Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Riddle me this. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Riddle me this. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 października 2013

JAK ROBI GRAV GUN?




Jak już być celebrytą to na całego. Z początku myślałem o Tweeterze, w końcu opcja w stylu 'właśnie zapinam jakiegoś nieszczęśnika' brzmi kusząco... Po długim namyśle porzuciłem ten koncept. Zamiast tego postanowiłem unieśmiertelnić moje dzieło i uczynić z niego kamienień milowy współczesnego Warhammer'a 40,000. Droga do sukcesu wcale nie była trudna. Zlokalizowałem największe zagadki universum WH40k i zdecydowałem się rozwiązać tą najbardziej zawiłą. Ponieważ na tym etapie znałem już odpowiedzi na pytania: 'Jak nazywały się zaginione, Preherezyjne Legiony Astartes?' czy tam 'Dlaczego Cylindryk nie gra na dużych Turniejach?' wybrałem Ultimate Zagadkę Zagłady, a mianowicie: 'Jak robi Grav Gun?'. Teraz macie jedyną i niepowtarzalną szansę stanąć w cieniu istoty, która osiąga Boskość. Śmiertelnicy, przedstawiam wam odgłos Grav Guna!



A jak właściwie robi Grav Gun? Dobrze robi! Srogo robi! Jest ogień!




Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 29 września 2013

Arena 2013 "SCOOBYDOO I ZAGADKA ZNIKAJĄCEGO WARGEARU"

Słowo od autora: Dla jednych minęło wiele miesięcy od mojego ostatniego wpisu. Inni czują, jak gdyby czytali go ledwie kilka chwil temu. Czas w Warpie płynie inaczej niż w naszym wymiarze, co wiedzą wszyscy zagorzali fani Warhammer'a 40,000. All in all - praca dojebała mnie do tego stopnia, że nie mam ani energii, ani weny by tworzyć kolejne ambitne na potęgę wpisy )*( Nevertheless - przebłyski się zdarzają. Może kolejny wpis pojawi się szybciej niż po kolejnych trzech miesiącach czasu rzeczywistego...

A teraz do konkretów: Jesteśmy już po Arenie 2013. Dla przypomnienia Arena to coroczny Turniej Warhammer'a 40,000 klasy Master (czyli najwyższej pośród Polskich Turniejów). Event, który co roku zaskakuje czymś nowym, emocjonuje, przeciera pewne szlaki... i tym razem dochował tradycji. O Arenie można by było napisać wiele, ale skoncentruję się na sprawie, która budziła największe emocje: Chodzi o "zagadkę znikającego wargearu".

 
Już na samym początku tegorocznej Areny uczestnicy, poddający swoje Armie ocenie modelarskiej, zauważyli tajemnicze "znikanie wargearu" z rozpisek. Z początku znikały pojedyncze bronie, elementy wyposażenia, modele, później całe oddziały. Zdarzały się nawet przypadki znikania punktów za rozpiskę i modelarkę! Zaniepokojeni tym zjawiskiem uczestnicy poprosili o pomoc. Tak się trafiło, że obok najlepszego możliwego wyboru na detektywa - znaczy się mnie - gracze zadecydowali postawić na sprawdzone metody i wezwali brygadę Scoobydoo!


Łącząc swoje siły z bohaterami kreskówek, jak zwykłem to czynić, ruszyliśmy w tango. Zgłębiając tajniki teorii spiskowej i zagadki znikającego wargearu, przesłuchaliśmy licznych świadków. Bezowocnie staraliśmy się dociec przyczyny zjawiska 'znikania' elementów rozpiski. Z pomocą przyszedł nam jak zwykle niezawodny Sławek B. Sławek słynie ze stoickiej postawy i chłodnego podejścia do życia. Jego pozytywnego usposobienia i pogody ducha nie wzburzyły nawet wieści o zniknięciu Devourerów z Warlorda Hive Tyranta. Inny gracz na miejscu Sławka dostał by szału i wkurwiał się jak ranny byk, ale nie on. I tak z uśmiechem od ucha do ucha, Sławek wyjaśnił nam powód tajemniczego "znikania". Po chwili zdemaskowaliśmy winowajcę, którym oczywiście był:

Emanuel Furmańczyk!

