo było po nie sięgnąć.
Pojemnik na Armię - osobiście stosuję małą walizkę podróżną z twardym dnem, oraz dwie małe torby Feldherr. W jednej trzymam pojazdy, w drugiej akcesoria - piechotę wrzucam w 40mm. gąbkę Feldherr i wszystko wdupczam do walizki. Łatwo przenieść, łatwo wyjąć. Cała operacja trwa moment i nie frustruje mnie zanadto.
Napoje i szama - zawsze pod ręką. Bogate w cukier słodycze, oraz dwa rodzaje napojów. Napój energetyczny (na moment, kiedy adrenalina powie dość), oraz coś na oczyszczenie organizmu (np. woda mineralna do sustenansu). Pierwszego dnia 3 City Heresy, po obfitym w tłuszcz i panierkę śniadaniu zjadłem już tylko kilka cukierków, popiłem je Red Bullem i do wieczora miałem spokój.
Na tym etapie wszyscy, którzy korzystają z tego Bloga jako formy rozrywki mogą zakończyć czytanie wpisu. Poniżej opis poszczególnych Bitew.
Moją rozpiskę, oraz wszelkie założenia opisałem we wpisie 'Pryncypały Wojny', dlatego jeśli ktoś nie czytał, a chce mieć szersze horyzonty to polecam.
Bitwa 1:
Player: Baniak
Armia: NEC
Rozpiska: 5 NScythów z Warriorami, 3 DScythy, 3 Motory, Lord na CBarce.
Scenariusz: 6 znaczników, DoW, Fa scorują i dają VP,
W Piątek, wieczorną porą, Mirai przepowiedział z czym przyjdzie mi się spotkać. Oczywiście miał rację i pierwszą Bitwę rozegrałem z Rogalami Zagłady. Nekroński 'Cyrk Lataczy' był jednym z biczów na moją Armię i Rozpiskę. Miałem pewne założenia, pomysły i sposoby postępowania, przygotowane na tą okazję, ale mimo to nie załagodziły one mojego wewnętrznego niepokoju. Scythy to dość świeży build Necronów. Jeszcze nikt nie opracował realnej kontry na tą Rozpiskę, a że potrafi tym zagrać każdy random, w zasadzie powinienem przewidzieć ten paring. All in all musiałem radzić sobie tym co było dostępne w oparciu o swoją konstrukcję SM'ów i zawarte w niej AA (Anti-Aircraft).
Na szczęście po drugiej stronie stołu stał Baniak, z którym grałem już dwa razy i w obu przypadkach stwarzał wrażenie sympatycznego retarda. Wiedząc, że po swojej stronie mam przewagę nie tylko intelektu, ale też nienagannej sylwetki i długiego, mocarnego grzechotnika - pozwalałem mu ruszać się w mojej fazie strzelania, strzelać w fazie assaultu itd. Facet liznął zasady, wie co i jak. Bitwa przebiegała bezstresowo. W chwili, w której pogodziłem się ze znaczną przewagą jego rozpiski, postanowiłem dać mu fory i stworzyć namiastkę sukcesu, którym mógł by chwalić się do końca życia.
I tak poszliśmy w dżentelmeńskie tango. Abym wygrał z Preclo-Szturmem, na stole musiały by się dziać niestworzone rzeczy. Skoncentrowałem się na jedynych dostępnych dla mnie punktach: Slay The Warlord, Line Breaker, VP za Fasty (bardzo łatwe do zdobycia), starając się przy tym utrzymać jeden, czy dwa Objectivy. LRR z Kowalami i Hestanem poszedł w Outflank (w sumie, żeby wyjść za linią Lataczy i utrudnić im zwrotkę). Ruszyłem do przodu, chcąc znaleźć się możliwie jak najbliżej wroga. Przez dwie tury strzelałem do chowających się Motorów i Barko-Lorda. Z tyłu zostały jedynie Tandosy i Dred, a reszta gnała na złamanie karku. Udało się skruszyć Barkę i dwa Motory, kiedy na stół wleciało 7 z 8 Precelków. Rozpuściły min. Taktyka i 6stkę Scoutów - co uważam za mało statystyczne, zważywszy, że DScythy doń nie strzelały. Trudno - w końcu grałem na remis, bywa. W rezultacie udało mi się unikać ognia i mało umiejętnie, ale jednak wymanewrować część Lataczy. Straciłem mnóstwo modeli, w tym LRR, Dreda, prawie całą piechotę. Zostałem na Tandosach, Razorze, Single SM'ie i Kowalach z Hestanem. Gra trwała tylko 5 tur, nie miałem czasu skontrować Troopsów Baniaka po wysiadce. Miał 5pkt. za znaczniki i 1 za mój FA. Ja 1 z Linebreakera, 3 za FA i 1 za znacznik, przegrywając tym samym 9/11
Wynik 9 punktów umieścił mnie dokładnie tam gdzie chciałem, a jednocześnie nie straciłem za dużo na rzecz oponenta. No i mam na koncie dobry uczynek. :)
Bitwa 2:
Player: Trej
Armia: IG
Rozpiska: 3 Vendetty, 2 Lemany (bez sponów), Manticora, 2 Chimerki, 20 ludków z Komisarzem i 2 autosami, skład z Meltami, skład z Meltami, skład z Plazmami, skład z Plazmami, skład z Flamerami.
Scenariusz: 4 znaczniki na krzyż, HaA, Ha scorują i dają VP,
Zdziwiłem się zastając Treja - zatwardziałego Chaosytę, dowodzącego zastępami Lojalistycznej Gwardii Imperialnej, przy moim stole. Byłem świadkiem fragmentu jego poprzedniej bitwy przeciwko jednemu z Krakowskich Graczy, dlatego wiedziałem z jakich powodów znalazł się naprzeciw mnie. Ehh te 6stki dymające Lataczy - życie chłoszcze:)
Zacząłem. LRR z Kowalskimi i Hestanem w Outflank (tak, drugi raz to wylosowałem). Dred wysunięty na lewą flankę wyjął Trejową Manticorę, jak to ma w zwyczaju. Motory i mobilną piechotę posłałem do środka stołu za LoS Blokującą Ruinę, z zamiarem przeczekania bitwy i zajęcia położonych nieopodal Znaczników. Wiedziałem, że zdobędę więcej punktów za zniszczone Heavy Supporty, dlatego do pełni szczęścia wystarczyło utrzymać swój, oraz środkowe znaczniki. Fartowny strzał Lascannoniarza zdjął jednego Lemana, czym zaskarbił on sobie uwagę Treja. Tandosy systematycznie kasowały piechotę. Trej szybko otrząsnął się z traumy i popieścił mnie ogniem zwrotnym. Zranił Attack Bika, urwał broń Dredowi. Pomimo męstwa głównie-dowodzącego Gwardziści nie dorośli do czekającego ich zadania. W kolejnych etapach gry Motory pojechały skasować drugiego Lemana, niestety bezskutecznie, za co ten odwdzięczył się mordując większość połówki Taktycznych (zabójców jego bliźniaka). Trej uwziął się na nieszczęsnego Lascannoniarza w pewnym momencie strzelając do niego nawet z pojawiających się na stole Vendett. Gdzieś w międzyczasie Zimmobilisował mi dreda, rozpęknął jakiś Razorback, zabijając z plazm trzech Marynarzy. Ja w tym samym czasie nie szczędziłem mu batów Tandonizując jego składy jeden po drugim. Najpierw oddział z Plasmami, potem Meltami, i tak dalej. Obie Chimery Treja miały Immobila od początkowych etapów gry, więc mój oponent nie miał jak odpowiedzieć, na zbliżające się zastępy Marines. Kiedy na stole zafurczało od przelatujących Vendett - to na nich skoncentrowałem większość ognia, kasując tą, która wiozła Melciarzy. Wszyscy zginęli, kolejne małe zwycięstwo. Treju nie był zadowolony z przebiegu gry, Fart obrał mnie na swój Avatar, a ja korzystałem z tego ile się dało. Kiedy w końcu na stole pojawił się Land Raider (czwarta tura) w zasadzie nie było już czego zbierać. Dwie, pozostałe przy życiu Vendki Treja poleciały do mojej strefy w celu zabezpieczenia Objectivów i eliminacji moich Heavy Supportów. Czekało je niemiłe rozczarowanie, kiedy to w ostatniej turze obie strąciłem swoim Twinowanym ogniem. Terminatorzy i Land Raider byli już wtedy w szczerym polu, Leman, zimmobilizowana Chimera, oraz skład zakitranych przez Treja Melciarzy, którzych zapomniał przez dwie tury zapakować do specjalnie opróżnionego Transportera - nie istnieli. Jedynym przeciwnikiem trzymającym się twardo na stole był nadwątlony oddział 20 Gwardzistów z Autosami, z wysnajpowanym na ten czas Komisarzem. Gra zakończyła się po piątej turze, tym samym pozwalając Trejowi zachować Czekoladowy Honor i obronić dwa Punkty.
Grało się spoko (przynajmniej mnie). W trakcie dużo rozmawialiśmy, a atmosferę rozgrywki urozmaicał Nathaniel, co chwila podchodząc i coś komentując. Fajna bitwa, dobry wynik. Po zgłoszeniu wyników poczęstowałem przeciwnika cukierkiem Bon Pari, na otarcie łez, licząc że w kolejnej Bitwie przyniesie mu to szczęście i dostarczy potrzebnej energii.
Bitwa 3:
Player: Noir
Armia: GK
Rozpiska: 2 Kwizytorów z Psikawkami i 4 Warrior Akolitami (inv 3+), 4 składy Rycerzy z Psikawkami w Razorach HB&Psammo, 2 Sraveny, 3 Autodredy,
Scenariusz: KP, Trójkąty,
Noir, to kumpel Baniaka, przeciwko któremu miałem już przyjemność na ostatniej Wojnie Światów. Wtedy w związku z niezdecydowaniem i delikatną dezorientacją przez cały czas był w cieniu Bani. Nie ma w tym nic dziwnego, Baniak ma pokaźne rozmiary, a Noir z całym szacunkiem - Szerszeniem nie jest. Grając mann gogen mann miałem okazję lepiej przyjrzeć się jego umiejętnościom. Noir od samego początku miał pomysł na grę. Nie do końca go podzielałem, mimo to najważniejsze to zaplanować i egzekwować.
Wystawiając Armię ustosunkowałem się do rozłożenia terenu, tworząc odpowiednie korytarze strzeleckie i znacznie ograniczając przestrzeń, w której mój oponent mógł by bezpiecznie wystawić jednostki. Noir zareagował wskazanym podziałem Armii na dwie połowy, umieszczając na stole 4 Razorbacki, w tym dwa pełne i jednego Dreadnoughta. Ku mojemu zadowoleniu w pierwszym etapie gry miałem do zdjęcia kilka łatwych i miękkich Kill Pointów, a zwrotka ze strony Noira nie była w stanie przebić się przez moje twarde unity. W końcu dziesięcio-osobowe składy Taktyczne, zabunkrowane w Ruinach, były dla tej konfiguracji Grey Knightów niczym Betonowy Bunkier. Szybko zyskałem znaczną przewagę w KP, molestując chowające się przede mną Razorbacki, w rezultacie eliminując wszystkie cztery, oraz Tandonizując dwa oddziały GK. W międzyczasie Armia Noira stopniowo pojawiała się na stole, po najbliższej linii, ostrzeliwując moją flankę. Po stracie jednego Tandosa i połowy Taktycznych cofnąłem ocalałego Techmarina, wraz z Marines do okupowanej przez drugi Thunderfire Cannon Ruiny w samym rogu stołu. Na tym etapie gry moi Terminatorzy zachodzili już lewą flankę stołu eliminując pozostałe przy życiu Razorbacki. W praktyce kontrolowałem grę cały czas, a późne pojawienie się Lataczy ułatwiało mi zadanie. Prowadziłem 16/4 i tak zakończyła by się nasza gra, gdyby oddział społowionych Taktycznych z dołączonym Techmarinem nie uciekli oblewając LD na '9' i wycofując się dokładnie '9' cali, czyli o pół cala za dużo - umarli, a gra zakończyła się po piątej turze.
Analizując grę dochodzę do wniosku, że Noir popełnił błąd, koncentrując siłę ognia na Tandosie w Ruinie, zamiast zająć się łatwymi do zdjęcia Kill Pointami, pod postacią stojącego na czysto Razorbacka i kitrającego się za nim Dreda. Z pewnością dodatkowe KP przydały by mu się w tym meczu, ale w grze tak to już jest - uczymy się na błędach.
Tak zakończył się dla mnie pierwszy dzień turnieju.
Bitwa 4:
Player: Michałku
Armia: CSD
Rozpiska: 2 Krwiopuszcze, DP Nurglea, 2 7-10ki płaszczek (nie pamiętam ilości), 4 piątki Pinków, 2 czwórki i 1 trójka Flamerów,
Scenariusz: 2 znaczniki w swojej i 1 na środku, Trójkąty,
Kiedy Mirai straszył mnie buildami moich Turniejowych Przeciwników wspomniał min. Demony Michałku. Miałem całą noc, żeby przemyśleć w jaki sposób odesłać je do Osnowy. Postanowiłem zabunkrować się w rogu, zastawiając większe połacie terenu Tandosami i Dredem. Jednostki te miały kluczowe znaczenie, ponieważ Demony nie dysponują wysokim Pancerzem, a musiałem szybko i sprawnie redukować ich ilość na stole. Attack Biki należało usytuować tak, by zablokować jak najwięcej powierzchni, a jednocześnie stworzyć im możliwość szybkiej reakcji. Wiedząc, że Michałku ma 2 Thirstery i Nurglowego Princa obmyśliłem prostą strategię polegającą na nakarmieniu ich Expendablami. Strzelać do skurwysynów, aż nie zdadzą testu i spadną na glebę, a następnie dokończyć, a jeśli przeżyją - nie dać im szarżować na cenne unity. Z tego też powodu Połówki Tacticali z Meltami dałem na tyły, po obu stronach Tandosów. Zastawiając się na 1,99" od krawędzi i 2,99" między oddziałami - uniemożliwiając tym samym dobry Deep Strike Demonicznej Hordzie. Połówki Taktycznych z Laskami - zdecydowanie gorsze od Melta-Mixów, wystawiłem z przodu. Skrzydła zabezpieczyłem pustymi Razorami, a LRR poszedł na środek. Uważam, że udało mi się wystawić w sposób wykwintny, co potwierdziło się w turze Michałku. Weszły Krwiopuszcze, Nurglo-demon, jedne Flamery, jedne Płaszczki i jedne Horrory. Pinki daleko na znacznik, Flamery i grubasy tuż przed moją armię. Wyglądało to niczym promocja w Media-Markt! Płaszki w oddali - bezpiecznie zaczajone. Flamery połechtały Landka i to by było na tyle. Dwa glany, cała rodzina zdrowa. Moja tura obfitowała w strącanie Lataczy. Rozpocząłem od HBolterów i Autosa, wszystko na Linku, więc szansa duża. Jeden Czerwony spadł na ziemię z dwoma woundami, strącony przez unit z Laską. Dostał 3ci wound, oraz szarżę Kowali, którzy bez strat dokończyli dzieła. W międzyczasie Tando społowiło Pinki, płaszczki dostały ciężkim, a Flamery wyparowały. W tym momencie popełniłem największy błąd bitwy - podstawiając Kowali pod szarżę płaszczek masakrą... głupota. Te kilka cali zrobiło by ogromną różnicę i dało mi narzędzie do anihilacji grubasów, bo te nie miały żywcem gdzie szarżować - tylko w Razory, albo moje Lasko-squady, dokładnie tak jak to pierwotnie planowałem. :)
Potem na stole pojawiło się więcej demonów. Jedne Flamery rozbiły się o kamień i po kulnięciu gały poszły do doopy Dziadka Nurgla. Grube zaszarżowały moje połówki z Laskami, a płaszczki Kowali. Termosi długo wytrzymali, ale na pewnym etapie poddali walkę - po kilku Fazach Combatu poszli do piachu, pozostawiając przy życiu dwie Płaszczki. Taktyczni wykonali swoje zadanie karmiąc Grubasów, jedni wyparowali za stół, z drugich został pojedynczy Lascannon, który zebrał się kilka cali dalej. Gra trwała nadal, a ja systematycznie eliminowałem kolejne jednostki Demonów, tracąc przy tym min.Land Raidera i w związku z dobrymi rzutami na INV Thirstera i DP, także większość Scoringów. Miałem spore szanse na zwycięstwo 17/3 ponieważ w miarę upływu tur, przeciwnika ubywało. Prince na jednej ranie nawet nie miał już na co szarżować. Zabił Razora, który jako jedyny nie był w stanie strzelać Overwatchem. Wyżyłem się na nim i po chwili cała moja połowa była już czysta - w końcu kilka Horrorów i Płaszczek to żadne wyzwanie dla dwóch Thunderfire Cannonów, Dreda i Attack Bików. Gdyby nie Pinning po wysiadce - moi Scouci zajęli by Cel Misji, ale niestety nie był im to dane. Ostatnia tura polegała na zredukowaniu Demonów do 1,5 oddziału Horrorów, oraz podstawieniu Scoutów nieopodal Celu Misji. Motory posłałem do bloku Znacznika trzymanego przez Demony. Jak już pisałem - miałem spore szanse na wygraną 17/3, ale Tzeenth zaplanował losy tej bitwy inaczej i mecz zakończył się jak zwykle po piątej turze (tak, czwarty raz z rzędu). Przegrałem 7/13
Z perspektywy czasu i zajętego na Turnieju miejsca - jestem zadowolony z tej bitwy. W praktyce na 3+ wygrałem ją znaczną przewagą, a początkowo mocno obawiałem się tego Builda Demonów. Myślę, że przeciwnik też wyciągnął z tego pewną naukę.
Bitwa 5:
Player: Typhus
Armia: GK
Rozpiska: Coteaz, 2 Techmarinów, 10 Termosów, Autodred, 2 Razory HB&Psammo, 2 Chimery, 4 trójki mięsa od Coteaza, 2 Sraveny,
Scenariusz: 4 znaczniki, DoW,
Ostatni mecz przyszło mi rozegrać przeciwko Typhusowi. Ten młody gracz postanowił zaprzyjaźnić się ze mną i poczęstować mnie swoją czekoladą, dając mi ugrać 20/0, zasłużył tym samym na osobny wpis. Jestem przekonany, że historia tego epickiego zwycięstwa, niejednego zainteresuje, a i sam Typhus pewnie chętnie przeczyta jakie błędy popełnił. Wypatrujcie zatem rubasznej opowieści o moim męstwie, która pojawi się w niedalekiej przyszłości.
W zasadzie to tyle o samych bitwach.
Dla ciekawych świata:
Zapodana przez Picka statystyka Armii z 3 City Heresy:
Armia - ilość graczy - średnia ilość zdobytych dużych pkt
SW - 6 - 55,6
Necrons - 5 - 90
IG - 4 - 57,5
BA - 4 - 60,2
GK - 4 - 61,25
DE - 3 - 77,6
Orcs - 3 - 61,6
Tau - 3 - 44,6
Tyrki - 2 - 77
CSM - 2 - 54,5
Eldars - 2 - 56,5
SM - 1 - 92 (tak to właśnie ja)
CD - 1 - 89
BT - 1 - 15
Wrzucam też kilka zdjęć, które budzą moje mieszane uczucia:) (oczywiście same POZYTYWNE mieszane uczucia).
Nathaniel cichaczem Zapina się z Asmo
Podwójny Kit-Kat, podwójna przerwa
Witchfire Psychic Power
Czas na Punkty Karne
Jakimś cudem nie widać wora - i dobrze
After Party - jak prawdziwi Spartanie
Grało się wybornie
Podręcznik Ogólnie Dostępny - wystarczyło podejść i ekhm, skorzystać
GALERIE ZDJĘĆ z Herezji:
Galeria Zdjęć Nathaniela LINK
Galeria Zdjęć z 3City Heresy
Pozdro600!
Nazroth