Długo czekałem na tą chwilę. Polskie wydanie Kodeksu Nekronów wymykało mi się z rąk niczym mydło na mokrej posadzce. Mimo to 'moment' nadszedł i uchwyciłem filuterne tomiszcze w swe prześmiewcze szpony. Jak przystało na Polskie tłumaczenie - podręcznik wgniata w fotel tak mocno, że bezinwazyjnie leczy uwypuklone hemoroidy.
O niuansach Polskiego języka, infantylizacji mrocznego klimatu Warhammera 40,000, czy też doborze odpowiednich tłumaczy nie ma się co rozpisywać. Wszyscy, którzy bloga śledzą na bieżąco, na pewno wiedzą na czym świat stoi. Polska wykształciła wspaniały i skomplikowany język, niestety nie dorosła intelektualnie do tego, by na ów twór przełożyć mowę zagraniczną. Ludzie wybierani na tłumaczy podręczników do 40stki nie mają zielonego pojęcia z czym przyszło im się zmierzyć, a efekty są takie jak widać...
Trazyn the Infinite - Trazyn Nieskończony (unfinished?!) to taka perła, która od razu przykuła moją uwagę. Oczywiście nie dało się nazwać go Wszechwiecznym ponieważ brzmiało by to zbyt poważnie, w dodatku słabo komponując się z Orikan Wzmocniony... Na szczęście za wyjątkiem tych dwóch arcy kretynizmów, bohaterowie specjalni nazywani są raczej w porządku. Anrakyr Wędrowiec, Imotekh Władca Burz itd.
Podobnie jest w przypadku zwykłych jednostek z Kodeksu Nekronów. Mamy Nieśmiertelnych, Wojowników, Niszczycieli. Większość jednostek została nazwana poprawnie, aż do... Sórzniaków. Na temat 'Nekronów obdartych ze skóry, którą wcześniej obdarli z innych stworzeń, a później się nią owinęli - jedno opakowanie' poczytać można min. TUTAJ. Ja dodam od siebie (po tym jak po raz tysięczny rozmasowałem czoło gromkim dłonio-tłuczeniem) kilka faktór dotyczących tej jednostki, oraz jej miejsca w Armii Nekronów: "Nekron dotknięty klątwą skórzniakową, doświadcza powolnej i bolesnej erozji świadomości." "Pozostali Nekroni czują do Skórzniaków odrazę i lękają się..." "Większość Arcylordów raczej nie dostosowuje swoich planów do poczynań Skórzniaków..."
I nie dziwota, że tak to właśnie wygląda. Sam czytając tą nazwę, czuję w brzuchu dziwne ssanie, ogarnia mnie lęk i nie mogę powstrzymać czoło-bicia.
W Kodeksie Nekronów nie zabrakło też przysmaku dla miłośników prawdziwego hardkoru. Mowa o pewnej niekonsekwencji ze strony autorów tych dziwacznych i wymyślnych nazw. Otóż w Kodeksie mamy min.następujące przedmioty/uzbrojenie:
Odłamek C'tana,
Strzała Techionowa,
Laska Przymierza,
Kostur Niszczyciela,
Jest ok? Brzmi ok, ponieważ takie właśnie jest.W przeciwieństwie do niektórych broni:
Oprawca Gaussowski
Działo Teslowskie
Cóż to za idiotyzmy? Przecież idąc tym tropem (działo Gaussa, Tesla - kurwa nie wiem każdy zna te słowa do chuja pana!) powinny też występować Odłamki C'tanosskie, Kostury Niszczycielskie, czy Bicz Cząsteczkowski. To brzmi niczym "Powstanie Kościuszkowskie" i do klimatu 40stki ma się tak jak fiut do gwizdka - oba można brać w buzię, ale efekty są różne.
A przecież da się dobrze tłumaczyć. Autorzy udowodnili to tworząc
wspaniałe nazwy Ekwipunku Bojowego Krypteków, czyli min: Zasłona Mroku,
Kostur Otchłani, Całun Nocnej Mary, Słoneczny Impuls, i moje ulubione
Harfa Dysonansu. Brzmi super, trzyma klimat. Skąd zatem takie badziewia
jak Nekroskóra i Odczuwająca Osobliwość? Dobrze, że chociaż Pająki,
Skarabeusze i Upiory Kanopteku nazwali jak trzeba - a nie
'Kanoptekowskie, bo wtedy mój Skórzniak zawinął by się we frędzel,
schował do mojej Nocnej Mary i zniósł jaja Nekroskarabeuszy Krwawego
Kamienia...
I tak za sprawą Tomasza Kowalika, Pawła Kowalika i Michała Szałańskiego (tłumaczy) nie tylko ubawiłem się po pachy, ale też wyleczyłem po-turniejowe dolegliwości fekalne, raz i po wsze czasy. Żeby nie przeciągać - swój święty gniew przedstawię w formie wizualnej:
Space Marines: Drop Pod jest jednym z najrzadziej używanych środków transportu stosowanych przez graczy. Zapewne dzieje się ta za sprawą przewidywalności, oraz słabej synergii w Buildach zrównoważonych. Mimo to Kapsuły Desantowe posiadają unikalny zestaw cech, który wyróżnia je na tle innych Transportów Dedykowanych.
- Element Zaskoczenia,
- Efekt Psychologiczny,
- Inicjatywa,
- Zasięg,
- IGS,
- Ładunek,
Lekko uzbrojony, pokryty 12stką Pancerza Transporter dostarcza swój zabójczy ładunek w samo serce wrogiej armii, pozwalając na eliminację witalnych celów broniami krótkiego zasięgu. W bogatym arsenale Kosmicznych Marines nie brak jest uzbrojenia siejącego prawdziwe spustoszenie na 12". Dostarczenie samobójczej wkładki na pozycję, przy użyciu innego środka transportu może być trudne i czasochłonne - Drop Pod zrobi to automatycznie, w pierwszej turze, w dodatku margines niepowodzenia minimalizowany jest przez Inertial Guidance System - zabawkę, powstrzymującą Kapsułę przed zniesieniem. Warunkiem celnego lądowania jest oczywiście użycie mózgu, za to statystyka wyjątkowo jest po naszej stronie. Nic tylko ładować się do Drop Poda i zapinać pasy:)
W 90% rozgrywek użycie choćby jednego Drop Poda wywoła Efekt Psychologiczny. Zmusi przeciwnika do zagęszczenia swojego rozstawienia w okolicy witalnych jednostek, w celu zajęcia przewidywalnej strefy lądowania. Istnieje też spora szansa na wycofanie niektórych jednostek do Rezerw, co pozwoli Marines zajmować się armią przeciwnika kawałek po kawałku. Z pewnością przewaga na polu bitwy warta jest te 35pkt.
Pojedynczy Suicide Squad w Podzie to fajna zabawka, niemniej jednak dość przewidywalna. Dużo trudniej zabezpieczyć się przed prawdziwym Drop Strike Assault. W obecnej edycji niewiele armii może pozwolić sobie na całkowite wyjście z Rezerw. Przeciwnik zmuszony jest wystawić na stole przynajmniej połowę armii, a następnie dożyć nią do początku drugiej tury. Dobrze przygotowany desant jest w stanie roznieść wrogi kontyngent w drobny mak. Przykładowo dwie kapsuły z dwoma dziesiątkami Sternguardów na pokładzie nie dają żadnych szans Necrońskiemu graczowi na dziewięciu Scythah, chyba że zdecyduje się on wystawić kilka oddziałów piechoty na stole. Niezależnie od decyzji gracza Necronami - w przypadku tego Match-upu możemy jedynie zyskać.
Jeśli naprzeciwko spotkamy niekorzystny Build i postanowimy zagrać bardziej defensywnie, bądź też zechcemy poczekać z desantem na cofnięte do Rezerw jednostki przeciwnika - możemy wpuścić na stół puste Pody (tzw. wabiki). Pełne, wchodzące w skład drugiej fali, staną się dostępne na przestrzeni drugiej - trzeciej tury, czyli akurat wtedy, kiedy potencjalnie staną się potrzebne. Nowa edycja znacznie przyspieszyła pojawianie się Rezerw, oraz wyeliminowała sytuacje, w których Kapsuły wchodziły na stół na ostatni moment. Obecnie czwarta tura to deadline, dlatego wkładka z Poda ma jeszcze sporo czasu, żeby zadać ból i zając Cel Misji.
Nie zapominajmy też o uzbrojeniu Kapsuł. Storm Bolter nie jest może narzędziem zagłady, niemniej jednak pusty Drop Pod nie stanowi priorytetowego celu. Będzie wiele okazji do oddania tych dwóch strzałów. Być może uda się dokończyć jakiś nadwątlony oddział, zadać kluczową ranę, czy też ukraść Hull Point na tył jakiegoś pojazdu. Bolter Szturmowy nadaje się również do kontrolnego ostrzeliwania Latających Monsterów. Fartowne trafienie może posłać Latacza na blat, gdzie zajmą się nim zdecydowanie mocniejsze bronie.
W przypadku, w którym zdecydujemy się na użycie kilku Drop Podów, warto dopasować do nich resztę Rozpiski. Doskonałym wyborem są Scout Biki, wyposażone w Locator Beacon. Kapsuły przestaną Scatterować, a Infiltracja w połączeniu ze Scout Move zapewni odpowiednią odległość Locatora do priorytetowego celu.
Zalety Drop Podów można by tak mnożyć i mnożyć. Nie obejdzie się jednak bez kilku wad. W końcu nie bez powodu mało kto bazuje na tych środkach transportu.
- Podatność na Kontrę,
- Możliwość Wymanewrowania,
- Dostępność,
Losowość miejsca lądowania Kapsuły bywa zgubna dla jego ładunku. Czasem okrutny los rzuci nim w niedogodne miejsce. Jednostki wysypujące się z Poda na blat są bardzo podatne na odpowiednio przygotowaną Kontrę. Duże Blasty, lub koksiasty Deathstar w mig rozprawią się z wkładką. Żeby temu zapobiec, dobrze jest schować jednego, czy dwóch dzielnych Marines poza LOS wrogich jednostek. Zachowamy ludzika to nie stracimy punktów i może uda się nim jeszcze coś zwojować.
Nie zapominajmy, że po drugiej stronie stołu może znaleźć się ogarnięty gracz. Drop Pody to zaskoczenie, inicjatywa, ale też przewidywalna forma rozgrywki. Przeciwnik może rozstawić się w sposób, który w praktyce uniemożliwi optymalny desant. Taktyka Dropstrike'u polega na zmasowanym natarciu i jednorazowej eliminacji zagrożenia. Jednym słowem stawiamy wszystko na jedną kartę.
Powodem, przez który rzadko widuje się Kapsuły Desantowe jest ich konkurencja w postaci Razorbacków, Rhino i Land Raiderów. W poprzedniej edycji Pody nie były popularne ze względu na zasady. Obecnie ich miejsce w kolekcjach graczy zajmują polecane ta ten czas Czołgi Transportujące. Złożenie grywalnego Dropstrike'u wymaga dużej ilości Kapsuł, a zatem nie każdy ma możliwość gry tym Buildem. Przynajmniej na razie:)
Czy wiesz że?
Drop Pody używane są głównie w celu przetransportowania dobrze uzbrojonego oddziału do określonego celu. Nie jest to jednak jedyna godna uwagi forma zastosowania Kapsuły. W połączeniu z ukształtowaniem terenu, lub Locator Beaconem można użyć Podów w sposób precyzyjny, co pozwoli na 'zbudowanie' ściany LOS Blockerów, lub dobrej zapory anty-assaultowej. Opcja strzelania do przeciwnika przez 0,99" szparę pomiędzy dwoma Kapsułami warta jest rozważenia.
Dziesięć tysięcy lat niekończącej się wojny, przygotowało mnie na wszystko. Jeszcze wczoraj byłem o tym przekonany, dziś doznałem bolesnego rozczarowania. To co napotkałem na forum Gloria Victis poddało w wątpliwość całe nagromadzone przeze mnie hedonistyczne doświadczenie. Okazało się bowiem, że Polak potrafi, a wszelakie stereotypy którymi oburzamy się na co dzień - są jak najbardziej prawdziwe.
Bohaterami dzisiejszego wpisu są:
Forge World - firma, produkująca figurki, w dodatku nie byle jakie - bo przeznaczone wyłącznie dla prawdziwych fanów Games Workshopowego hobby. FW od lat koncentruje się głównie na tym, by dogodzić klimaciarzom i kolekcjonerom z prawdziwego zdarzenia. Można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że robi dokładnie to, czego my (kochający, wspierający i wiecznie niezadowoleni klienci) wymagamy od firm, które wspieramy, wydając (przynajmniej z pozoru) na ich produkty ciężko zarobione tysiące! Ale każdemu może przytrafić się wtopa. Jedne firmy pokazują swoje prawdziwe oblicze, bezlitośnie waląc w kakało swoich 'wiernych' fanów, inne zniechęcają polityką i podejściem do klienta, jeszcze inne kładą lachę na jakość swoich produktów i w ten sposób oddalają się od rzeszy wyznawców. Forge World nigdy nie popełnił takiej wtopy, dosyłając zamienniki uszkodzony modeli, oraz rzetelnie działając na międzynarodowym rynku. Dlatego klienci z Polski postanowili odwdzięczyć się z nawiązką i wyjebać go w dupę, aż miło.
Polak - typowy szarak, jebany malkontent i czekający na nie wiadomo co... gwiazdkę z nieba, która ustawi go do końca życia marzyciel. I znalazło się kilku śmiałków, którym szczęśliwy traf zapukał do drzwi. O całym zajściu można poczytać na forum Gloria Victis w temacie: "O dwóch takich co rozkradli Forge World'a" W skrócie: Ktoś z Forge'a popełnił błąd - nie blokując serwera na czas dodawania produktów, przez co wszystkie zestawy GW pojawiły się tam w cenie jednego funta. Cóż - prawdziwa okazja 'wszystko za funta' brzmi nawet lepiej niż "wszystko po 4, 6 i 8zł"! Polacy, niczym banda sępów - obsiedli truchło, nim jeszcze zdążyło ostygnąć. Pozamawiali po 60 Land Raiderów, tonę innego plastiku. Stronka FW odpowiedziała automatycznie odsyłając maile potwierdzające zamówienie. Szczęśliwcy poczuli się pewnie, niczym zwycięzcy Toto Lotka, w końcu taka okazja nie zdarza się na co dzień. Ale "nic co dobre nie trwa wiecznie". Nie wiem, czy to z uwagi na wypracowany przez lata pragmatyzm, bądź raczej promowaną przez głowę narodu 'oczywistą oczywistość" - Oczywistym dla mnie jest, że Forge World zamówień nie zrealizowało i nigdy nie zrealizuje. I tak szczęśliwcy zmienili się w typowych Polskich nieszczęśliwców, najeżdżając na wredny Forge World i oskarżając go o oszustwo, którego niedobra firma dopuściła się przecież na oczach wiernych klientów!
W tym miejscu mógł bym rozpocząć długi i nudny wywód na temat tego co o tym sądzę. Czy ktoś, kto bezlitośnie wykorzystuje błąd innych, by napchać swoją kieszeń, straszy sądem, pierdoli głupoty i wznieca hate pod samo niebo - może nazywać siebie wiernym klientem i fanem? Czy osoby proponujące odsprzedanie nabytych za funta produktów za 50% ich realnej ceny są hojne i szczodre, czy może są pazerami? W głębi serca żywię głęboką nadzieję, że wszyscy para-wielbiciele Forge Worldu opamiętają się i zrozumieją, że z całej hate'owskiej akcji gówno będzie, no może poza naprawdę groobymi jajami - bo to co się dzieje bawi mnie do łez. Nie mogę wyjść z podziwu ludzkiej naiwności i braku znajomości prawa, którym wszyscy chętnie podpieramy się w momencie, kiedy odnosimy mylne wrażenie, jakoby działało na naszą korzyść. Zachowując neutralność skoncentruję się po prostu na iście wykwintnych motywach - towarzyszących całej tej akcji, ku uciesze gawiedzi, która jak wiadomo - potrzebuje igrzysk! I wiem, że wielu zna już poniższy e-mail wysłany do Forge World przez jednego z niezadowolonych klientów, niemniej grzechem było by go nie zacytować!
Hello My colleagues received the order of 1 pound a model of why I did not!? By law you have to send me, but I siezgodzić zamuwienie its reductions ie reduction of 6 vehicles. Another napiusaliście the package in a way it's a mistake to me. If you would like to have a good reputation ponoście blame for mistakes. Abandon all Tau vehicles - because a little exaggerated and zabardzo wanted to wykożystać mistake but the rest of the shipment please. If you are a reputable company that you always took it that it will accept counting. Regards
Umiejętne wykorzystanie google translatora to jedno, ale naprawdę imponująca jest znajomość języka Polskiego, którym autor powyższego e-maila włada bezbłędnie! Jaja napuchły mi niczym piłki koszykarskie, odbijane wielkimi murzyńskimi dłońmi po Wrocławskich, brukowanych drogach. Nawet teraz napierdalam się ręką w czoło krzycząc - co oni czuli czytając to?! Przecież to jest piękniejsze od piękna, słodsze od słodyczy i chujowsze od para-olimpiady! To jest para-lingwistyka! Autor powinien dostać pokojową nagrodę nobla za zjednoczenie dwóch nacji i opracowanie nowej, międzynarodowej formy komunikacji.
Szczerze polecam poczytać zalinkowany temat z forum Glorii. Można zobaczyć kim jesteśmy naprawdę, kiedy obedrzeć nas z zahamowań i przed nosem położyć kilka miedziaków. Już dawno wyzbyłem się wstydu za to, że jestem Polakiem - bo wcale się nim nie czuję. W końcu płynnie piszę po Angielsku...
Nim przedstawię dzisiejszego gościa TAJEMNICY SPOWIEDZI, pragnę opowiedzieć wam pewną przypowieść.
Był sobie siewca, który rozrzucił ziarna na rolę. Niektóre z nich padły na drogę, gdzie wydziobały je ptaki; inne na skałę pokrytą warstewką ziemi – te zostały wypalone przez słońce; kolejne wpadły pomiędzy chwasty i nie zdołały przetrwać, gdyż wątłe młode rośliny zagłuszyły ciernie.
Były jednak takie ziarna, które spadły na żyzny grunt. Z nich siewca w przyszłości zbierze obfity plon.
Moim gościem jest dzisiaj jedno z takich ziaren. Z pozoru młody i gniewny, w praktyce cicha woda - nie tylko brzegi rwie co i kąśliwa to bestia! Wychowany w spartańskich warunkach, karmiony Powergamingiem, pojony Plastikową Krwią... gdy próbowano wsadzić mu czopek w doopę, on z zawiścią wsadził doopę w czopek!
N: Arturze, pomimo iż na Południu Polski straszy się Tobą początkujących 40stkowiczów, a samo Twoje zgłoszenie na tegoroczną Arenę odstraszyło kilku znanych Warszawiaków, w głębi serca wiem, że jesteś całkiem sympatycznym gościem. Powiedz jak udało Ci się tak mnie oszukać?
A: Miło mi to słyszeć i cieszę się niezmiernie, że to właśnie dzięki mnie, kilka osób zaoszczędzi ciężko zarobionego golda i spędzi miły weekend w towarzystwie rodziny, zamiast targać do Grodu Kraka z walizami pełnymi plastiku.
“Powiedz jak udał Ci się tak mnie oszukać?”- z pewną taką niesmiałością ]:P
N: Skoro wspomniałem już tegoroczną Arenę, warto udzielić czytelnikom drobnej lekcji historii. Dwa lata temu stoczyłeś dzielny pojedynek z niejakim Szpilmanem, przeskakując go o jedno miejsce i w rezultacie kończąc Krakowski Master na 68 z 70 pozycji. W roku 2011 zdobyłeś zaskakujące, jak na swój wiek - 40 miejsce. Przypomnę, że w Turnieju wzięło wtedy udział 68 osób! Jakie są Twoje plany na ten rok? Czy będzie podium?
A: Podium? Po co mi podium? Nie zmieści mi się w pokoju.
N: No już nie cwaniakuj, dobrze wiesz, że pytałem wprost: "Czy uważasz, że na tegorocznej Arenie rozstawimy podium?" Ale wróćmy do planów na ten sezon.
A: Ważne żeby przegonić niejakiego Nazrotha. Jeśli to się uda będę czuł się spełniony. ]:P
Generalnie założenia na ten sezon są następujące:
1. cisnąć cały czas tą samą armią (ojciec strasznie się wkurza jak ciągle zmieniam armie, bo musi ludkom łapki i główki odrywać i przylepiać tyłem naprzód)
2. zostać najlepszym graczem DA w Polsce, bo to, wg nowych zasad, da awans do reprezentacji (druga opcja to założyć własną reprezentację)
[Młody już powinien być pierwszy w rankingu, tylko ktoś mu na turnieju złą armię przypisał. - dop. Tata]
3. wybrać się na turniej poza Kraków
A wracają do Areny 2010, to zwycięstwo z Szpilmanem było poważnym błędem taktycznym, albo nawet strategicznym, bo wylądowałem na 67 miejscu, a nagrody pocieszenia dostawał tylko trzy ostatnie. Dopiero później gość z ostatniego miejsca, w jakiś dziwny sposób awansował o trzy pozycje, spychając mnie na 68. Należnych nagród, oczywiście, nie dostałem.
N: Plan zdaje się być solidny i konkretny. Dostrzegam w nim pewną lukę związaną z przeganianiem co poniektórych Czempionów Polskiej Sceny, natomiast nie uwzględniłeś tego w punktach, więc się nie liczy. Solidaryzuję się oczywiście z Twoim Tatą, granie jedną armią jest the best, do tego jak uda się zrealizować wyjazdowy turniej - droga ro Repry będzie stała otworem. Oczami wybujałej wyobraźni widzę zdziwienie na twarzach Europejskich adwersarzy, borykających się z ojcowskim instynktem, w połączeniu z panicznym strachem przed porażką. Kto wie - może staniesz się czarnym koniem Polskiej reprezentacji? Ktoś musi pociągnąć ją do zwycięstwa!
Co do samej Areny, uważam że powinieneś wytropić tego drania i uregulować z nim zaległości. Najpierw oszukał na miejscu, a potem zwędził Tobie należne frykasy!
N: Zaczęliśmy mącić patykiem sadzawkę historii, dlatego chciał bym jeszcze przez chwilę pociągnąć ten temat. Czy to prawda, że Twoja przygoda z Warhammer'em 40,000 rozpoczęła się już w brzuchu Matki? Powiadają, że w trakcie ciąży rodzice czytali na głos podręcznik do Drugiej Edycji, a podczas narodzin lekarz klepnął cię w pupę Templatką Flamera. Zamiast raczkować sprawdzałeś Line of Sight, a Twoje pierwsze słowa to "kulamy kto zacznie'. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy?
A: Dokładnie tak, a do templatek flamerowych mam uraz do dzisiaj.
Jakieś pięć lat temu, w Dzień Dziecka, ojciec zabrał mnie do Barda i powiedział: bierz co chcesz ..., potem parę razy powiedział: nie to, weź coś innego …i w ten oto sposób wybrałem starter do WFB (ten z krasnalami i goblinami), w następnym tygodniu pojawił się battelforce Wood Elfów, w lipcu pierwszy turniej (Treeman z gałęzi - żenada, ale dał radę, kontra zestaw karteczek udających podstawki udające figurki - wtedy jeszcze nie wywalali za proksy - to był pierwsza wygrana bitwa). Czterdziestka pojawiła się w następne wakacje, załapałem się na ostatni miesiąc 4 edycji, w tzw. międzyczasie był LotR i tak to leci kolejny roczek...
[A jak będzie miał 14 lat, to będzie mógł powiedzieć, że pół życia spędził przy stole. Ja p... - dop. Tata]
N: Francja elegancja, do dziś łza kręci mi się w oku, kiedy wspominam zamierzchłe czasy swoich pierwszych kroków. Rhino CSM z klocków lego (nawet udało mi się je sprzedać i dostałem zamówienie na kolejne!). Być może Twoje pokolenie było ostatnim, któremu pozwalano na papierowe wygłupy. Kiedyś, za wiele lat - opowiesz dzieciakom w sklepie jak to było za dawnych czasów... puki co:
N: Jak na Pro-gracza jesteś jeszcze stosunkowo młody. Wiem, że z Warhammer'em wiążesz swoje plany na przyszłość. Na pewnym etapie życia hobby jakim jest Turniejowe Granie spotka się z silną konkurencją w postaci koleżanek. Czy nie obawiasz się, że będziesz zmuszony porzucić rzemiosło na rzecz dziewczyn? Być może masz inne plany - aktywnie ogarniesz kwestię lasek, jednocześnie zaliczając liczne Turnieje?
A: Mówisz o tych stworach kręcących się po klasie i służących do ciągnięcia za warkoczyki? Na razie nie mam długofalowych planów związanych z tym... czymś.
[Tata, nie rozumiem tego pytania. - pierwsza reakcja Artiego, jak je zobaczył. - dop.Tata]
N: Tak to już jest. W pewnym wieku to my je ciągniemy, a potem one nas ciągną. Jestem przekonany, że aktywnie ogarniesz kwestię Turniejów, jednocześnie zaliczając... Wujek Nazroth Ci kiedyś wytłumaczy.
N: Odstawmy na chwilę kwestię lasek i Turniejów. Od lat zastanawiamy się z chłopakami, czy w chwili pojawienia się pierwszego zarostu, podążysz śladami wielkich mistrzów Plastikowego Rzemiosła i zapuścisz wąsy? Inkq przez dwie dekady dumnie obnosił się ze swoim męstwem, w przeciwieństwie do niego Eman dopiero po latach odkrył w sobie siłę, potrzebną do objawienia swojego prawdziwego oblicza. Jak będzie w Twoim przypadku?
A: Nie potrzebuję wąsów żeby cisnąć , ale bródka na pewno zagości na mojej facjacie, taka w stylu Davida Villi, bo taka a’la ZZ Top przewracałby modele na stole. Albo pójdę w ślady ojca, który goli się max. trzy razy w miesiącu, dzięki czemu jednorazówka wystarcza mu na pół roku, a pianka do golenia - na sześć lat.
N: Jesteś jeszcze młody, dlatego trudno Ci będzie zrozumieć pryncypały ekonomii. Zobaczysz, że gdy zgodnie z zapowiedzią skoncentrujesz siły na jednej armii z pewnością częstotliwość znikania zarostu Twojego Taty znacznie wzrośnie:)
N: Ciekawość zaprowadziła mnie z dala od tematu przewodniego. Powracając do Warhammer'a 40,000: Nie tylko ja zaobserwowałem Twoją wzmożoną aktywność Turniejową ostatnich lat. Każdy kto dysponuje determinacją, by stać się kiedyś prawdziwym Plastikowym Czempionem ma jakieś wzorce. Kto jest twoim 40stkowym idolem i dlaczego właśnie ja?
A: Masz wyniki i spędzamy dużo czasu razem, podczas wakacji - to zdeterminowało mój wybór, ... albo spieprzyło mi coś w mózgu. Szary - pozwalał mi przesuwać swoje szczury na turniejach w Bardzie Marcel - dzięki za turnieje LotR’a
i oczywiście Emeryt - kto nie zna niech żałuje.
N: Teraz już nie mam wątpliwości - jesteś Sithem, który w przyszłości chce przerosnąć i pokonać swojego mistrza. Dobrze... trenuj. Będę podsycał Twoją pasję i przeistoczę Cię w nowe pokolenie broni masowego rażenia uahahahahaha <evil laughter>
N: Tradycja nakazuje, byśmy na tym etapie wywiadu skoncentrowali się na jakimś epicko istotnym aspekcie naszego wspólnego hobby. Niedawno zetknąłem się z Polskim podręcznikiem do Necronów. Jak sądzisz, czy nazwanie Flayed Ones 'Watahą Skórzniaków' utrzymuje klimat Warhammer'a 40,000? Jeśli nie wiesz czym są 'Skórzniaki' to wspomnę, iż wg. Polskiego Kodeksu są to "Necroni zarażeni klątwą skórzniakową". Jak odbierasz to finezyjne tłumaczenie?
A: Zaskoczyłeś mnie, nie widziałem polskiego Kodeksu Nekronów (ten do Tyrków był wystarczająco przerażający, żeby mnie zniechęcić do polskich tłumaczeń), ale nie byłym Sherlockiem Holmesem gdybym nie podjął się rozwiązania tej fascynującej zagadki.
Początkowo myślałem, że chodzi o chorobę skórną. Ale nie! Necroni nie mają skóry - dedukowałem. Oczywiście jako dr Miodek języka angielskiego, specjalista i fachowiec oraz ogólnie znany w okolicy, mojego pokoju, anglicysta... wrzuciłem to (Flayed One Pack) do Google Translatora. GT wyrzucił - obdarty ze skóry Jedno opakowanie - też chyba nie o to chodzi (nadal nie mają skóry). Drążyłem dalej... Przeczytałem kawałek tekstu ze strony GW dotyczący Flayed One Pack i doszedłem do wniosku, że to oni ze skóry obdzierają innych, a później się tą skórą owijają. Idąc dalej tym tropem stwierdziłem, że w tym momencie staje się możliwe obdarcie Necrona ze skóry (nie jego własnej, ale zawsze), czyli tłumaczenie Google Translatora (prorok jakiś czy co?) nabiera sensu. Sukces. 'Necroni obdarci ze skóry, którą wcześniej obdarli z innych stworzeń, a później się nią owinęli - jedno opakowanie' - tak powinna brzmieć polska nazwa tej jednostki.
Ogólnie rzecz biorąc, już kilka razy musiałem się gęsto tłumaczyć z różnych rzeczy, więc wiem, że tłumaczenie nie jest prostą sprawą. Osobiście nie tłumaczyłbym nazw własnych. Nazwy jednostek, broni, zasad specjalnych należy zostawić w spokoju, co najwyżej bym je spolszczył, żeby lepiej wyglądały w tekście. No i oczywiście korekta, która nie powinna puszczać takich kwiatków jak słynny: RYCERZ ŚMIECI, z kodeksu Vampirków.
N: I tak dobrnęliśmy do końca naszej miłej pogawędki. Czas na ostatnie, ósme pytanie: Artu, 'Zapinanie' Turniejowych oponentów. Jaki jest twój stosunek do tego nikczemnego aktu? Czy anihilując przeciwnika czujesz choć odrobinę litości?
A: No jasne, że... nie
N: Widzę, że wykorzystałem już limit liter, którymi byłeś w stanie mnie obdarzyć. Krótko i zwięźle, tak więc niech drżą ci, którzy na własnej skórze odczują Twój brak empatii.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Na koniec moja rada, dla tych, którzy Artura spotkają na Arenie. Chcąc zachować choć odrobinę godności i punktów - zachowujcie się tak jak papuga z filmiku, a może wam się uda...
W swojej karierze rozegrałem setki bitew. Z początku zapisywałem wyniki wszystkich potyczek, rozegranych swoim Zakonem Space Marines. Z czasem zajawka przeszła, kiedy po dwóch latach ilość wpisów przekroczyła 500. W miarę jak dojrzewały moje umiejętności, a Kosmiczni Marines stawali się dla mnie prawdziwym orężem - poznałem nowy smak zwycięstwa. Już na etapie "średnio-niskiego poziomu gry" odkryłem, że tak naprawdę liczą się wyłącznie chwile niekwestionowanego triumfu. Moment, w którym jeden gracz dominuje niepodważalnie, a drugi, choć często psioczy pod nosem i narzeka na rzuty, może tylko patrzeć i zaciskać pięści. Umiejętności można zakwestionować. Dotychczasowe osiągnięcia można podważyć. Można dyskredytować graczy na każdym kroku, wliczając w to ich poziom wiedzy i gry. Chwila prawdziwego, wywalczonego w pocie czoła zwycięstwa jest nietykalna. Krótka, ulotna, ale nie da się jej odebrać.
I tak poznawałem smak dominacji, co nieubłaganie prowadziło mnie w coraz to mroczniejsze zakamarki zakazanych doznań. Zgłębiałem tajemnice sztuki Zapinania. Z początku jak gdyby po omacku, stąpałem po ścieżce wyznaczonej przez podszepty Slaanesha. Z czasem emocje były tak silne, iż wielokrotnie krzyczałem w emfazie heretyckie słowa. 'Zapiąłem', rozbrzmiewało na turniejowych salach, gdy zdobywałem kolejne fekalne trofea. Do aktu Zapięcia rychło dołączył cały Rytuał, by po latach stworzyć towarzyszącą mu Ideologię.
Ideologię, której najświeższą ofiarą padł niejaki Typhus, trzynasta ofiara Zapięta przeze mnie na turnieju wysokiej rangi.
Dziś opowiem historię tego nikczemnego aktu.
Wszystko rozegrało się dnia dwudziestego szóstego sierpnia roku pańskiego dwa tysiące dwanaście. Po czterech udanych bitwach na 3 City Heresy, nadeszła długo wyczekiwana pora pojedynku ostatecznego. Uzbrojony w rozpiskę z 'Pryncypałów Wojny' doczekałem się wyników parowania. Z początku, nie byłem pewien kim jest mój przeciwnik. W głowie świtało mi dwu członowe nazwisko wylosowanego oponenta, jednak nie mogłem dojść skąd znam tajemniczego jegomościa. Chwilę później oświecił mnie jeden z przemykających nieopodal kolegów -stanąłem naprzeciw Typhusa. Jego orężem okazała się następująca rozpiska: Armia: Grey Knights Coteaz, 2 Techmarinów, 10 Termosów, Autodred, 2 Razory
HB&Psammo, 2 Chimery, 4x 3 Warrior Acolyte, 2 Sraven,
Po czterech bitwach bez głębokiego zamoczenia, poczułem że nadchodzi mój moment. Typhus to wychowanek Warszawy. Liczyłem się z faktem, iż od małego karmiony jest Powergamingiem i sneaky taktyką. Na szczęście w zasadzie jest jeszcze 'mały' stażem, dlatego postanowiłem, niczym dobry wujek, pokazać mu prawdziwą męską grę.
Kiedy w końcu obaj znaleźliśmy się przy stole, Typhus zaproponował zamianę paringów. "Sędziowie już się zgodzili". Zapytałem z kim miał bym grać, na co odpowiedzią było, iż z Docentem. Hmm, nie namyślając się nazbyt długo (heh) odparłem, że "nie ma chuja, gramy". Rozpoczęliśmy niezbędne preparacje. Po chwili chcąc wprowadzić dobry nastrój rozgrywki zaproponowałem, że jeżeli bardzo zależy im na zamianie to w sumie pójdę na ustępstwo, ale wtedy mój oponent był już na tyle zacietrzewiony poprzednią odmową, że nie był zainteresowany. I niech nikt nie zrozumie mnie źle - atmosfera była ok, Typhus grał konkretnie, znał pewne sztuczki, wiedział co się dzieje i wydaje mi się - nie żywił urazy. Zaakceptował wyrok losu i rzeczowo zabrał się do działania.
Szybko uzgodniliśmy co jest impasem, obskoczyliśmy Area Terrainy, w tym także ruiny (standardowe losowanie na 4+), lasy itd. Nie było z tym żadnych problemów, wszystko przebiegło bardzo sprawnie.
Pole Bitwy
Typhus wygrał rzut na rozpoczęcie i pomimo moich pozornie błahych, acz okrutnie zwodniczych podszeptów, podjął słuszną decyzję - oddał zaczynanie.
Wystawiłem na stole wszystko, za wyjątkiem Landka z Kowalami i Vulcanem, który po raz trzeci w historii tego turnieju, dostał Outflank na tabeli Warlord Traitów. Scoutów posłałem do Infiltracji. Wiedziałem, że Terminatorzy Typhusa wejdą do Sravenów, a zatem na stole nie mogło być zbyt wiele. Zachowanie jego Scoringów było dość proste do przewidzenia, musiałem je tylko Ztandonizować zanim z odsieczą nadleci prawdziwe zagrożenie.
Wystawienie
Typhus rozsądnie podzielił armię. Dreda, dwa Razory z Akolitami, oraz dwie puste Chimery wystawił na stole. Pod osłoną terenów był całkiem elegancko zabunkrowany. W zasadzie nie miał wyboru - coś musiał wystawić, by przeczekać na swoje Latacze. Ja postanowiłem rozegrać to raczej na pewniaka - nie ryzykując szaleńczym wypadem do jego strefy (z nadzieją na zabicie wszystkiego od ręki). Zdawałem sobie sprawę z wyporności tego zakitranego kontyngentu.
Podsumowując: Na stole zdecydowałem się zamieścić 2TFC, Dreda, 2 minimaksy z LC, 2 Razory z Melto-Pultą, oraz AB. LRR z wkładką poszedł do Outflanka a Scouci... cóż zapomniałem ich wystawić i za pozwoleniem Typhusa posłałem ich do Outflanka...
Rezerwy
Tura pierwsza nie obfitowała w straty. Noc, ciemna niczym niedźwiedzia dupa, wymusiła pewne ruchy. Przemieściłem jednostki tak, by oświetlić dwa cele - Razorbacki. Dzięki temu byłem w stanie urządzić 8-blastowy koncert, jednocześnie obejmując oba transporty i Dreda. Typhus dzielnie Coverował i skończyło się na jakimś glanie. Tura bez większej wartości.
Nazroth R.1
Przeciwnik również nie popisał się zanadto siłą ognia. Przytulił Dreda do terenu, dając mu lepszy Cover. Potem popierdziało trochę w moje AB i Dreda i poza jedną raną na motorze nic właściwie się nie stało.
Typhus R.1
Druga tura to zupełnie inna kwestia. Na stół wjechał mój Speartip, symbol rychłego rozpierdolu. Zarówno LRR, jak i Scouci pojawili się punktualnie i po tej samej stronie pola bitwy. Przypadek? Wątpię - podobnie jak wylosowanie Outflanka w trzech, na pięć bitew - wiedziałem, że Bogowie Chaosu wybrali mnie na swojego faworyta. Chcieli zobaczyć dobre kutaszenie - moim obowiązkiem było dołożyć wszelkich starań, by ich zachciankę spełnić. Ruszyłem do natarcia. LRR mógł bez przeszkód obstrzelać plecki Dreadnoughta, a AB postanowiłem wykorzystać do otwarcia pełnego transportera. Razory nadal trzymałem na tyłach - potrzebowałem tych melt na wypadek pojawienia się Ravenów. Stawiając wszystko na jedno pierdolnięcie, wysforowałem Dreda zza swojej ruiny, aby obstrzelać jego nemezis na czysto. Strzelanie nie przyniosło wielu efektów. W zasadzie bonusem było otwarcie Razorbacków i późniejsza salwa z Tandosów, pacyfikująca wkładkę jednego z nich. Szarża AB na wkładkę, wysiadającą z drugiego (po strzale z MM) zakończyła się totalną anihilacją Warrior Akolitów. Motory z masakry ustawiłem przed LRR na tyle blisko - by uniemożliwić wystawienie się Latacza między obiema jednostkami, a na tyle daleko - by stojąc przed nimi nie był w stanie otworzyć LRR na 12" z MM.
Nazroth R.2
Ryk silników oznajmił pojawienie się jednego ze Sravenów. Lord Coteaz w akompaniamencie 5 Terminatorów i Techa wlecieli na pokładzie podniebnego Transportera. Wpierw Typhus próbował ustawić się pod strzał w LRR, ale szybko zmienił zdanie i podjął (słuszną) decyzję wymiany flanki za flankę. Nowo obraną strategię podparł wysłaniem wchodzących na stół WAkolitów w przeciwległy róg stołu (z nadzieją na ich uchowanie w pobliskiej Ruinie). Trzask - prask i ze stołu zniknął mój Dreadnought, oraz połowa Scoutów.
Typhus R.2
Wietrząc kłopoty, zaatakowałem bez litości. Raven nad głową budził mój niepokój, tym bardziej, że melty miałem stosunkowo daleko. Nie spodziewałem się ataku na Thunderfire Cannony - do tego się przyznam:) Zwinąłem delikatnie prawą flankę, przemieszczając się ku środkowi. Scouci okupowali uwagę Chimer bawiąc się z nimi w strzały na boczek i pupę. Jeden Thunderfire wydłubał WAkolitów z Ruiny, a drugi z pomocą minimaksa zadał HP na Lataczu. Dreadnought GK podążył śladami swojego krewniaka. Zniszczyłem Chimerę. Ot takie pitu - pitu.
Nazroth R.3
Typhus nie dawał za wygraną. Ba! Chwycił inicjatywę za rogi i wtoczył się na stół drugim Sravenem. Postanowił ukarać moje zuchwałe poczynania, odcinając mnie od Celów Misji w mojej strefie. Coteaz rozkazał swojej obstawie Disembark, a sam zaopiekował się w ładowni przerażonym Techmarinem. W zasadzie większość akcji rozgrywała się na mojej połowie stołu. Minimaks trzymający prawy Objective został dosłownie anihilowany. W tym samym czasie drugi Raven po Evadzie z mojej tury opluł trochę pobliskie składy na lewej. Terminatorzy ustawili się do łączonej szarży i... i musiałem wyjaśnić Typhusowi jak to obecnej edycji wygląda. Wpierw wykonałem Overwatch dwoma składami rzecz jasna. Na tym etapie zabroniłem mu również rzucić mocy, o których w kluczowym momencie zapomniał. Nie myślcie, że jestem kawałem wąskodoopego Powergamera - za pierwszym razem pozwoliłem mojemu oponentowi rzucić moce po czasie. Ten 'raz' był drugi z rzędu, a sytuacja zdawała się znacznie bardziej delikatna. Koniec końców, Terminatorzy wskoczyli w swój priority target zostawiając Tandosa w spokoju. Zabili 4 z 5 Marines, zostawiając przy życiu Lascannon, który ma się rozumieć - uciekł kilka cali.
Typhus R.3
Jeden Raven w Hover Mode - zapowiadało się niezłe Ptakobicie. Niestety przeszkadzali mi w tym Terminatorzy, dlatego to nimi postanowiłem zająć się w pierwszej kolejności. Flammen, Plazmen, Melta-pulta - Ostał się jeden Termos. Obstrzelałem też ma się rozumieć oba Raveny, niestety bez większego efektu. Ponieważ cele priorytetowe znajdowały się na Południu stołu, a moi Scouci grzecznie Pinnowali na glebie - chwilowo dałem Północy odpocząć od swojej uwagi. No, może wyjątkiem było ruszenie jednego Razora w kierunku Celu Misji na Północnym Zachodzie. Gra powoli dobiegała końca, wolałem mieć pewność.
Nazroth R.4
Nie wiem, czy to za sprawą delikatnej paniki, czy pod wpływem zbliżającego się końca gry - Typhus popełnił dwa poważne błędy. Pierwszym było zejście drugim Sravenem w Hover Mode i koncentracja ognia na moich Scoutach, poprzedzona ruchem w żelazne kleszcze większej części mojej armii. Drugim było zapakowanie Terminatora na pokład pierwszego Sravena, by wraz ze wszystkimi pasażerami przemieścić się w dogodniejsze miejsce. Raven ów wypluł całą swoją moc w mojego dzielnego Lascannoniarza, jedynie po to by w tumanach opadającego kurzu dostrzec błysk jego złowrogich, jak najbardziej żywych, oczu. Nadeszła pora na heroiczne czyny.
Typhus R.4
Dostając od oponenta niespodziewanie przyjemny i zarazem trafiony prezent, od razu zabrałem się za rozpakowywanie. Terminatorzy opuścili LRR pogwizdując pod nosem jakąś skoczną pieść, zasłyszaną pewnikiem na zlodowaciałych pustkowiach Homeworldu Bestii Zamieci. Otoczyli Sravena 2. Chcąc wspomóc ich w tym trudnym zadaniu, ulokowałem AB w taki sposób, by mogły wybrać cel z pomiędzy obu Lataczy. Sraven 1 naprawdę się starał, to trzeba mu przyznać. Prężnie znosił wzmożoną kaskadę tysiąca Melt, by w rezultacie ulec przyczajonemu na ziemi snajperowi - Taktycznemu z Lascannonem. TAK - SM z LC był niezaprzeczalnie najsroższą bronią, elementem zaskoczenia, a jednocześnie filarem, na którym oparłem nie tylko rozpiskę, ale i strategię! Udowodnił, że było warto! Chłopcy z placu broni wysypali się z dymiącego wraku, by doznać rychłej Tandonizacji, oraz posmakować kilku pestek z HB. Przeżył Coteaz i Terminator. Techmarine załkał 'mamusiu', po czym otulił się wrakiem Storm Ravena i tak zakończyła się jego przygoda. Na przeciwległym krańcu stołu dzielny Vulcan dołączył do oddziału Scoutów, by zbliżyć ich do Celu Misji. Zablokowałem się też Landkiem, na wypadek cudownego ocalenia 'na bank martwego' Ravena 2. Chwilę później aktywacja głowic młotów energetycznych oznajmiła koniec występu Hoverującego Latacza. W zasadzie nie było co zbierać, gdyż liczne trafienia wywołały pokaźną eksplozję. Gdybym wierzył w fart, stwierdził bym, iż 'niefartem' okazała się śmierć jednego z Młotkowych. Otaczali podstawkę Latacza i mieli ogromne szanse ubić kilku transportowanych przezeń Terminatorów. Okrutny los zadecydował inaczej. Zbroja Kowala skapitulowała, a GK mogli dokonać względnie bezpiecznej Dissembarkacji.
Nazroth R.5
Na tym etapie gry, w moim przeciwniku dokonała się nieoczekiwana przemiana. Typhus naprawdę nieźle rozkminił swoje najbliższe poczynania. Coteaz i Terminator poprzysięgli zemstę na Snajperze. Nie strzałem, a szarżą - co nie tylko pozbawiło by mnie Troopsa, a dostarczyło Typhusowi cennych punktów za Znacznik. Terminatorzy z drugiego wraku także wybrali się po Cel Misji, biegnąc w jego kierunku. Plan był naprawdę dobry, a Typhus zaciskał dzielnie poślady. Walczył o punkty, nie dawał za wygraną. Marzenie o przetrwaniu prysło, kiedy mój Snajper znów kulnął szóstkę, tym razem z Overwatcha. Dopiero wtedy zrozumiałem, że od samego początku strzelał w Terminatora - a nie do wiozącego do Sravena! Jak to zwykle w bajkach bywa - dobro zwyciężyło, pozbawiając Scorującego Termosa głowy. Coteaz nie doszarżował, zabrakło cala - okupowanego przez dymiące truchło Szarego Rycerza. Spodziewałem się końca gry...
Typhus R.5
Niemniej ten nie nastąpił. Bogowie Chaosu, zapewne znajdujący się pod wielkim wrażeniem mojej mistrzowskiej gry pełnej szóstek i eksplozji, darowali mi ostateczną turę zagłady. Równie prawdopodobnie tura wykulała się, ponieważ nareszcie przestali ją blokować. W końcu w czterech na pięć bitew, rozegrałem minimalną ilość tur:]
Z szansy skorzystałem. Coteaz bez Inva chwycił Plasma Pistole, potem trochę HB i innego śrutu. Padł od Laski. Terminatorzy na ten czas byli już otoczeni. LRR, melty, a na koniec Kowale. Przeciwnik podał mi rękę, wypuścił kilka 'suchych chuchów' i skonał na polu Plastikowej Chwały.
Nazroth R.6
Na koniec podarowałem Typhusowi kawałek czekolady zwycięstwa, przygotowanej specjalnie na tę okazję. Chciałem by poczuł choć odrobinę słodyczy, którą ja czułem. Jest jeszcze młody, nie mogłem odebrać mu dzieciństwa - w końcu "Monte - dziecka czas".
Tu pragnę zaznaczyć, iż istnieje pewne prawdopodobieństwo przekłamania przebiegu tej bitwy. Ludzka pamięć bywa zawodna, a od momentu Zapięcia minęło już sporo czasu. Mimo to, starałem się oddać przebieg zdarzeń najrzetelniej, jak to tylko możliwe. Każdemu, kto dobrnął do tego miejsca - gratuluję samozaparcia. Wszystkim tym, których kakało doznało uszczerbku w trakcie 3 City Heresy, dedykuję tę oto piosenkę Budki Suflera:
PS: Ten wpis powstawał na przestrzeni czterech dni... jakaś masakra:P
29-30 Września odbędzie się w Krakowie Arena 2012. Wielu zacnych Wojowników odpowiedziało już na wezwanie. Z całej Polski napływają zgłoszenia, jednak to nieulękłych Krakusów zapowiedziało się najwięcej. Podwawelscy Gladiatorzy stanowią obecnie ponad 30% wszystkich zadeklarowanych uczestników Areny. Dzieje się tak zapewne za sprawą naszej wrodzonej odwagi. Od setek lat upuszczamy krwi ku chwale poległych Polskich Królów, z dumą patrzących na nas ze Wzgórza Wawelskiego. Od niedawna spoczywa tam również były Prezydent, który niczym Ikar wzniósł się ponad podziały i stereotypy, tylko po to, by ponownie trafić na ziemię w oparach gęstej mgły. Mało chwalebny to koniec, dlatego tym bardziej warto dołożyć wszelkich starań, by tegoroczna Arena w chwałę obfitowała - ku uciesze naszych dawnych władców.
Lista Zgłoszeń:
1. Wołek
2. Roman Ł. 3. Metalfan 4. Homeini 5. Raca 6. SuCHar 7. Pająk 8. Marios 9. Nazroth 10. Serafin 11. Matus 12. Eman 13. Em 14. Michałku 15. Beowulf 16. Cebul 17. El_Piszczu 18. Kheed 19. Piotr K. 20. Roman S. 21. Kali 22. Marcin L. 23. Lesiu 24. Karkówa 25. Czechu 26. Uriel 27. LoneWolf 28. Michał K. 29. Lesiu 30. Trej 31. Typhus 32. Vladdi 33. Inkq 34. Ptychu 35. Crazyman 36. Sebastian R. 37. El che 38. Lakshman 39. Kokos 40. Gajowy 41. Ząbek
Termin nadsyłania Rozpisek mija za pełne dwa tygodnie, tak więc jest jeszcze czas na trening. Testujcie swoje Armie, konfrontujcie pomysły z okrutną rzeczywistością i przygotowujcie się. Jednocześnie zwróćcie uwagę na czas gry, oraz ocenę hobbystyczną - Nie będzie litości, polecą karniaki za Stallowanie. Wylecą modele bez Wysiwygu, oraz gumoludy. Będzie płacz, zgrzytanie zębami i bicie się w piersi. Chcąc uniknąć niemiłej niespodzianki - odpowiednio podejdźcie do zagadnienia. Zdjęcia konwersji do oceny można wysłać już teraz na adres: arena40k[at]gmail.com tak więc nie zwlekajcie. Zostało już tylko 29 miejsc.
Ósmy września. Data znakomicie nadająca się na tzw. Wpis Jubileuszowy. Nie myślcie, że tego rodzaju wpisy to jakaś błahostka! Pominąwszy specjalny układ planet, oraz sporą dawkę weny, Wpis Jubileuszowy wymaga przede wszystkim odpowiedniego numeru.
Jedynie co dwudziesty drugi wpis nadaje się do tej roli, a
wyprodukowanie dwudziestu jeden wpisów poprzedzających ten Jubileuszowy
to nie lada zadanie. No, ale skoro już dobrnęliśmy do tego wzniosłego momentu - czas na dedykację:
Dzisiejsze JUBILEUSZOWE wydanie 'z 22 centymetra' chciałem zadedykować wszystkim tym, którzy w przedziale 12.7 - 8.9 pojechali na duży Turniej, gdzie zostali rozerwani na strzępy tłustą, nie znającą litości parówą. Przy tej okazji chciałem serdecznie pozdrowić bliską memu sercu duszyczkę z Warszawy, oraz wszystkich poległych na polu Plastikowej Chwały.
"Bartek, jak myślisz kim ja będę jak będę dorosły? Ty możesz zostać kimkolwiek chcesz:
"venit mors velociter, rapid nos atrociter, nemini parcetur, nemini parcetur."
Weterani z prawdziwego zdarzenia doskonale wiedzą jak przeprowadzić Zapięcie. Latami zdobywali niezbędne ku temu doświadczenie. W trakcie gry ich zmysły wyostrzone są do granic możliwości, albowiem przeciwnik czyha by uszczknąć choć punkt czekoladowej słodyczy! Plastikowy Gladiator, który raz zwietrzył zdobycz, zrobi wszystko by fekalia oponenta utoczyć aż do ostatniej kropelki. Niczym rozwścieczony czerwienią byk rozpędzi się, zadając ostateczny cios!
Podczas procesu Zapinania niezbędna jest przede wszystkim Koncentracja. Liczenie punktów zdobytych przez oponenta, jak i nas samych to klucz do określenia, które jednostki możemy poświęcić. Bywa, że podejmując błędną decyzję traci się oddział, który jako jedyny mógł zdecydować o zajęciu witalnego dla zadania Zapięcia Celu Misji!
Następna w kolejce jest Przebiegłość. Analny Niszczyciel musi na czas gry przywdziać strój czopka - z pozoru niewielki i niepozorny - czopek dostaje się do odbytu na zaproszenie właściciela! Nikt nie spodziewa się, że ładunkiem czopka jest Alpha Legionista! Na realia Warhammera 40,000 przekłada się to w formie przynęt, kontr i pozornie łatwych do zdobycia punktów. Rosiczka czeka z rozwartymi płatkami, aż wyląduje na niej nic nie podejrzewająca mucha - CIACH! - tak właśnie należy działać! Dla tych, którzy uważają, że wysiadanie kowalami z LRR by przyjąć Death Company na klatę jest błędem - pozostają jedynie Płomienie Inferno Cannonów.
'Byk' i 'Czopek' - gracza, który osiągnie mistrzostwo w byciu Byczym Czopkiem czeka już tylko jeden stopień, dzielący go od optymalnej kondycji Odtylnego Wojmistrza. Musi wypracować w sobie niezbędną podczas gry Asertywność. Przeciwnik wielokrotnie poprosi o możliwość cofnięcia ruchu, rzucenia spóźnionej mocy, lub odpalenia dymków. Należy odpowiednio wyczuć moment kiedy pozwolić, gdy nie ma to wpływu na gładki przebieg Zapięcia, a kiedy kategorycznie zabronić i cieszyć się powstającą na wskutek dobrej decyzji czekoladową kreacją.
Każdy, kto po przeczytaniu tych porad uważa, że jest gotów by zadać Zapięcie, powinien zrobić sobie rachunek sumienia. Społeczeństwo odtrąca jednostki, które świadomie zadają ból innym. Droga Niszczyciela Tyłów jest drogą męczennika. Drogą wyrzeczeń. Drogą, z której nie ma już powrotu i tylko najtwardsi z twardych są w stanie udźwignąć to brzemię. Prawdziwi Wojownicy Rectumkultu podczas turnieju stoją na uboczu, obserwując zwierzynę i z uniesionym czołem przyjmując na klatę wrogie spojrzenia tłumu. Ilekroć nadarzy się moment kryzysu, nucą pod nosem wzniosły hymn podsycając tym samym swoją determinację...
'''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''' Najbardziej przejebane "wyszukiwane słowa kluczowe" ostatnich dni:
sgiegie 5
'''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''' Blog rozwija się w zastraszającym tempie. Powstają nowe Etykiety, a ilość poruszanych we wpisach Tematów przeraża nawet mnie samego. Jak widać - publiczności ten stan rzeczy odpowiada, przybyło wyświetleń, obserwujących, oraz kliknięć 'true story'. I tak ma być! Nauczcie się jeszcze pisać Komentarze i będzie bardziej TIP TOP niż na reklamie podpasek! Pozdro600! Nazroth
Od czasu, gdy w Polsce zawitał Warhammer 40,000 Krakowska scena zawsze prężnie parła na przód. Krakowiacy, Krakusy, Centusie - różnie mówi się o nas w kraju. Jako społeczność graczy przeżywaliśmy liczne wzloty i upadki. Na przestrzeni lat wygenerowaliśmy wielu Gladiatorów krajowej klasy. Nielicznym udało się nawet zaistnieć na scenie międzynarodowej. Odbywa się u nas jeden z największych i najbardziej rozpoznawalnych Polskich Turniejów "Łorhamera Czterdzieścika". Co roku dziesiątki rekrutów zalewają lokalne sklepy hobbystyczne zasilając wiecznie rosnące szeregi i tak dość pokaźnej już 40stkowej braci. Wielu z tych młodych ludzi trafia do rowów melioracyjnych z rozerwanymi odbytnicami, odchodzą od hobby. Najtwardsi stają się nowicjuszami, a z czasem prawdziwymi Wojownikami Plastiku...
W czasach pokoju, jak to Wojownicy - padamy ofiarami licznych podziałów. Wiele u nas aktywnie działających klubów, choć jeszcze liczniejsze są zamknięte grupy, nie wychylające się z domowego zacisza. Jako jednostki - jesteśmy samozwańczymi czempionami, dominującymi zapyziałe Turnieje. Wielu z nas potrafi przejechać pół miasta dla tych kilku punktów ligowych i nagród. Niczym samozwańczy Czempioni - walczymy między sobą, by szlifować skilla, zdobywać uznanie innych i zbierać owoce swojego rzemiosła. Bywa też, że z pozoru jedynie zabawa i zdrowa rywalizacja, przeistacza się w prawdziwą animozję. To co rozpoczęło się przy 48" blacie, zostaje przeniesione do życia prywatnego. W krytycznych momentach kłócimy się, obrażamy, chowamy wzajemną urazę...
W czasach kryzysu - stajemy się jednością. Pod wspólnym sztandarem działamy ramię w ramię, by osiągnąć zamierzony cel. Kluby i animozje nie mają żadnego znaczenia. Jako jednostki - działamy kreatywnie, oferujemy swoje doświadczenie i umiejętności, składając je na ołtarzu nieustającej, wspólnej pracy. Biada tym, którzy stają nam wtedy na drodze, albowiem nie znamy litości, ni współczucia chędożąc innowierców i walcząc za wspólną sprawę...
Tak właśnie wygląda praca nad tegoroczną Areną, Turniejem Klasy Master - do niedawna zagrożonym wyginięciem. Nastały czasy kryzysu i Kraków odpowiedział jednym głosem. Uczestniczę w tym po raz pierwszy i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Jest Moc!