Zaraz... przecież to maska! Złoczyńcą, stojącym za znikaniem ekwipunku był:

Dyrektor MDK przy ulicy Grunwaldzkiej!

Kurwa mać... maska pod maską!

Za znikającym ekwipunkiem czaił się bowiem on, lord zła i skurwiały, heretycki ancymon spustoszenia...


























Herbi, aka Spejsu, aka Analny Gremlin Ciemności, aka Sędzia Główny, aka Michał Herbergier!


"I udało by mi się, gdyby nie te wścibskie dzieciaki!"

W gwoli wyjaśnienia: Na Arenie nikt nie pierdolił się w tutti frutti i bez pardonu wykreślano z rozpisek gear/weapony/modele, nie spełniające wymogów WYSIWYG. Prawdą jest, że wymagania sędziów były wysokie, ale wspierając ich decyzję o podniesieniu poprzeczki powiem, że na tegorocznym ETC też nie owijano w bawełnę i modele miały Mindfuck Scaraby i inne niespotykane Geary. Ba - niektórzy Arenowi gracze przewidzieli wymogi WYSIWYG'u i tak jak przykładowo Piszczu (Fistingowa łapa na Szałasie Tau Generale, Commanderze, Uber Warlordzie) wymodelowali odpowiedni ekwipunek. Tym, którzy nie mieli tyle wyobraźni, rozpiski pustoszały. Niektórzy chwytali się brzytwy i tym sposobem najlepszym motywem jaki widziałem był Afruniu z magnetycznie umocowanym Chainfistem Termosów na swoim Tau Commanderze. W końcu w dexie Tau Fisto-Łapy brak, więc ta improwizowana 'konwersja' zadziałała na korzyść rozpiski, jeśli nie na korzyść oceny modelarskiej. To chyba wyraźny sygnał, by w przyszłości modelować wszystko co się da, ale jak określić gdzie przebiega granica między gearem wymaganym, a tym nie określonym wymogami WYSYWIGU?


A skoro jesteśmy w klimacie zagadek to i dla Was zagadka: Do kogo należy przedstawiona na poniższym zdjęciu łysinka? Odpowiedzi zamieszczajcie w komentarzach, których ilość prawdopodobnie nie przekroczy dwóch, czy tam trzech, ale chuj - jeden to i tak wpizdulec XD
 



Pozdro600!
Nazroth

sobota, 22 grudnia 2012

"KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE..."



UWAGA! Zaginął Wojciech S. aka Inkq. Ostatni raz podczas gry widziano go na turnieju Wojna Światów w marcu 2012. Trop urwał się niedługo po tym. W trakcie sprzątania eventu wąsy Inkq'iego znaleziono wciśnięte pomiędzy turniejowe blaty. Po samym właścicielu nie było jednak śladu.


W trakcie ostatnich kilku lat przed zaginięciem, Wojciech S. grał w Warhammer'a 40,000 na licznych turniejach. Cieszył się sympatią, oraz szacunkiem całej turniejowej społeczności. Według zeznań przyjaciół Inkq'iego nie miał on żadnych wrogów.



Śledztwo w sprawie zaginięcia trwa już wiele miesięcy. Policja, oraz przyjaciele zaginionego Wojciecha S. bezskutecznie starają się namierzyć jego miejsce pobytu. Trudności w poszukiwaniach spowodowane są licznymi raportami i zeznaniami świadków, które jednogłośnie wskazują osoby podobne do Wojciecha S. na licznych eventach związanych z Warhammer'em 40,000, odbywających się w ostatnich miesiącach na terenie Polski. Żadna ze zgłoszonych osób nie brała jednak czynnego udziału w turnieju, i nie została wpisana do rankingu Ligi Ogólnopolskiej jako uczestnik. W następstwie braku dowodów i licznych, mylnych tropów - Wojciech S. nadal nie został odnaleziony.


Wszelkie informacje mogące pomóc w poznaniu miejsca pobytu, lub losu Wojciecha S. prosimy przesyłać do redakcji na z22cm@op.pl lub zamieszczać w komentarzach. Sprawdzimy każdy trop!


Trop 1.
"Zatrzymany doktor Wojciech S."

Trop 2.
"Wojciech S. uratował pacjenta karetki..."

Trop 3.
"27l. Wojciech S. zadźgał rodzinę i wyskoczył z 10 piętra..."




Pozdro600!
Nazroth

niedziela, 18 listopada 2012

"COŚ SŁABY GRZYB W TYM ROKU..."

Pewnie wielu zatwardziałych czytelników zastanawia się jakież to frykasy przygotowałem pod tym wiele mówiącym tytułem wpisu. Ostudźcie swoje procesory, dziś czeka nas krótka recenzja jednej ze świątecznych nowości Games Workshop.

Nowości oczywiście w bród! Mamy wspaniały system umocnień nazwany dumnie Wall of Martyrs, całą serię zestawów Megaforce, a nawet kolejny jeszcze bardziej 'naj': Turbo Mega Ultimate Paint Set! GW pobłogosławiło ten rok szczególnie atrakcyjną ofertą świąteczną. Wiemy natomiast, że Diabeł tkwi w szczegółach - a małe, nie zawsze jest tak piękne, jak zapewnia przysłowie.





Jako modelarz, którego spuścizna liczy już tysiące wymalowanych figurek (wymalowanych w ten czy inny sposób, nie zawsze zacnie) szczególną uwagę zwróciłem na wydane w tym roku akcesoria modelarskie. Z racji, że w moim warsztacie właśnie powstaje kolejna makieta - zdecydowałem się nabyć zestaw: Citadel Under-Empire Basing Kit, którego barwny opis brzmi tak: The Citadel Under-Empire Basing Kit basing kit helps you personalise the bases of your models to create the effect of subterranean weirdness for your miniatures, and it can be used with any miniature regardless of system. The kit features a number of intricately detailed components including stalagmites, exotic mushrooms, pieces of slate, shale and glowing green rocks. No przecież marzenie! Płaskie łupki piaskowca, świecące kryształy, a do tego zalatujące podziemnym klimatem grzybki, czaszki, stalagmity!
Jak się szybko okazało jest to raczej Under-Empire Basing Shit, ale nie koniecznie w złym tego słowa znaczeniu...




Przede wszystkim pudełko. Uwielbiam nowe pudełka na posypki by GW. Trzymam w nich min. ruchome elementy modeli, czyli ręce, bronie i inne duperele umocowane na magnesach neodymowych. Świąteczne pudełko podzielone jest na cztery przegrody, tym samym drastycznie ułatwi mi utrzymanie porządku w mini zbrojowni. I like that!
 



W zestawie znajduje się oczywiście cała masa fajnych rzeczy, o których wspomina opis. Są  i Nekrońskie kryształki, które zaważyły o wyborze tego, a nie innego zestawu do podstawek. Z początku miałem pewne obawy - w końcu widziałem kryształy wycinane z Nekrońskich światełek i nie robiły jakiegoś piorunującego wrażenia. Na szczęście kryształy z zestawu urywają doopę i w pełni rekompensują okrągłą sumkę wydaną na zestaw. 




