Od tej pory ryk karabinów słyszałem jedynie z daleka, a zamiast świszczących odłamków nękały mnie syki bata, którym poganiano mnie do pracy. Od ckliwych wspominek oderwał mnie nagły rozbłysk światła. Z początku byłem przekonany, że to Voodoo, nasz Szaman objawi się po to, by po raz kolejny wybawić mnie z opresji. Przez lata udało mi się zaciągnąć pokaźny dług wzajemnej wdzięczności. Mimo to coś jest nie tak. Skądś znam to pulsujące, fioletowe światło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz