czwartek, 28 czerwca 2012

POLSKA FIKCJA NAUKOWA - 'NAUKOFIKCJA'

 Oko Terroru - Wyrwa w rzeczywistości. Skaza na ciele bezkresnego kosmosu. Ropiejąca rana, gangrena Imperium Człowieka. Wewnątrz oka jest tylko Chaos. 'Niezliczone' miesza się z 'Nie do pomyślenia' w tańcu splecionym z 'Było' i 'Będzie'. Dziesięć tysięcy lat spędzonych w epicentrum szaleństwa! Myślałem, że widziałem już wszystko... nic nie mogło przygotować mnie na to co zastałem po powrocie.





Zainspirowany recenzją Polskiego wydania Herezji Horusa, która pojawiła się na popularnym blogu
 z24cala  postanowiłem wytoczyć wojnę bezmyślnym tłumaczeniom wyrazów na nasz rodzimy język. 

Warhammer 40,000 to świat mrocznej przyszłości. Ludzkość miota się w swoich przedśmiertnych konwulsjach, osaczona przez licznych najeźdźców. Biliony oddają swe życie, by rodzaj ludzki mógł przetrwać. Świat Warhammer'a to coś więcej niż tandetne SF z Fazerami i Klingonami. To świat dojrzały i przemyślany, wprawiający w zachwyt swą niebagatelną historią i realizmem. Świat ten jest bezustannie infantylizowany przez tłumaczy pozbawionych wyczucia

Rzućmy okiem na moje ulubione (znienawidzone) przykłady zupełnego braku mózgu:



"ŚWIATOSTATEK"
 "O nie! To Światostatek! Wszyscy zginiemy!"

Najstarszy, a zarazem najbardziej klasyczny przykład błędnej interpretacji językowej, podczas tłumaczenia Kodeksu Armii. 
'Craftworld' to statek gigantycznych rozmiarów. Jest to twór bardzo zaawansowanej technologicznie rasy zwanej Eldarami (od 'Eldar'), którzy niegdyś zasiedlali większość galaktyki. Po katastrofie, jaką były narodziny jednego z Bóstw Chaosu, Eldarzy rozpoczęli exodus. Opuścili swoje kolonie by dryfować w bezkresnym kosmosie na pokładzie 'Światostatków" (FACEPALM!).
Warto wiedzieć, że Eldarzy to enigmatyczna, bardzo tajemnicza i pełna gracji rasa. Ogromną rolę odgrywa w ich klimacie harmonia, dusza, równowaga. Tłumacząc Craftworld należało by odnieść się do niego z szacunkiem, pokazać jego ogrom, oraz wędrówkę przez millenia, którą przebył. Statek-Świat, Prastary Świat, czy nawet upłycić jak Statek Matka, Kolonia. Każde tłumaczenie było by lepsze od syntetycznego tworu dwu-słowa*, które autorzy tłumaczeń uwielbiają wplatać w nasz język. 
*Chwilowa przerwa dla 'dwu-słowa'. W języku Polskim podwójne wyrazy jak najbardziej się pojawiają. Niosą jednak za sobą zupełnie inne emocje. Przykładem może być fakt, że Polak powie 'gumowe jebadło', a nie rubberfucker, a twory jak 'matkojebca' powstają jedynie w celu nadania im pewnej abstrakcyjnej formy emocjonalnej. Z założenia stosuje się połączenia słów w sprawach błahych jak grzybobranie, czy rękodzieło. W sprawach związanych z głębokimi emocjami, ze sprawami budzącymi szacunek Polacy są powściągliwi. Dajmy na to Kościelna Dzwonnica, a nie Dzwonowierza. 

Wracając do Światostatku - dla mnie brzmi to jak z tandetnego filmu w stylu Gozilla, gdzie wielki gumowy potwór wyłania się z morza, aby niszczyć styropianowe miasto laserami z oczu. Ludzie uciekają w panice, kamera najeżdża na zaczesanego na lewo kolesia - słychać przeraźliwe 'we all gonna die, run for your life!'

Żenada.