No i jest jeszcze "grzyb". Teraz każdy już wie czego dotyczy ten wpis. Niby grzyb jak grzyb, a jednak muszę przyznać - przeżyłem przezeń wielki zawód. Aby to zrozumieć, musicie liznąć historii.
Kiedy byłem małym chłopcem i nabyłem swój pierwszy White Dwarf, co nie było błahostką, gdyż w tym celu przemierzyłem całe miasto, znalazłem w nim ciekawy artykuł. Opisywał on pracę jednego z rzeźbiarzy GW, który utracił dłoń, a mimo to nadal pracował nad modelami. Oczywiście w tamtych czasach wszystko rzeźbiono z Green Stuffu, nie bawiąc się w grafikę 3D i laserowe wycinanie pierwowzorów. Ów jegomość na przestrzeni lat wyprodukował dziesiątki modeli, min. Sierżanta Plagusów, który miażdży wyglądem po dziś dzień. Lektura wywarła na mnie ogromne wrażenie, kreując niejako mój wielki szacunek dla 'ręcznej roboty'. Przyznam, że jeszcze kilkanaście minut temu czułem ogromny sentyment do ręcznie rzeźbionych figurek. Czasem łapałem się nawet na tym, że brakowało mi oldschoolowego klimatu dawnych modeli. Wracając na ziemię: zestaw Under-Empire zawiera całe mnóstwo ręcznie rzeźbionych grzybów. Poziom włożonej weń pracy śmierdzi kupą i powoduje wypadanie włosów pod pachami. Żenujące - pseudo-grzyby są tak paskudne, że nie nadają się na podstawki. Ciężko zadecydować który paskudniejszy, ale po chwili namysłu wybieram - królem paskudnych grzybów i rzeźbiarskiej fuszerki jest zdecydowanie grzyb o nodze w pionowe paski. Kwintesencja lamerstwa, wizualny synonim słowa 'bida'. Nasuwa się pytanie - jak można zapłacić komuś za taką robotę i jeszcze puścić to do masowej produkcji? Wstyd...

A zatem - zestaw Citadel Under-Empire Basing Kit zaliczam do produktów częściowo udanych i na pewno wartych nabycia, choćby po to by pośmiać się z poziomu zawartych w nim grzybów. Jednocześnie ostrzegam, że wrażenia wizualne spowodowane zastosowaniem zajebistych zielonych kryształów, mogą zostać przyćmione efektem WOW! grzybnych ulepków!. Myślę, że produkt zasługuje na słowa podsumowania:





Pozdro600!
Nazroth

wtorek, 10 lipca 2012

BRAK MI SÓW

 VI edycja Warhammer'a 40,000 jeszcze na dobre nie pojawiła się na Polskich stołach, a już mamy do czynienia z pewnymi nieścisłościami.Gracze nie wiedzą jak interpretować co poniektóre zasady. Tworzą się obozy zwolenników i przeciwników pewnych teorii. W akcie desperacji sięga się nawet do wydań i Errat naszych Europejskich sąsiadów. Na cóż jednak tak ekstremalne rozwiązania, skoro na straży zasad stoją nieugięci i zawsze czujni SĘDZIOWIE? W dodatku w towarzystwie wiernych i wytrwałych Koordynatorów Ligowych?
W ostatnich dniach Sędziowskie Forum Ligi Ogólnopolskiej jak i Forum Ogólne przypominają rozległe sowie gniazdo. Bojowo nastawione Puchacze - przedstawiciele ośrodków 40stki na terenach Polski - hohoo'jają dziobami i łypią na siebie zawzięcie, wzmagając w ten sposób moc swoich argumentów. Wszystko to w celu narzucenia dyskusyjnym adwersarzom swojego zdania, a tym samym dokonania słusznego wyboru, który nikogo nie skrzywdzi. (no, może poza graczami Tyranidów, oni i tak zawsze narzekają i wszyscy nauczyliśmy się kłaść na to lachę).


Jednen z najpopularniejszych obecnie tematów dotyczy Wyrzutni Rakiet uzbrojonych w pociski przeciwlotnicze (Flakk Missiles). Zdawało by się, że aktualne FAQ i Erraty do poszczególnych armii rozwiążą wszelkie wątpliwości, a jednak najnowsza wersja Errat komplikuje jedynie całą sytuację swoim milczeniem.

Rozwiązanie pierwszego przypadku jest dość oczywiste. Podręcznik główny zawiera następujący zapis:
"All missile launchers come with frag and krak missiles as standard, and some have the option to upgrade to include flakk missiles."
Nie trzeba być specem od obczyźnianego języka, by zrozumieć znaczenie tegoż zdania. Mimo to zwolennicy hasła "wszystkie wyrzutnie mają na bazie pociski przeciwlotnicze" znaleźli argument, by podważyć ten jednoznaczny i wszystko-tłumaczący zapis. Tabela referencyjna ze strony 415 zawiera bowiem statystyki Wyrzutni Rakiet, wraz z występującymi dla niej pociskami.


Do prawdy, jako mściwa i gdzieś tam ograna sowa dostrzegam tu prostą zależność. Opis wyrzutni jest nie tyleż ważniejszy od tabeli referencyjnej, co w jednoznaczny sposób określa na jakich zasadach w wyrzutni pojawia się pocisk przeciwlotniczy. Tabela jest natomiast pomocą dla kogoś, kto szybko chce sprawdzić działanie danej broni/amunicji. Nie jest to wiążąca i prawomocna wykładnia sposobu ekwipowania danej broni. Tym bardziej, iż znajdująca się na tej samej stronie, w tej samej tabeli broń o nazwie Mawcannon ('Buzioarmata') ma w opisie trzy rodzaje amunicji, z których każdy musi zostać wykupiony z osobna. Czyli jest tzw. opcją - zupełnie jak zapowiedziany Flak Missile (pocisk przeciwlotniczy).

Mimo tej jakże "oczywistej oczywistości" początkowo teoria wyposażenia każdej wyrzutni w pociski przeciwlotnicze zgromadziła kilku światłych ludzi. Tu, zupełnie nieproszona, nasuwa mi się pewna myśl: Czy wszystkie mądre sowy są tak mądre jak my - prości gracze oczekujemy? Czy stanowiska koordynatorskie, z których w przyszłości prowadzony będzie nabór na sędziów są dobrze obsadzone? Jakim mianem określić sowę, która źle/pochopnie interpretuje zasady, a jej głos w jakimś tam stopniu ma wpływ na to, jak od tej pory grać będzie cała Polska Brać Turniejowa? Pozostaje nam żyć nadzieją na lepsze jutro.




Na szczęście na zamkniętym Sędziowskim trwa już odpowiednie głosowanie i wszystko wskazuje na to, że puki co pocisków Flakk szybko nie zobaczymy.

Jako ciekawostkę doleję trochę oliwy do ognia domniemywając teorii spiskowej ze strony naszego ukochanego GW. Być może celowo w Erratach nie pojawił się zapis dotyczący Flakk Missiles. Czyżby GW zorganizowało wielki skok na kasę sztucznie boostując teoretyczną 'nieśmiertelność' naszych Flayerów, tylko po to by niczym Ikara strącić je z nieboskłonu stosownym dopiskiem już za kilka tygodni?

Oby nie, wtedy moje Stormtalony bezpiecznie wylądują na zakurzonej półce i jak bóg mi świadkiem - chuj mnie strzeli.

Pozdro600!
Nazroth




wtorek, 3 lipca 2012

TRIUMFALNY SAMOGWAŁT jako sposób na długą Sagę, która nie przeminie...

Dyskusja w komentarzach popularnego bloga z24cala, - zapoczątkowana w wyniku zapoznania się z 'ulotnymi myślami' traktującymi o zdobywaniu doświadczenia i uczeniu się na własnych błędach - natchnęła mnie silną weną. Moi koledzy po fachu, w tym nie bezpośrednio, niemniej także ja sam zabrali się bowiem do zbiorowego samogwałtu. W Komentarzach daliśmy upust tzw. Lizaniu własnego Kootasa opisując wprost "jacy to nie jesteśmy". Niczym mistyczny Oroboros pałaszowaliśmy własne ogony ze smakiem wspominając własną przebiegłość i arenowe dokonania. Nie widzę w tym nic złego. W Polsce rzadko chwali się innych, a mówienie w superlatywach na swój własny temat często odbierane jest jako przechwalstwo. Kiedy zwrócić jednak uwagę na to kto się wypowiada można bez problemu dostrzec prawdziwe gwiazdy Polskiej Estrady turniejowej. Nie chcę tu pokazywać palcem - kto jeździ, ten osobiście zna, a kto nie zna - zbierze wcześniej, czy później solidne cięgi i przy wpisywaniu na kartę gracza wyniku 0 (słownie ZERO) pozna.

 "Zwycięscy się nie kwestionuje"


Zasadniczo mógł bym tutaj zakończyć swój wywód dając tym samym czytającemu chwilę na głęboką refleksję: "czy naprawdę tak ciężko jest udowodnić swoją wartość i tym samym zyskać respekt innych? Jeśli nawet prawdziwi turniejowi gracze, którzy nie jedno podium w swej karierze zaliczyli muszą po godzinach (a wierzcie, 'muszą') udowadniać swoją wartość? Czy chwile triumfu są aż tak ulotne?"
Tylko po co kończyć dobry wywód? Zauważcie, że na tą chwilę obeszło się jeszcze bez odbytów - a jak głosi stare dobre powiedzenie - "wpis bez odbytu to wpis stracony."

Kontynuując przewodnią myśl - w naszym hermetycznym środowisku w zasadzie wszyscy znają wszystkich. Spotykamy się na turniejach, na forach, na blogach. Zazwyczaj górę bierze nad nami instynkt, a zatem dokonania swoich adwersarzy bagatelizujemy, a ich skill nie robi na nas wrażenia do momentu jak sami poznamy go na własnej skórze. Nawet wtedy zwalamy na rzuty, a przeciwnika w myślach nazywamy szarlatanem.

Przyznam, że ze mną było podobnie. Przez lata podważałem zdolności taktyczne i psychiczne moich przeciwników. Doszukiwałem się oszustw, przewagi psychologicznej, czy wałków. Prawda jest taka, że nie ma pośród Top 10 Ogólnopolskiej Ligi świętych, każdy ma na sumieniu jakiś drobny przekręt (nie uwierzę, jak ktoś zaprzeczy), ale wszystko to prawdziwi Gladiatorzy Plastiku, którzy na powierzchni utrzymują się długo i mają energię na kolejne lata dominacji. Najcenniejszym co spotkało mnie podczas kariery turniejowego łowcy było zaproszenie do Reprezentacji, a tym samym możliwość znalezienia się na forum zasiedlonym przez Lewiatanów Polskiej 40stki. To co odkryłem było dla mnie nowym doświadczeniem. Skillowałem niczym Barbarzyńca na respawnie jaskiniowych gnomów. Poznałem sposób w jaki konstruują rozpiski. Dowiedziałem się jak myślą i jak bogatym arsenałem wiedzy dysponują. Był to szok kulturowy, który na zawsze otworzył mi oczy. Zrozumiałem jak cenną zdobyczą mogą być ich zahartowane ogniem bitwy fekalne otwory.

Tym przyjemniej będzie nabić tych zacnych, prastarych wojowników na świeżo wypolerowaną pikę i zmyć ich uśmiech samozadowolenia (zasłużony) z twarzy, lub polec na polu plastiku pod naporem ich rzutów.



 "One pike to rule them all"


PS: Nadeszła pora na zwierzenie podsumowujące. Zero skilla, sam fart. Nie umiem nawet liczyć, a co dopiero VP. Rozpiski podbieram młodszej siostrze. Nie odróżniam cali od centymetrów, po prostu używam tych z prawej strony miarki. To, że wymienionym zestawem udało się cokolwiek ugrać zawdzięczam jedynie pasji. Niczym "mistrz czekoladowych kreacji" pragnę by fekalia oponentów nabrały w mych rękach głębszego znaczenia. Stały się testamentem ich klęski, oraz wzniosłym monumentem mojego zwycięstwa.

Pozdro600
Nazroth



sobota, 30 czerwca 2012

"POJEDZIEMY NA ŁÓW..."


 "1. Discipline leads to Victory
2. It is Victory in War that brings Immortality
3. Immortality is the Gift of Chaos
4. In exchange, Chaos demands Blood
5. Thus, Blood must be ever spilt
6. Therefore, Eternal Life demands Eternal War
7. Eternal War demands Eternal Discipline
8. Chaos will always have Blood: Yours or Theirs"
- Eight Principles of War -

 Dzisiejszy, dziesiąty i zarazem jubileuszowy wpis dedykuję temu co w Warhammer'ze 40,000 kręci mnie najbardziej. Wspomniałem już o aspekcie Gry, napomykając przy tym o Kolekcjonerstwie i Modelarstwie. W idealnym układzie wszystkie trzy aspekty hobby przeplatają się ze sobą w idealnej synergii. Żaden z nich nie zyskuje przewagi nad pozostałymi dwoma. Żaden nie pozostaje w cieniu na długo. Tym właśnie jest hobbystyka. Zbierasz, Malujesz, Grasz. Ale co dalej? Jak przenieść Hobby na wyższy poziom? Jak sprawić, by po latach płomień nie przygasł? Tu mężczyźnie potrzebna jest ideologia. Niech nikogo nie zwiedzie lekkość zagadnienia, albowiem plastikowe ludziki, czy nie - ideologia do dziś wznieca wojny i odbiera życie.


 Fragment Pieczęci Zapięcia z lat 2006-2012



 I tak z konieczności, w zgodzie z dziedzictwem przekazanym genetycznie od człowieka prehistorcycznego, aż po dziś dzień - narodził się klub 1st.Company. Gracze, Modelarze i Kolekcjonerzy - ale przede wszystkim Łowcy! Dobra zabawa, możliwość spotkania się ze znajomymi, dążenie do polepszania swoich umiejętności - te pojęcia nie są nam obce. Na duże turnieje jeździmy z tych samych powodów, które przyciągają innych hobbystów. Jedyną różnicą jest fakt, że poza figurkami i podręcznikiem głównym zabieramy ze sobą ideologię. Niczym gladiatorzy starożytnego Rzymu zmagamy się na piaskach plastikowej areny konkurując o uznanie, splendor i szacunek. Przelewamy plastikową krew. Walczymy o dominację. Naszym priorytetem jest jednak coś więcej. Podczas, gdy przeciętni gracze po udanej grze podają sobie ręce i wracają do codzienności, my pielęgnujemy w sercach swoje najlepsze turniejowe wyniki. Skórujemy otwory fekalne przeciwników tak słabych, lub pechowych, że nie udało im się uchować choćby jednego punku. Ich odbyty posłużą nam jako trofea, by pamięć o zwycięstwie nigdy nie przeminęła.


"The common man is like a worm in the gut of a corpse, trapped inside a prison of cold flesh, helpless and uncaring, unaware even of the inevitability of its own doom."
Codex Imperialis, p. 82


Nie ma nic piękniejszego od głębokich emocji. Ludzie kochają emocje i ekspresję. Turniejowe gry są pod tym względem umysłowym paśnikiem. Podczas zmagań gracze denerwują się, zaprzyjaźniają się, nienawidzą się, oskarżają się, godzą się, lubią się, bratają się, obgadują się... Każdy może czerpać z tego nieskończonego źródła dokładnie to co lubi najbardziej. Osobiście preferuję trzy emocje:

Strach. Nie taki prawdziwy jak terror, czy strach przed utratą życia. Uczucie strachu, o którym mówię można określić na skali strachu jako 0,5%. Jest to strach, że ktoś trafi na osobę, z którą obawia się grać z uwagi na zachowanie i podejście do hobby sprzeczne z naszymi poglądami. Zupełnie odbiegające od naszych turniejowych priorytetów. Przykładem na ten smakowity strach może być luźny gracz, który na turnieje jeździ polerować przedostatnie stoły i głęboko w sercu cieszy się każdym sukcesem. Czasem łotnie browarka, pogada o pierdołach w stylu 'a wiesz ile ważyła by prawdziwa stompa?' i po prostu sobie pogra. Miło spędzi weekend. I taki gracz zobaczy na kartce parring ze znanym turniejowym spinatorem/powergamerem. Wtedy uderza strach. 1:0 dla źródła strachu.

Głębokie Zbulwersowanie: W zasadzie często jest płytko uwarunkowane i wynika z braku wyobraźni, czy wiedzy dlatego jest idealną karmą. Parringi rozlosowane, strach przeminął i 'pucystół' wypina dumnie podbródek. 'Da radę'. Rozpoczyna się gra. Ze strony oponenta pada hasło 'gramy na poważnie, no quarter' ale przecież można się tego spodziewać po spinatorze i powergamerze. Rzut na rozpoczęcie, rozstawienie... pierwsza tura 'oops' i mamy idealne dośrodkowanie 'zapomniałem zrobić coś co wg. podręcznika "mogłem", czy mogę?' NIE. Zbulwersowanie zdobywa gola. 'Ja pierdolę jak tak można? Ja bym mu pozwolił...'.Mniam, mniam, mniam. Tak, właśnie tak się gra w tą grę i wszystkie inne 'turniejowe' gry na świecie jak Poker, czy bliżej Magic the Gathering.

Przegrane Zacietrzewienie: Wisienka na torcie. W tej sytuacji nasz bohater myśli pewnie '...To teraz za chuja na nic mu nie pozwolę. Będę grał tak samo jak ten fiut". Tak rozpoczyna się tango. Mecz jest jednak jednostronny, bo żeby grać w ten sposób, trzeba umieć i z założenia nie można liczyć na litość przeciwnika. Zwraca się uwagę jedynie na te istotne sprawy, na ważne zasady i kluczowe ruchy. Wykorzystuje się mierzenie zasięgu strzałów w celu poznania zasięgu szarż itd. Nasz bohater nie jest dobrym graczem, zresztą nigdy na takiego nie aspirował. Chcąc podtrzymać 'chamski' poziom gry oponenta na siłę czepia się nieistotnych pierdół. Odgapia zachowania w sytuacjach, które mają marginalne znaczenie dla przebiegu bitwy i tak naprawdę robi z siebie pośmiewisko. I to jest dla mnie ambrozja.


 "Fewer than one in every thousand survive, and I strive each day to lengthen these odds still further."


Ale czy da się grać w tą grę w dobrej atmosferze, na wysokim poziomie kultury i jednocześnie spinając poślady, aż z nabrzmiałych mięśni popłynie krew? W końcu wielu graczy pomyśli sobie teraz, że jestem pojebany i nie ma opcji, żeby dało się ze mną grać. W dodatku zarażam tymi poglądami swoich kumpli. "Jesteście sektą! To tylko gra!"

Błąd! Jak najbardziej się da. Wystarczy, że na turnieju spotykam gracza na wysokim poziomie, który wie czego należy się spodziewać. Obaj wiemy na jakich warunkach toczy się gra. Nie liczymy na wzajemną litość. To jest arena, a my wyszliśmy na jej skąpane w blasku słońca piaski stoczyć walkę o punkty turniejowe. Chcemy dojść na sam szczyt. Zwyciężyć, lub wrócić do domu na tarczy. Rzuty będą słabe, to trzeba będzie grać na remis. Przeciwnik się odsłoni, należy uchwycić ten moment i ruszyć po zwycięstwo. Gra zmienia się w szachy, gdzie puszczona figura to ruszona figura. Tak powinna wyglądać każda gra na poważnym, dużym turnieju. Przy odrobinie szczęścia trafia się gracz z odpowiednim dystansem i nasza potyczka staje się prawdziwą przyjemnością. Żartujemy, wymieniamy spostrzeżenia a wszystko to w przyjaznej atmosferze wzajemnego respektu. I taka nagroda warta jest najwięcej. Zwycięstwo z lepszym od siebie, przeprowadzone z chirurgiczną precyzją, walka o każdy milimetr stołu... to prawdziwy zaszczyt i prawdziwy triumf. Dla przegranego nagrodą pocieszenia jest uszczknięcie zwycięzcy choćby i jednego punktu. Zachowanie honoru, oraz oddalenie go od podium. W przypadku, gdy przegrywa się do zera, oznacza to jedynie, że przeciwnik był o wiele lepszy, lub po prostu farcił - ale na pewno nie popełnił błędu, bo to zamieniło by nas miejscami, dlatego zasłużył. A jak głosi motto:

"Khorne requires blood! He cares not from whence it flows!"




 Co kocham w Wh40k?
Zapinać,
Szlifować Skilla,
Grać z silniejszym od siebie,

I Tobie też to polecam!