Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Żywot Grotta Poczciwego. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Żywot Grotta Poczciwego. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 października 2012

Żywot Grotta Poczciwego cz.12

Teraz gdy spoglądam na skąpane w fioletowym, eterycznym  świetle koło... Koło kręcące się z hipnotyczną wręcz gracją... Koło, którego przed momentem tu jeszcze nie było - ba! Koło, którego nie powinno tu być! Koło za którym rozpościera się wyrwa w przestrzeni... Koło, ciągnące za sobą rozpędzony, ryczący motocykl... Koło, które za moment rozsmaruje moje umięśnione jak na standardy Grottów ciało - przypominam sobie. Już wiem gdzie je wcześniej widziałem.


Żywot Grotta Poczciwego cz.11

Od tej pory ryk karabinów słyszałem jedynie z daleka, a zamiast świszczących odłamków nękały mnie syki bata, którym poganiano mnie do pracy. Od ckliwych wspominek oderwał mnie nagły rozbłysk światła. Z początku byłem przekonany, że to Voodoo, nasz Szaman objawi się po to, by po raz kolejny wybawić mnie z opresji. Przez lata udało mi się zaciągnąć pokaźny dług wzajemnej wdzięczności. Mimo to coś jest nie tak. Skądś znam to pulsujące, fioletowe światło...


Żywot Grotta Poczciwego cz.10

Postanowiłem wymknąć się na ubocze i porządnie wypłakać. W sumie nie pamiętam, kiedy ostatni raz mi się to trafiło. Pech chciał, że ze łzami w oczach i rycząc jak buba, wpadłem pod nogi swojego Wojszefa. W sumie to powinienem rzec "Króla". Król w żółci (the King in Yellow), takim znała go nasza Horda. Z tego co mi wiadomo, pośród ludzkich królów największą cnotą jest sprawiedliwość. Nie trudno domyślić się, że u Orków jest z tym zupełnie na odwrót. Zostałem pobity, skopany, zdegradowany i cudem uszedłem z życiem. Mój byt zmienił się w koszmar, kiedy trafiłem do zaopatrzenia...


Żywot Grotta Poczciwego cz.9

Kapitan Hak (Captain Hook) ze łzami wzruszenia, cieknącymi z jedynego oka, wspominał śmierć swojego wiernego kompana. Powiedział, że tam, skąd pochodzi - wojownicy pakują na okręt cały dobytek, podpalają go i odpływają w ostatnią podróż. Wzruszył się tak bardzo, że o mały włos, a wybił by swoje ostatnie oko, próbując otrzeć je hakiem. Szelest żagli jego motoru nadawał tej chwili powagi i kojącej melancholii. Nawet ja się wzruszyłem, a jestem twardym Grottem...


Żywot Grotta Poczciwego cz.8

Podobnie jak z Ghost Ridera. Burszuja nie było jak uratować, a wierzcie lub nie - był to jedyny przypadek, w którym Medyk (Doc) nie podołał zadaniu. Wielokrotnie widziałem jak w schizofrenicznym szale operował na polu bitwy, zazwyczaj w trakcie jej trwania. Migoczące, błękitne światło kogutów jego ambulansu zwiastowało wyjście z najcięższych opresji. Utrata kończyny, czy dwóch - Medyk w trymiga załatwiał sprawę, ale w tym przypadku był po prostu bezsilny...


Żywot Grotta Poczciwego cz.7

Pamiętam, że fioletowe światło oślepiło mnie na kilka sekund. Kiedy odzyskałem wzrok, po Mechaniku nie było ani śladu. Horda nadal napierała, a dookoła szalało wojenne piekło. Ludzie zastawili na nas liczne pułapki. W jedną z nich wpadł Ghost Rider, najeżdżając przednim kołem na beczkę z płonącym prometium. Po chwili przypominał pędzący meteoryt, a jego potępieńcze wycie towarzyszyć mi będzie aż do śmierci. Z pewnością efekty dźwiękowe towarzyszyły obrońcom fortecy, w której wrota wbiła się płonąca, wrzeszcząca kula mięsa i metalu, w dodatku do utraty sił wymachująca rozżarzonym łańcuchem! Forteca padła niedługo po tym, zostały po niej jedynie zgliszcza...


Żywot Grotta Poczciwego cz.6

Na naszej drodze ostała się tylko jedna. Forteca broniona przez tysiące żołnierzy. Ludzie umocnili ją do granic możliwości, przygotowując się na długie oblężenie. Z pomocą - tak przynajmniej myśleliśmy - przyszedł nam wtedy Skoczek (The Jumper). Jako wykwalifikowany Mechanik, opatentował sprzęt teleportacyjny. Plan wydawał się zaiste diabelski. Ruszyliśmy na czele wielotysięcznej Hordy, zmniejszając dystans, dzielący nas od frontowej bramy. W kulminacyjnym momencie Mechanik odpalił swój sprzęt...


Żywot Grotta Poczciwego cz.5

Ha! Ale nasz oddział słynął z siania paniki w nieprzyjacielskich szeregach. Wielokrotnie dopuszczaliśmy się dzikiej szarży, wprost na linię wroga. Przeciwnik wiał we wszystkich możliwych kierunkach, byle by jak najdalej od naszej ikony - Rycerza Śmierci (Death Knight). Na swoim nienaoliwionym, kwilącym z fatygi, metalowym rumaku - zadawał ból i cierpienie. Dzięki tej pancernej furii przełamaliśmy niejedną linię obrony...


Żywot Grotta Poczciwego cz.4

Wywołany w ten sposób efekt psychologiczny jest przerażający. Prawie tak bardzo, jak liczne trofea przytroczone do motoru Mordercy (Killer). Hełmy kosmicznych Marines obijają się ze stukotem od karoserii, a trzeszczące na wietrze pióra zdobycznego, pionowego wachlarza napełniają wrogie serca trwogą. Widząc spanikowanego przeciwnika mogłem jedynie mu współczuć. Terror, jaki zapewne odczuwali wrodzy żołnierze ciężko jest sobie wyobrazić...


Żywot Grotta Poczciwego cz.3

Przypisywano nam wiele nazw. Nasi wołali na nas 'Gang Dymaczy', co wzięło się pewnie od zadymy, jaka towarzyszyła nam na każdym kroku. Stary Paraolimpijczyk (Para'olympic), słysząc tą wyuzdaną nazwę zawsze śmiał się przez zaciśnięte szczękościskiem zęby. Pamiętam jego gwiżdżący chichot i wiecznie trzęsące się ze starości ręce. Tak, to był naprawdę stary i twardy Ork. Nie poddał się nawet wtedy, gdy reumatyzm nie pozwalał mu kierować motorem. Trenował tak długo, aż opanował umiejętność, do dziś budzącą lęk spoglądających nań towarzyszy - prowadzi stopami...


Żywot Grotta Poczciwego cz.2

Ludzie uważają Orki za głupią rasę. I kto tu jest głupszy?  Pod dowództwem Sierżanta Dakka (Dakka Sarge) uczestniczyliśmy w wielu misjach na tyłach wroga. Pustoszyliśmy składy amunicji, wysadzaliśmy mosty... Owszem czasami zdarzało nam się w amoku sabotować własne maszyny wojenne i bunkry dowodzenia. Pewnie dlatego każdy szanujący się Wojszef dowodzi z linii frontu - znając ograniczenia swoich podwładnych nie chce ryzykować. Mimo to żaden, nawet najbardziej przebiegły jak na Orcze standardy Szef nie mógł przewidzieć spustoszenia, jakie czynił nasz oddział...


Żywot Grotta Poczciwego cz.1

Życie Grotta nie jest usłane różami. Z perspektywy czasu mógł bym nawet ująć całokształt mojego długiego, jak na standardy Grottów żywota w słowach "życie chłoszcze". Zazwyczaj nękana różnymi zagrożeniami "długowieczność" Grottów uzależniona jest od ich przydatności. Ściślej ujmując, nie mówię o naszych wrodzonych zdolnościach bitewnych. Miałem raczej na myśli służalczość, oddanie, niebagatelny udźwig, które przyprawione odrobiną sprytu, pozwalają przetrwać. Choć małe wzrostem, Grotty mają ogromny wpływ na Orczą wojaczkę. Gdyby nie wasza "podrasa", Orki już dawno wymordowały by siebie nawzajem. Tak mawiał mój najlepszy przyjaciel. Ha! Najlepszy... Germanizator (Germaniser) liczył się bardziej ze stanem swojego motoru niż moim. Drobna rysa na karoserii i ta menda katowała mnie godzinami, lub do momentu, w którym traciłem przytomność. Mimo to służba u Burszuja miała swoje plusy. Pęd powietrza wbijającego mój zad w siedzenie, ryk karabinów, świszczące odłamki. Inne Grotty mogły tylko pomarzyć o przygodach, które jam nie chwaląc się przeżył. Wojaczka była moją karmą, przynajmniej do czasu, kiedy mój pan został wcielony do oddziału uderzeniowego...