 "SANGWINOWY MIECZ"
"G'd'd'd'ddddd"

Eldarzy to już przeżytek. Przejdźmy na wyższy poziom. Krawe Anioły i 'Sangwinowy Miecz'. No ja pierdolę! Nawet teraz, podczas pisania budzi to moje negatywne emocje. Wprost nie mogę uwierzyć jakie procesy muszą zachodzić w mózgu, by wysrać taki idiotyzm?!

'Sword of Sanguinius' to po prostu 'Miecz Sanguiniusa'. Nie oznacza to, że walczył nim Prymarcha Krwawych Aniołów, po prostu jest to miecz jego imienia. Coś jak 'ulica Księdza Kordeckiego', a nie 'Kordeckowa ulica'. Miecz Sanguiniusa dzierżony jest dla przykładu przez Kapitana Kompanii Astartes. Weterana niezliczonych frontów. Człowieka (nadczłowieka) odważnego, oddanego idei. Żywegy przykład na to, co w ludzkości jest najlepsze. Kapitan ma w rękach nie tylko ów miecz, ale także ogromną, przeogromną władzę. Jedno jego skinienie i planeta przestaje istnieć. Jedno słowo, a System Kosmiczny pogrąża się w wojnie na dekady! W konfrontacji z Sangwinowym Mieczem cały ten klimat blednie, a w ręku zatwardziałego weterana widzę czerwony, żelowy dildos wydający odgłos gd'd'd'd'd' podczas zamachu.


Każdy czytający myśli teraz zapewne 'dla Anglików brzmi to tak samo głupio jak dla Polaków'. Nic bardziej mylnego. Nasze języki rozwijały się inaczej. To co dla nas jest śmiesznym tworem słownym, dla nich może być codziennością. Działa to w obie strony i Anglika uczącego się naszego języka może śmieszyć do rozpuku fakt, że zamek w drzwiach i zamek nazywają się tak samo. To dwa różne języki, przesiąknięte naleciałościami powstałymi w okresie przynajmniej kilkuset lat. Różnią się choćby przekazem emocjonalnym. Często czytając książki po angielsku łapię się na tym, że początkowo źle zinterpretowałem pewne informacje i dopiero z kontekstu wyciągam odpowiednie wnioski.

Padaka.


"KAPTUR PSI"
"Taste my lightning sucker!" /  "Abhor the witch!"

Czy poziom abstrakcji sięgnął już zenitu? Nie? Chcecie więcej?! Wyśmienicie, ponieważ na koniec zostawiłem najsmakowitszy kąsek. 

'Psychic Hood', czyli 'Kaptus Psioniczny' od słowa Psionika. Słowo to łączy w sobie "psi" (psyche) i "electronics". Jest to po prostu instrument pozwalający niwelować działanie mocy Psionicznych. Polak potrafi i tak w napotykamy na niebagatelne instrumentarium Kronikarza 'Kaptur Psi'. Powszechnie wiadomo, że Kronikarze preferują ten sposób przebrania, by śmiechem niwelować moce rzucane przez wrogich Psioników - Psykerów. Mam ochotę rozerwać komuś głowę i krzyknąć 'jest tam kto?!'. Winnego należy ukrzyżować, zdjąć, ukamieniować i utopić. Na koniec rzucić jego ciało mrówkom i szynszylom.

Katastrofa.




Inne ciekawe tłumaczenia:
Dreadnought - Brat Andromech (ekhm... może po prostu Dreadnought?)
Whisperheads - Szeptuny (Szepcące Szczyty, Szczyty Szeptów, whatever!)

Ręce opadają, a ja z niecieprliwością wypatruję kolejnych epickich tłumaczeń. Mam już nawet znakomite propozycje. Lucas the Trickster - Łukasz Psikuta, Land Raider - Ziemojazd, Abaddon - Zgubnik. Zrzekam się wszelkich praw do tych tłumaczeń i żyję nadzieją, iż kiedyś ktoś je wykorzysta potęgując tym samym poziom czokowej ekstremy, jaką możemy przeczytać już teraz.

Pozdro600
Nazroth

4 komentarze:

  1. furioso librarian dreadnought - podkurwiony biblioteczny andromech ;)
    no i librarian to jednak powinien być bibliotekarz albo jeszcze lepiej księgarz

    Ale ogólnie takich tłumaczeń można przytoczyć wiele. Tyle, że problem z tłumaczeniami to rzecz znana albo wiernie albo pięknie.

    Izaak Zuckerman

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do sangwinowego miecza to faktycznie porażka. Zakładam raczej że tłumacz uznał "Sanguinus" - co po łacinie oznacza po prostu krew - jako materiał z którego został zrobiony miecz. Pewnie nie wpadł na to, że może to być imię, dlatego zastosował przymiotnik od rzeczownika a nie formę dzierżawczą - Miecz Sanguinusa.

    Craftworld jest faktycznie trudną kompozycją do przetłumaczenia. Język polski nie jest na tyle rozwinięty aby tworzyć tak wyrafinowane konstrukcje. To trochę jak z tłumaczeniem "High Elves". Mnie osobiście forma Świat-Statek nie przekonuje, a przynajmniej jest bardzo niewygodna a znowuż "kolonia" nie oddaje do końca realiów i wizerunku tego "tworu". Trudno znaleźć tu zadowalajacy wszystkich przykład ale rozumiem Twoją frustrację (Światowa Łajba? :D:D ).

    Dodam jeszcze że Dreadnought oraz Land Raider doprowadziły mnie do łez... Nie spotkałem się z "Bratem Andromechem" ale ziemiojazd był boski i wywołał serię nowych komediowych opcji (np. ziemny najeźdźca) - bajka! :D

    Niesławne tłumaczenia, które pamiętam:
    Reaper Bolt Thrower - Rozpruwająca balista
    Cold-one riders - Jeźdźcy na zimnych
    Były też cukierki w polskim codexie do Dark Eldarów. - Postaram się znaleźć :D

    Temat nietrafionych tłumaczeń to temat woda, myślę że jeszcze nie raz pojawią się tak kontrowersyjne rozwiązania, przynajmniej dopóki biorą się za to tłumacze, którzy nie mają pojęcia o tym co tłumaczą.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Tłumaczenia książek z Warhammera, Star Wars, D&D czy innych uniwersów, nigdy nie będą dobre. Dlaczego? Są to książki wydawane w małym nakładzie, które sprzedają się w porażającej ilości poniżej dajmy na to 3000 sztuk (uuuu szał), przy cenie końcowej około 30 zł (czyli wydawnictwo pcha je przypuszczalnie po 13-20 zł brutto w hurcie). Przeciętny tłumacz zajmujący się beletrystyką bierze około 30 zł netto za stronę maszynopisu (1800 znaków, jakieś pół strony a4). Co za tym idzie wydawnictwa w rodzaju Copernicusa, zawsze będą szukać najtańszego tłumacza na rynku i sikać po nogach z radości, że mają gotowy produkt i zarobią chociaż parę kafli (brutto).

    Reasumując, to jest tak jak z napisami do filmów, wydawca cieszy się, że ma napisy, nie interesuje go ich jakość. To jest prosta kalkulacja zysków i strat - lepszy tłumacz, to większe koszta przy zerowym praktycznie wzroście sprzedaży (ci co mieli kupić i tak kupią, zwabieni logiem uniwersum).

    Wszystkim gorąco polecam czytanie książek w oryginale :)

    Pozdr,
    Husanobi.

    OdpowiedzUsuń
  4. My w pracy zawsze polecamy Angielskie wydania. Mowa zarówno o Codex'ach, jak i Novel'ach. Inaczej się nie da. "Podwójny karabin szturmowy na obrotnicy" i "Sprzężony wyrzutnik granatów odłamkowych" to abstrakcja, podczas gdy "szlachcic na zimnym" to już stan umysły. Chce się zapytać "a może frytki do tego?".

    Na szczęście rodzice dzieciaczków rozpoczynających swoją przygodę ze światem 40stki wykazują zazwyczaj spore zainteresowanie rozwojem swoich dzieci, a zatem podręcznik w obcym języku jest dla nich wielce atrakcyjny. Same dzieciaczki też są na TAK, ponieważ znają jednostki i nazwy z gier komputerowych. Jedyna grupa stawiająca opór to moi rówieśnicy, którzy nie wiedzieć czemu sięgają po polskie podręczniki twierdząc, że są zbyt leniwi, by czytać po angielsku.

    ;/

    OdpowiedzUsuń