sobota, 30 czerwca 2012

"POJEDZIEMY NA ŁÓW..."


 "1. Discipline leads to Victory
2. It is Victory in War that brings Immortality
3. Immortality is the Gift of Chaos
4. In exchange, Chaos demands Blood
5. Thus, Blood must be ever spilt
6. Therefore, Eternal Life demands Eternal War
7. Eternal War demands Eternal Discipline
8. Chaos will always have Blood: Yours or Theirs"
- Eight Principles of War -

 Dzisiejszy, dziesiąty i zarazem jubileuszowy wpis dedykuję temu co w Warhammer'ze 40,000 kręci mnie najbardziej. Wspomniałem już o aspekcie Gry, napomykając przy tym o Kolekcjonerstwie i Modelarstwie. W idealnym układzie wszystkie trzy aspekty hobby przeplatają się ze sobą w idealnej synergii. Żaden z nich nie zyskuje przewagi nad pozostałymi dwoma. Żaden nie pozostaje w cieniu na długo. Tym właśnie jest hobbystyka. Zbierasz, Malujesz, Grasz. Ale co dalej? Jak przenieść Hobby na wyższy poziom? Jak sprawić, by po latach płomień nie przygasł? Tu mężczyźnie potrzebna jest ideologia. Niech nikogo nie zwiedzie lekkość zagadnienia, albowiem plastikowe ludziki, czy nie - ideologia do dziś wznieca wojny i odbiera życie.


 Fragment Pieczęci Zapięcia z lat 2006-2012



 I tak z konieczności, w zgodzie z dziedzictwem przekazanym genetycznie od człowieka prehistorcycznego, aż po dziś dzień - narodził się klub 1st.Company. Gracze, Modelarze i Kolekcjonerzy - ale przede wszystkim Łowcy! Dobra zabawa, możliwość spotkania się ze znajomymi, dążenie do polepszania swoich umiejętności - te pojęcia nie są nam obce. Na duże turnieje jeździmy z tych samych powodów, które przyciągają innych hobbystów. Jedyną różnicą jest fakt, że poza figurkami i podręcznikiem głównym zabieramy ze sobą ideologię. Niczym gladiatorzy starożytnego Rzymu zmagamy się na piaskach plastikowej areny konkurując o uznanie, splendor i szacunek. Przelewamy plastikową krew. Walczymy o dominację. Naszym priorytetem jest jednak coś więcej. Podczas, gdy przeciętni gracze po udanej grze podają sobie ręce i wracają do codzienności, my pielęgnujemy w sercach swoje najlepsze turniejowe wyniki. Skórujemy otwory fekalne przeciwników tak słabych, lub pechowych, że nie udało im się uchować choćby jednego punku. Ich odbyty posłużą nam jako trofea, by pamięć o zwycięstwie nigdy nie przeminęła.


"The common man is like a worm in the gut of a corpse, trapped inside a prison of cold flesh, helpless and uncaring, unaware even of the inevitability of its own doom."
Codex Imperialis, p. 82


Nie ma nic piękniejszego od głębokich emocji. Ludzie kochają emocje i ekspresję. Turniejowe gry są pod tym względem umysłowym paśnikiem. Podczas zmagań gracze denerwują się, zaprzyjaźniają się, nienawidzą się, oskarżają się, godzą się, lubią się, bratają się, obgadują się... Każdy może czerpać z tego nieskończonego źródła dokładnie to co lubi najbardziej. Osobiście preferuję trzy emocje:

Strach. Nie taki prawdziwy jak terror, czy strach przed utratą życia. Uczucie strachu, o którym mówię można określić na skali strachu jako 0,5%. Jest to strach, że ktoś trafi na osobę, z którą obawia się grać z uwagi na zachowanie i podejście do hobby sprzeczne z naszymi poglądami. Zupełnie odbiegające od naszych turniejowych priorytetów. Przykładem na ten smakowity strach może być luźny gracz, który na turnieje jeździ polerować przedostatnie stoły i głęboko w sercu cieszy się każdym sukcesem. Czasem łotnie browarka, pogada o pierdołach w stylu 'a wiesz ile ważyła by prawdziwa stompa?' i po prostu sobie pogra. Miło spędzi weekend. I taki gracz zobaczy na kartce parring ze znanym turniejowym spinatorem/powergamerem. Wtedy uderza strach. 1:0 dla źródła strachu.

Głębokie Zbulwersowanie: W zasadzie często jest płytko uwarunkowane i wynika z braku wyobraźni, czy wiedzy dlatego jest idealną karmą. Parringi rozlosowane, strach przeminął i 'pucystół' wypina dumnie podbródek. 'Da radę'. Rozpoczyna się gra. Ze strony oponenta pada hasło 'gramy na poważnie, no quarter' ale przecież można się tego spodziewać po spinatorze i powergamerze. Rzut na rozpoczęcie, rozstawienie... pierwsza tura 'oops' i mamy idealne dośrodkowanie 'zapomniałem zrobić coś co wg. podręcznika "mogłem", czy mogę?' NIE. Zbulwersowanie zdobywa gola. 'Ja pierdolę jak tak można? Ja bym mu pozwolił...'.Mniam, mniam, mniam. Tak, właśnie tak się gra w tą grę i wszystkie inne 'turniejowe' gry na świecie jak Poker, czy bliżej Magic the Gathering.

Przegrane Zacietrzewienie: Wisienka na torcie. W tej sytuacji nasz bohater myśli pewnie '...To teraz za chuja na nic mu nie pozwolę. Będę grał tak samo jak ten fiut". Tak rozpoczyna się tango. Mecz jest jednak jednostronny, bo żeby grać w ten sposób, trzeba umieć i z założenia nie można liczyć na litość przeciwnika. Zwraca się uwagę jedynie na te istotne sprawy, na ważne zasady i kluczowe ruchy. Wykorzystuje się mierzenie zasięgu strzałów w celu poznania zasięgu szarż itd. Nasz bohater nie jest dobrym graczem, zresztą nigdy na takiego nie aspirował. Chcąc podtrzymać 'chamski' poziom gry oponenta na siłę czepia się nieistotnych pierdół. Odgapia zachowania w sytuacjach, które mają marginalne znaczenie dla przebiegu bitwy i tak naprawdę robi z siebie pośmiewisko. I to jest dla mnie ambrozja.


 "Fewer than one in every thousand survive, and I strive each day to lengthen these odds still further."


Ale czy da się grać w tą grę w dobrej atmosferze, na wysokim poziomie kultury i jednocześnie spinając poślady, aż z nabrzmiałych mięśni popłynie krew? W końcu wielu graczy pomyśli sobie teraz, że jestem pojebany i nie ma opcji, żeby dało się ze mną grać. W dodatku zarażam tymi poglądami swoich kumpli. "Jesteście sektą! To tylko gra!"

Błąd! Jak najbardziej się da. Wystarczy, że na turnieju spotykam gracza na wysokim poziomie, który wie czego należy się spodziewać. Obaj wiemy na jakich warunkach toczy się gra. Nie liczymy na wzajemną litość. To jest arena, a my wyszliśmy na jej skąpane w blasku słońca piaski stoczyć walkę o punkty turniejowe. Chcemy dojść na sam szczyt. Zwyciężyć, lub wrócić do domu na tarczy. Rzuty będą słabe, to trzeba będzie grać na remis. Przeciwnik się odsłoni, należy uchwycić ten moment i ruszyć po zwycięstwo. Gra zmienia się w szachy, gdzie puszczona figura to ruszona figura. Tak powinna wyglądać każda gra na poważnym, dużym turnieju. Przy odrobinie szczęścia trafia się gracz z odpowiednim dystansem i nasza potyczka staje się prawdziwą przyjemnością. Żartujemy, wymieniamy spostrzeżenia a wszystko to w przyjaznej atmosferze wzajemnego respektu. I taka nagroda warta jest najwięcej. Zwycięstwo z lepszym od siebie, przeprowadzone z chirurgiczną precyzją, walka o każdy milimetr stołu... to prawdziwy zaszczyt i prawdziwy triumf. Dla przegranego nagrodą pocieszenia jest uszczknięcie zwycięzcy choćby i jednego punktu. Zachowanie honoru, oraz oddalenie go od podium. W przypadku, gdy przegrywa się do zera, oznacza to jedynie, że przeciwnik był o wiele lepszy, lub po prostu farcił - ale na pewno nie popełnił błędu, bo to zamieniło by nas miejscami, dlatego zasłużył. A jak głosi motto:

"Khorne requires blood! He cares not from whence it flows!"




 Co kocham w Wh40k?
Zapinać,
Szlifować Skilla,
Grać z silniejszym od siebie,

I Tobie też to polecam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz